Выбрать главу

Uniósł brwi, a usta wykrzywił w kpiącym uśmiechu.

– To brzmi jak wyzwanie, panno Blair… Christy.

– Z pewnością nie! – rzuciła wściekle. Gwałtownie wsiadła do samochodu. – To obietnica! – Włączyła silnik. – A teraz jedźmy.

Podróż do Corrook dłużyła się nieznośnie. Gdyby tylko potrafiła złagodzić napięcie między nimi. Chociaż nie chciała mieć z nim nic ale to nic wspólnego, miasteczko było zbyt małe na taki luksus. Musi zdobyć się na zwykłą uprzejmość.

– Adam…

– Tak? – głos brzmiał tak, jakby Adam właśnie zasypiał.

– Przepraszam – powiedziała z namysłem, zerkając w jego stronę. Półleżał z zamkniętymi oczami, wystawiając twarz do słońca. – Nie chciałam być aż tak opryskliwa.

– To czemu byłaś? – spytał, nie otwierając oczu. – Czyżby twój wielki brat zmusił cię do rezygnacji z ważnej randki, abyś mogła mnie odebrać?

Zaśmiała się przez uprzejmość. Ciekawe, co by powiedział, gdyby wyznała prawdę? Że pięć lat temu beznadziejnie się w nim zakochała i jeszcze teraz może ją zranić swym zachowaniem, jak nikt inny.

– Powiedzmy, że wstałam lewą nogą – odrzekła pojednawczo. – Nie zawsze jestem taka wredna.

– To dobrze. Nie wyobrażam sobie, by twoja apteka była dochodowa, jeśli traktujesz wszystkich klientów tak, jak mnie. Chyba że masz monopol.

– Tak, to jedyna apteka w promieniu czterdziestu mil – pozwoliła sobie na słaby uśmiech. – Sam widzisz, że mogę być jędzą.

– Szczęściara – dalej nie otwierał oczu.

– Słuchaj, staram się być miła. Czy nie moglibyśmy zacząć od początku?

Nieznośna cisza wypełniła samochód i zdawało się, że będzie trwać w nieskończoność. Wreszcie Christy nie wytrzymała i spojrzała w jego stronę. Zaraz odwróciła wzrok, ale nie dość szybko, by nie dostrzec, że obserwował ją z leciutkim uśmiechem.

– Przeprosiny przyjęte, nie potrafię się obrażać – powiedział w końcu. Skrzyżował ręce na piersi i wyciągnął się wygodnie. Sprawiał wrażenie, iż napawa się jej zmieszaniem. – Chyba spiekłem się na raka. Moja blada skóra nie przywykła do takiego słońca.

Mimo że przybywał prosto ze środka angielskiej zimy, wcale nie był blady. Wręcz przeciwnie, opaleniznę miał mocniejszą od niej.

– Krem ochronny jest w schowku przed tobą – powiedziała – albo, jeśli chcesz, możemy zaciągnąć dach.

– W żadnym razie. – Wyjął krem i nasmarował twarz grubą warstwą. – A ty nie boisz się raka skóry?

– Smarowałam się wcześniej, ale dzięki za troskę.

– Nie ma za co. – W głosie Adama wciąż słyszała śmiech. – Więc jesteś tu już dwa lata? – zapytał.

– Tak, przyjechałam w ślad za Richardem – odparła, z trudem zachowując normalny ton głosu.

– Czemu tu przyjechałaś?

Miała ochotę przyznać, że to przez niego spakowała manatki. By się uwolnić. Ale wszystko na próżno, pojawił się tutaj. Tyle że prawie jej nie pamięta.

– Przyjechałam niedługo po Richardzie, Corrook potrzebowało farmaceuty – wydusiła przez zaciśnięte gardło – i zdawało się, że to wymarzona okazja.

– Wspaniała okazja, by uciec z Anglii?

– Oczywiście, że nie – zaoponowała, z trudem zachowując spokój. – A czemu ty przyjechałeś? – spytała lekkim tonem.

– Richard mnie potrzebuje – odpowiedział.

– Bądź poważny. Dla mnie to była okazja. Ale dla ciebie? Powrót do praktyki ogólnej…

– Lubię to. – Patrzył prosto przed siebie, lecz Christy miała wrażenie, że widzi całkiem co innego niż drogę, którą jechali. – Brakowało mi właśnie czegoś takiego. Kiedy Sara umarła…

– Kiedy to się stało? – zapytała wbrew woli, szybciej niż zdołała się powstrzymać. I pożałowała tego, zanim jeszcze skończyła pytać. Ale ku jej zaskoczeniu Adam odpowiedział.

