Выбрать главу

– Włożyliśmy go do inkubatora, aby się rozgrzał, ale to chyba zbędne – rzekł Adam. – Wygląda na to, że wcale nie jest mu tam dobrze. On chce do mamy. A czy mama też go chce?

– O tak! – szepnęła Kate. – Adam… – przerwała, z korytarza słychać było głos Richarda. Pytał o coś nerwowo. Po chwili stanął w progu. Patrzył jedynie na żonę.

Christy wstała z trudem. Ciało miała całe sztywne i obolałe. Adam, rzuciwszy okiem na małżonków, wziął ją pod ramię.

– Chodźmy – powiedział – niech się nacieszą. Chodźmy do domu.

Pojechali najpierw po samochód Christy zaparkowany w garażu Richarda.

– Czy myślisz o tym samym? – spytał niechętnie. Christy skrzywiła się.

– Richard jest strasznie zmęczony. Nie mogę pozwolić, aby zobaczył łazienkę w takim stanie. – Odetchnęła głęboko. – Jedź do domu, a ja przyjadę, jak tylko tu skończę.

Wysiadając z samochodu, prawie krzyknęła z bólu. Zraniona stopa nagle zaczęła ostro dawać się we znaki. Wcześniej Christy była zbyt zaabsorbowana, by zwracać na to uwagę.

Adam spojrzał na swe poplamione ubranie. Potrząsnął głową ze śmiechem.

– Byłoby grzechem nie skorzystać z tego kombinezonu. To ty jedź do domu, Christy. Weź gorącą kąpiel i przygotuj fasolę na kolację.

– Ależ nie mamy fasoli – wyrwało się jej mimo woli.

– Owszem mamy, kupiłem dziś puszkę.

– Kiedy ja… planowałam parówki – upierała się bez sensu, wytrącona z równowagi.

– Parówki z fasolą to mój przysmak.

– Są tylko dwie.

– Ja jestem gotów podzielić się fasolą. Chyba dwie parówki też łatwo dają się dzielić na pół? – spytał z wyrzutem.

Christy z przerażeniem wyobraziła sobie harmonijne życie domowe. Wspólne posiłki, wspólne mieszkanie… Miała tego dosyć, była zmęczona i nie stać jej było na uprzejmość.

– Jedź, Adamie – rzuciła ze złością. – Sama tu posprzątam!

Zręcznym ruchem wyrwał jej kluczyki i szybko wrzucił sobie za koszulę. Rozpiął górny guzik. Opalony tors pokrywały złote włosy. Uśmiechnął się prowokująco.

– Zostaną tam, dopóki nie posprzątamy. Chyba, że sama je wyjmiesz.

Christy z wściekłością wciągnęła powietrze. Zrezygnowała jednak z dyskusji, odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę domu, ignorując ból w nodze. Adam zaśmiał się gardłowo i poszedł za nią.

Gdy skończyli sprzątanie, czuła się całkiem wyczerpana i ostatecznie była mu wdzięczna za pomoc.

Ale nade wszystko ważne było zdrowie Kate i dziecka. Gdyby coś im się stało, sprzątanie łazienki miałoby zupełnie inny charakter.

– Muszę ci podziękować – powiedziała niechętnie, gdy chowali środki czyszczące.

– Co ja słyszę? – uśmiechnął się i lekko dotknął jej policzka, tak że aż się żachnęła. – Czyżbyś czuła coś innego niż niezmienną niechęć?

– Czuję wdzięczność – odparła – a także potworne zmęczenie. Chcę szybko zjeść i pójść do łóżka.

– Chyba wszyscy mamy dość – zgodził się natychmiast. – Pewnie się cieszysz, że zachowałaś swoją sypialnię? Twoje łoże wygląda znacznie bardziej zachęcająco niż ta wąska koja w pokoju gościnnym.

– Oczywiście, musiałeś to sprawdzić – nie wytrzymała.

– Jasne – potwierdził – przeszukałem cały dom. Sprawdziłem, czy parapety są zakurzone, obejrzałem twoją szufladę z majtkami, dziury w skarpetkach i jeszcze zdążyłem przeczytać czterysta pięćdziesiąt trzy listy miłosne. Te przewiązane różową wstążką, które znalazłem w biurku. – Pochylił się, by pogłaskać małą kotkę Kate. – Myślisz, że powinniśmy ją nakarmić?

– Ja to zrobię. – Christy niechętnie pomyślała o kolejnym zadaniu. – Jedź do domu.

Obserwując kocią ucztę, nawet nie zauważyła, kiedy Adam wyszedł.

Zamykając za sobą drzwi, zobaczyła swój samochód stojący na podjeździe. Kluczyki tkwiły w stacyjce. Na dłuższą chwilę zatrzymała się na werandzie. Stała i starała się zdobyć na odwagę, by pojechać do domu. Do domu i… Adama.

