Nagle zatrzymała się. W otwartych drzwiach łazienki zobaczyła Kate, leżącą w wielkiej kałuży krwi na zielonej posadzce. A na jej udzie spoczywał, a właściwie wiercił się, mały, cały zakrwawiony tobołek.
I wrzeszczał.
Przez chwilę, która na pewno utkwi jej w pamięci na zawsze, miała wrażenie, że Kate nie żyje. Pochyliła się i podniosła dziecko z zimnej podłogi. Pępowina ciągle łączyła je z matką. Christy zbadała tętno na szyi bratowej. Z ulgą wyczuła puls.
– Och, dzięki Bogu – wyszeptała. Tętno było słabe, ale regularne.
Rozpłakała się z emocji i strachu. Krew była wszędzie. Kate musiała stracić przytomność z powodu krwotoku. Pępowina sprawiała, że Christy nie mogła pójść do telefonu, trzymając dziecko. Czy powinna ją przeciąć? Gdzieś czytała, że można ją przegryźć, ale odrzuciła pomysł równie szybko, jak szybko przyszedł jej do głowy. Schwyciła kilka grubych ręczników i owinęła szczelnie niemowlę. Z innego ręcznika zrobiła sprawnie materacyk i przytuliwszy dziecko do uda ciągle nieprzytomnej Kate pobiegła po pomoc.
Najpierw pomyślała o Richardzie, ale przecież był on wiele mil od domu. Nagle przypomniała sobie Adama i poczuła nieco wdzięczności wobec losu. Jej domek nie był daleko. Trzęsącymi się palcami wykręciła numer. Odebrał po drugim dzwonku.
– Adam? – zawołała szybko, zanim zdążył coś powiedzieć.
– Och, panna Blair – zaśmiał się. – Sprawdzasz, czy nie zająłem ci sypialni?
– Jestem u Kate – wyrzuciła z pośpiechem i poczuła, że słucha jej teraz z całą uwagą.
– Co się stało?
– Ona… – przerwała, aby odzyskać głos – ona urodziła dziecko. Jest nieprzytomna. I wszędzie jest krew. Morze krwi.
– W domu?
– Tak, w domu, na podłodze…
– Dzwoń po ambulans – przerwał jej – i powiedz, niech przywiozą plazmę. Będę za dwie minuty.
Zjawił się nawet szybciej.
– A to dopiero! – Zagwizdał przez zęby. Nie zwracając uwagi na eleganckie spodnie i kosztowną koszulę, ukląkł prosto w kałuży krwi. Ujął nadgarstek Kate, by zbadać puls.
– Ona żyje – powiedziała Christy. – Przynajmniej tak myślę.
– Tak, żyje. Dzwoniłaś po ambulans? – Tak.
Skinął głową. Szybko umył ręce i znowu ukląkł. Najpierw dziecko. Christy odwinęła pokrwawione ręczniki, a Adam szybko przeciął pępowinę. Noworodek aż zachłysnął się z gniewu.
– Przynajmniej z dzieciakiem wszystko w porządku – powiedział zasępiony. – Zawiń go. – Pochylił się ponownie nad matką. – Czy możesz znaleźć ergometrynę w mojej torbie? Połóż gdzieś jego lordowską mość, będziesz mi potrzebna.
W chwilę później było już po zastrzyku. Znowu zbadał puls. Najwyraźniej nie było dobrze. Twarz miał ponurą. Nagle długi, powolny skurcz przeszył brzuch leżącej i lekarz rozpogodził się nieco.
– Dobrze – powiedział – chyba się przesuwa. – Minutę później przyjął łożysko. Sprawdził, czy jest całe i nawet zagwizdał z uznaniem. – To już lepiej – powiedział miękko. – Teraz ergometryna powinna spowodować skurcz macicy, krwotok zacznie się zmniejszać.
Następnie podał położnicy kroplówkę z solą fizjologiczną. Luźna podomka, jaką miała na sobie, nie wymagała rozcinania. Zresztą, jakie to miało znaczenie? Wątpliwe, by Kate chciała ją kiedykolwiek oglądać. Patrząc na sino-białą twarz bratowej, Christy z trudem tłumiła łkanie. Adam poprawił kroplówkę i znowu sprawdził tętno.
– Dobrze – powiedział – krwotok ustaje. Chyba zdążyliśmy. – Spojrzał na zawiniątko. – I będziemy mogli pokazać matce zdrowego dzieciaka.
Z zewnątrz dobiegł sygnał ambulansu.
Christy przytulała dziecko, nie spuszczając oka z twarzy Kate. Choć Adam twierdził, że zdążyli, Kate wyglądała okropnie.
– Plazma to wszystko, czego trzeba, by doszła do siebie – zapewnił ją łagodnie. – Krwotok właśnie ustał. Ona z tego wyjdzie, Christy.
