Выбрать главу

Christy pokręciła głową.

– Problem nie w tym, co ja zrobię, ale co ty zrobisz – powiedziała łagodnie.

– Czy to znaczy, że nie powiesz policji? Dziewczyna westchnęła ciężko.

– Recepty były kradzione.

– No tak – skinęła głową – powinnam przecież sama na to wpaść. Po prostu się łudziłam…

Przed domem zahamował samochód. Amy poderwała głowę.

– A więc już to zrobiłaś? – Twarz miała kredowobiała. – Zawiadomiłaś policję?

– To nie policja – uspokoiła ją Christy. – To doktor McCormack.

– Ale… dlaczego on?

– Przyjechał odwieźć mnie do domu. Ale mam pomysł. Potrzebna jest ci pomoc. Sprawa z policją wcale nie jest najważniejsza. Znacznie istotniejsze będzie wyleczenie z uzależnienia od valium. Tu trzeba dobrego lekarza.

– Ale… ja nie mogę! – Amy protestowała niepewnie.

– Każdego dnia potrzebujesz coraz więcej valium, prawda?

– No, tak…

– I nie potrafisz sama przestać. Czy mogłabyś oddać mi tabletki i już nigdy nie wziąć ani jednej?

Teraz łzy leciały już strumieniem.

– Próbowałam tak właśnie zrobić – szlochała Amy – i nie dałam rady. Christy, wydaje mi się, że tracę rozum… Mówię to całkiem poważnie.

Dziewczyna mocno ujęła roztrzęsione dłonie pani Haddon.

– To jest zadanie dla doktora McCormacka – powiedziała. – On będzie wiedział, jak ci pomóc. Jesteś w poważnych tarapatach, Amy, ale nikt nie chce wpakować cię do więzienia. Tym niemniej złamałaś prawo i coś z tym trzeba będzie zrobić.

Stukanie do drzwi oznajmiło przybycie lekarza. Amy energicznie otarła oczy i policzki.

– Czy on rzeczywiście potrafiłby mi pomóc?

– Przecież nie tobie pierwszej to się zdarzyło! – zapewniała Christy. – Istnieje specjalna organizacja, TRANX, i utworzono ją właśnie w tym celu. Aby pomagać. Adam, to znaczy doktor McCormack, pomoże ci zacząć. Czy mogę go wpuścić?

– Sama to zrobię. – Amy wstała, biorąc głęboki oddech.

– Chciałabyś, abym przy tym była? – spytała Christy.

Pani Haddon była już całkowicie opanowana.

– Dziękuję, ale chyba poradzę sobie sama. Dziewczyna przytaknęła ze zrozumieniem. Oparta o kule szła wolno w stronę drzwi. Kiedy dochodziła, Adam stał już na progu.

– Christy myśli, że mógłby pan, że… zechciałby mi pan pomóc…

Spojrzał na nią ze współczuciem.

– Na tym polega moja praca, pani Haddon. – Nieświadomie powtarzał zapewnienia sprzed kilku minut. – Jest pani pacjentką Kate Blair, ale jeśli mogę pomóc…

– Tak, właśnie o to proszę – potwierdziła. Adam ujął panią Haddon pod ramię i wprowadził do domu, zamykając za sobą drzwi.

Christy skorzystała z chwili spokoju, by nieco odpocząć w samochodzie. Była zadowolona, że nie musi być świadkiem dalszego ciągu tej rozmowy. Zobaczyła dosyć, by wierzyć, że Adam poradzi sobie. Myślała o wyrazie jego oczu w momencie, gdy zaoferował pomoc. Nic dziwnego, że był wziętym położnikiem; kobiety na pewno czuły się bezpiecznie w jego obecności. Promieniował spokojem, kompetencją i dobrocią.

Czemu, u licha, porzucił swą praktykę, by przybyć aż tutaj, nie wiadomo który raz zastanawiała się Christy. Niewątpliwie zostawił w Anglii wiele bliskich osób. Ten mężczyzna był chodzącą zagadką.

Wreszcie pojawił się. Pani Haddon stała na ganku i machała im na pożegnanie.

– No i co? Myślisz, że wykaraska się z tego? – spytała ciepło, gdy tylko domek zniknął za zakrętem.

– Dziś będzie miała spokojną noc – powiedział z powagą – ale to jest długi i żmudny proces.

– A policja?

– Ma zamiar zgłosić się tam jutro – zerknął w jej stronę. – Zadzwonię do nich wcześniej i uprzedzę. Inaczej jakiś nadgorliwy młodzik gotów ją jeszcze zaaresztować. Pani Haddon ma zamiar przyznać się do wszystkiego.