Gdy wreszcie tam dotarła, właśnie kończył gotować. Parówki podskakiwały na patelni, fasola bulgotała obok, a na stole pyszniła się zachęcająco miska sałatki.

– Szybki jesteś – przyznała z ociąganiem.

– Owszem, gdy jestem głodny. – Podniósł do góry jajko. – Jedno czy dwa?

– Jedno – odpowiedziała machinalnie.

– Jajka gotuję równo cztery minuty – uprzedził. – Ma pani cztery minuty na kąpiel, madame.

– Tak jest, sir.

Z łazienki wyszła w cienkiej podomce. Wilgotne włosy, nie rozczesane, opadały jej na ramiona. Gdyby nie Adam, padłaby do łóżka bez jedzenia. Tymczasem on zastawiał stół, tak jakby miał prawo rządzić się w jej kuchni bez pytania.

Jadła z trudem. Zdarzenia dnia wyczerpały ją, a obecność Adama dopełniała miary. Przełykała oporne kęsy, ale w końcu poddała się. Wstała, by włożyć talerz do zlewu. Gorąca kąpiel, a zwłaszcza dwadzieścia minut siedzenia przy stole, sprawiły, że stopa zesztywniała. Przeszył ją ból i Christy z trudem zdusiła jęk.

Adam wstał także.

– Nie smakuje ci fasola? – spytał delikatnie, zabierając jej talerz z rąk.

– To brak apetytu. – Wstrząsały nią dreszcze, być może spowodowane przez ostatnie emocje, a może także obecnością tak bliskiego jej kiedyś mężczyzny. – Fasola nie jest temu winna, nie zjadłam też parówki.

– Wcale się nie dziwię. Gdybyśmy byli w Londynie, porwałbym cię do świetnej francuskiej restauracyjki.

Już to kiedyś robiłeś, przypomniała sobie jak przez mgłę.

– Słuchaj, dziewczyno, z Kate naprawdę jest wszystko w porządku – zapewnił Adam, opacznie interpretując jej wyraz twarzy.

– Tak, wiem.

– To co cię gryzie?

– Jestem po prostu przeraźliwie zmęczona – odparła. Spróbowała prześliznąć się koło niego, ale zagradzał jej drogę. – Doktorze McCormack, chciałabym już iść do łóżka, źle spałam zeszłej nocy. Dziś był okropny dzień, jutro pewno nie będzie lepszy. Czy zechce mnie pan przepuścić?

– Czemu nie spałaś wczoraj?

– Nie twoja sprawa – odpaliła, tracąc cierpliwość. Zagryzła wargi w desperacji. – Proszę, zwyczajnie proszę, pozwól mi przejść.

Spoglądał na nią tak, jakby to co mówiła, było całkiem niezrozumiałe.

– Christy, co ja takiego zrobiłem, że wytrąca cię z równowagi sama moja obecność? – Ujął ją za ramiona i zmusił, by nie odwracała wzroku. – Nie mam pojęcia, o co tu chodzi!

– Ja też nie! – Wyrwała się i przecisnęła koło niego. Na szczęście już jej nie zatrzymywał. – Dobranoc, doktorze.

– Ty chyba kulejesz.

– Dobranoc – powiedziała stanowczo, chwytając za klamkę.

– Ale…

– Chyba mam prawo kuleć we własnym domu? Dajże mi wreszcie spokój.

Zmęczenie przyniosło jej dwie godziny snu. Później ból w nodze wziął górę. Stopa była rozpalona, pulsujące ukłucia stały się trudne do zniesienia. Nawet okrywające ją lekkie prześcieradło zbytnio ciążyło. Wpatrywała się w zalany światłem księżyca pokój, próbując zmusić ból do ustąpienia. Zazwyczaj dźwięki cykad działały kojąco. Tej nocy zdawały się jednak mówić: „Takie właśnie jest życie, co z tego, że twój świat się rozleciał? Kogo to może obchodzić”. Zupełnie jakby przedrzeźniały jej myśli.

Otarła łzy ze złością. Znowu zachowuje się jak przewrażliwiony, zakochany podlotek. Czemu nie może być normalną, dorosłą kobietą? Przecież to jedynie lęk, że go znowu spotka, powstrzymuje ją przed wizytą w kuchni i połknięciem kilku aspiryn. Spuściła nogi na podłogę i prawie krzyknęła. Opierając się całym ciężarem o stojące obok krzesło zdołała wstać. I tak dokuśtykała do drzwi. Stukot krzesła o podłogę nie powinien obudzić Adama, pomyślała, jego pokój jest po przeciwnej stronie domku. Gdy dobrnęła do kuchni, oparcie stało się zbędne. Rozruszana stopa nawet jakby nieco mniej bolała. To tylko stłuczenie, stwierdziła w duchu. Nalała wody do szklanki i zaczęła szukać aspiryny w szafce nad zlewem.