Jakby dla potwierdzenia tych słów Kate poruszyła się i otworzyła oczy.
– Widzisz – powiedział, uśmiechając się jednocześnie do Kate. – Czy ukartowaliście to wspólnie z Richardem, aby sprawdzić, jak nowy doktor radzi sobie w nagłych wypadkach? – Ujął Kate za rękę.
– Wszystko w porządku, dziewczyno. Macie zdrowego chłopaka. Łazienka jest nieco w nieładzie, ale syn w najlepszym porządku. – Skinął na Christy, która położyła tobołek koło twarzy matki.
– Christy – zdziwiła się położnica – też tu jesteś?
– Uwielbiam krwawe jatki – odpowiedziała z czułym uśmiechem. Otarła zasychające łzy i znowu uśmiechnęła się z wdzięcznością, widząc jak twarz bratowej odzyskuje powoli normalny kolor.
– Poza tym, podoba mi się bratanek. – Spojrzała w stronę lekarza. – Czy jesteś pewien, że to bratanek?
Adam roześmiał się.
– Przyjąłem setki dzieci, madame, i jeszcze ani razu się nie pomyliłem.
– Syn – wyszeptała Kate. Zamknęła oczy i ponownie straciła przytomność.
– Jest tylko wyczerpana – stwierdził uspokajająco, widząc znowu panikę w oczach Christy.
Po chwili w drzwiach pojawił się kierowca karetki.
– Nieś swego bratanka – polecił Adam i spojrzał na zawiniątko. – Miał szczęście, że to taki ciepły dzień. Nie wygląda na zaziębionego. Po prawdzie, wygląda zadziwiająco zdrowo.
– Czy… nie pojedziesz z nami? – spytała Christy z wnętrza karetki. Patrzyła na pokrytego krwią mężczyznę, stojącego przy drzwiach. Kate była bezpieczna, nawet ona, Christy, była bezpieczna, a wszystko dzięki niemu. Patrzyła na dziecko i łzy toczyły się same po policzkach. Gdyby nie Adam…
– Pojadę za wami – obiecał. Wyciągnął rękę, by dotknąć spływającej łzy. – Kate nic już nie grozi, a ja muszę zadzwonić. Richard ma radiotelefon, i ktoś przecież powinien mu powiedzieć, że urodził mu się syn. Nie uważasz?
Gdy dojeżdżali do szpitala, Kate wyglądała już prawie normalnie. Położona do łóżka zasnęła głęboko. Nieco odprężona, Christy zaczęła odczuwać skutki szoku. Trzymała rękę śpiącej, siedząc przy łóżku. Adam dołączył po chwili i kiedy znowu zbadał Kate, autorytatywnie stwierdził, że poza szokiem i wycieńczeniem z powodu upływu krwi nic jej nie jest.
– Ciśnienie zaczęło wzrastać – powiedział. – Jutro będzie już siedzieć w łóżku i cieszyć się dzieckiem.
– Udało ci się złapać Richarda?
– Tak. – Usiadł przy niej. – Będzie tu zaraz.
– Jak on mógł ją zostawić? – dziwiła się Christy.
– Nie mógł przecież tego przewidzieć. – Adam pokręcił głową. – Zrobił, co mógł, prosząc cię, abyś do nich zajrzała, a wcześniej była tam siostra przełożona.
– Z całą pewnością byłam. – Alma wkroczyła energicznie do izolatki. – Nie rozumiem, jak to się mogło stać. Kate nie wyglądała dobrze podczas lunchu, ale zjadła placek i zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku. To było o drugiej. I proszę, co stało się cztery godziny później.
– Przepraszam, Almo. – Kate otworzyła oczy. – Przedobrzyłam. Chciałam być dzielna.
– Dzielna? – parsknęła Alma. – To znaczy, że już podczas lunchu wiedziałaś, iż poród się zaczął?
– Tak, miałam skurcze – przyznała Kate – ale rzadko. Wiedziałam, że jeśli powiem, Richard będzie się zamartwiał. A do tego to był pierwszy dzień pracy Adama… Liczyłam, że uda mi się dotrwać do powrotu Richarda. Zawiózłby mnie do szpitala. Ale wszystko stało się tak nagle. Wody odeszły. Później dziecko… Wszędzie było tyle krwi. I nie dałam rady zadzwonić…
– Wszystko w porządku, Kate – uspokajał ją Adam. – Christy spisała się wspaniale. Myślę, że jej drugim powołaniem będzie położnictwo.
– Za nic na świecie – wykrzyknęła Christy. – Już nigdy nie chcę mieć nic wspólnego z rodzeniem dzieci. Jeśli nie znajdę dzieciaka pod liściem kapusty, to wystarczy mi rola ciotki. – Z pokoju niemowlaków dobiegł płacz. – O wilku mowa, toż to chyba mój bratanek?