– Tak, powinna to zrobić. Myślisz, że będą chcieli wnieść oskarżenie? – zapytała z niepokojem.

– Nie sądzę. To jej pierwsze wykroczenie. I sama się zgłasza. Ale z pewnością zainteresuje ich chłopak, który jej sprzedał recepty. Bardzo zainteresuje.

– A więc myślisz, że wszystko się ułoży?

– Wyciągnięcie jej z uzależnienia to dopiero początek – powiedział z namysłem, skupiony na pokonywaniu ostrego zakrętu. – Wygląda na to, że całkiem wyizolowała się z otoczenia. Jest przekonana, że wszyscy patrzą na nią z politowaniem i boi się pytań o syna. Wiesz może coś o nim?

– Niestety, nie.

– Nie widziała go od ośmiu lat – wyjaśnił, niecierpliwie bębniąc palcami o kierownicę. – Jeśli zniknął, bo nie układało mu się z ojcem, to może trzeba go powiadomić, że matka jest sama.

– Ale pani Haddon nie wie nawet, gdzie go szukać.

– Są przecież różne organizacje, mogą pomóc.

– Nie, ona jest zbyt dumna, by tego próbować.

– Ale ja nie jestem. – Spojrzał na Christy przelotnie. – Czy nasza recepcjonistka będzie miała dane w kartotece?

Christy roześmiała się ubawiona.

– Bella wie, ile razy każdy z nas kichnął za życia. Ona wie wszystko, co tylko można wiedzieć.

– A czy będzie trzymać język za zębami?

– O, na pewno. Rozpogodził się.

– Znakomicie, zatem jutro wyślemy tropiciela tym śladem. Szanse nie są duże, ale gdyby udało się odszukać chłopaka, a zwłaszcza gdyby zgodził się choćby na wizytę, dałoby to jej niezbędny impuls do życia.

– Ja też tak myślę.

– Znakomita robota, Christy – powiedział, spoglądając na nią z uznaniem.

– Moja? – zdziwiła się. – Przecież ja nic nie zrobiłam.

– Tak? Jestem przekonany, że większość tutejszych aptekarzy na twoim miejscu zawiadomiłaby natychmiast komisariat, aby tylko mieć sprawę jak najszybciej z głowy. Chyba pod maską jędzy masz jednak serce! – Wybuchnął śmiechem, widząc jej minę. – Hej, dziewczyno, ciesz się życiem, w końcu zaprosiłem cię dziś na elegancki obiad. Czekają już na nas w słynnym Pubie Corrook. Aż tutaj słychać skwierczenie befsztyków.

W pubie było spokojnie. We wtorkowe wieczory nigdy nie pojawiało się wielu gości. Kelnerka przyniosła im napoje, uśmiechnęła się raz, zdawkowo, w stronę Christy, z pół tuzina razy, gorąco, do Adama i zniknęła z zamówieniami.

– Ożywiłeś to miasteczko – stwierdziła Christy, przypominając sobie reakcję Ruth i obserwując jawną kokieterię kelnerki.

– Tak? – Pociągnął tęgi łyk piwa, usiadł wygodniej i bacznie się jej przyglądał.

– Stanu wolnego – tłumaczyła cierpliwie – czyli do wzięcia.

– Nie taki znowu do wzięcia.

– Czemu nie? – nie zdołała w porę powstrzymać pytania.

Zachmurzył się, Christy aż zagryzła język. Co ją podkusiło do takiego wścibstwa. Stracił żonę zaledwie pół roku temu. Jeśli ją kochał, to na pewno ciągle czuje ból.

– Adam, ogromnie cię przepraszam! – wykrzyknęła pospiesznie, nagle przerażona własną gruboskórnością. Ujęła go odruchowo za rękę. – To było głupie i niedelikatne z mojej strony.

Wzruszył ramionami, ale ból w oczach wcale się nie zmniejszył.

Czy to tęsknota za zmarłą Sarą sprawiła, że tak go to zabolało? A może zostawił w Anglii kogoś bliskiego? Pomyślała o międzykontynentalnych rozmowach w środku nocy. Kogo prosił wtedy do telefonu? Fionę?

– Czemu tu przyjechałeś? – starała się, by zabrzmiało to jak najdelikatniej. Znowu dotknęła jego dłoni. – Czy mylę się myśląc, że zostawiłeś w Anglii coś więcej niż dobrze prosperującą praktykę położniczą?

Źrenice patrzących na nią oczu rozszerzyły się nagle. Nie spuściła wzroku. Zapadła długa cisza.