– Sześć miesięcy temu. Od tamtej pory nie mogę sobie znaleźć miejsca. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się bezradnie. – No, więc przyjechałem tutaj.

– Na długo?

– Czemu pytasz? – Uniósł brwi. – Masz mnie za przelotnego ptaka?

– To nie ma nic wspólnego z tym, za kogo cię mam – odpowiedziała sztywno. – Trudno jednak być dobrym lekarzem, nie znając ludzi. A ci, w Corrook, nie dają się szybko poznać.

– Innymi słowy nie powinienem był przyjeżdżać, o ile nie mam zamiaru zostać?

– Tego nie twierdzę.

– I nie musisz. – W jego głosie słychać było ironię.

Christy z wysiłkiem powstrzymywała się od płaczu.

– Doceniam twoją troskę – powiedział Adam poważnie. – Nie zgodziłbym się na tę pracę, gdyby Richard nie był w sytuacji podbramkowej. Szukałem czegoś na kilka miesięcy i spytałem go, czy nie wie o czymś takim. W chwilę później błagał mnie, abym przyjechał do Corrook. Wcale nie odniosłem wrażenia, że komuś zajmuję miejsce.

Christy niechętnie skinęła głową.

– Tak, Richard jest zdesperowany, zwłaszcza że poród Kate się zbliża.

– Wspominałaś, że ona też jest lekarzem?

– Zanim Richard się zjawił, Kate prowadziła praktykę sama – wyjaśniła. – We dwójkę rozwinęli ją i teraz jeden lekarz już nie wystarcza. Richard uruchomił szpital, zbudowali też dom opieki. Obecnie okoliczni emeryci, zamiast przenosić się do miasta, zostają i zapotrzebowanie społeczności lokalnej na usługi medyczne stale rośnie.

– No, to chyba nie jest wam potrzebny położnik. Odpowiedziała wzruszeniem ramion.

– Dzieci zawsze się rodzą. Co prawda szpital nie ma oddziału położniczego i przyszłe mamy powinny jeździć do Melbourne, ale wiele z nich zachowuje się tak, jak Kate. Czekają do ostatniej chwili i skutek jest taki, że dodatkowy tłumoczek pojawia się w naszym szpitalu.

– Czarujące określenie. – Adam roześmiał się. – Lubię przyjmować takie tłumoczki. Co trzeba zrobić, abyśmy uzyskali odpowiedni status?

– Potrzeba mieć… położnika – odpowiedziała. – Gdybyś zdecydował się zostać… – W co wątpisz – przerwał.

– Gdyby okazało się, że zostajesz – zignorowała wtręt – to przypuszczam, że Richard wystarałby się o uprawnienia dla szpitala. Ale to przecież odległa przyszłość.

– To prawda – przyznał spokojnie. Spojrzał na nią spod oka. – Czy dobrze zgaduję myśląc, że tylko ucieszyłabyś się z mego odejścia?

Christy wstrzymała oddech – Ja… mnie jest wszystko jedno – wydusiła z trudem. – Corrook potrzebuje jeszcze jednego lekarza, więc równie dobrze możesz to być ty.

– Bardzo jesteś miła. – Uniósł brwi, a drwiący uśmiech powrócił. – Czy wobec wszystkich mężczyzn jesteś tak wrogo nastawiona? Czy każdy lekarz byłby tak powitany?

– Każdy równie zarozumiały – westchnęła z rezygnacją. – Myślę, że pora skończyć te przesłuchania. Nie muszę cię lubić, a ty nie musisz lubić mnie. Nasza zażyłość jest już wystarczająca.

Adam skinął głową. Zamknął oczy i wygodnie wyciągnął się w fotelu.

– Owszem, gdyby nie jeden drobiazg – powiedział z wolna.

– Mianowicie? – Christy była coraz bardziej zła.

– Ciągle zachowujesz się tak, jakbyś rzucała mi wyzwanie.

ROZDZIAŁ TRZECI

Zostawiła Adama przed domem Richarda. Na próżno Kate zapraszała ją, by została na obiedzie, Christy nie miała zamiaru spędzić ani chwili dłużej w jego towarzystwie.

Mały domek, w którym mieszkała, był kiedyś własnością Kate. Christy wyszła na werandę ze szklanką zimnego napoju. Wieczór był bardzo cichy, jedynie kilka ptaków odzywało się wysoko w eukaliptusach, a jakaś zapłakana żaba zdawała się narzekać na upał. Poza tym panował spokój. Zwykle Christy bardzo lubiła takie wieczory, błogosławiąc wówczas po raz kolejny decyzję przenosin do Australii. Ale tym razem było inaczej. Obecność Adama wszystko zmieniała.