Выбрать главу

Oczywiście Vesla jako nastolatka próbowała zaspokoić się sama, lecz nigdy jej się to nie powiodło. Może dlatego, że nie przykładała się do tego z całego serca, bo tak doskwierało jej poczucie winy i świadomość, że robi coś niedozwolonego.

Ale tym razem to Antonio prosił ją, żeby spróbowała zrobić to w nowy sposób. A dla niego Vesla gotowa była na wszystko. I to stawało się niemal czyste i piękne. Niemal.

Nie wierzyła wprawdzie, że jej działania przyniosą jakikolwiek skutek, jak na razie dotychczas nic przecież nie pomagało i mniej więcej to samo robiła wcześniej. Może nie tak mocno, ale…

Okej, zaczynaj, powiedziała do samej siebie.

Położyła palce na najwrażliwszym punkcie, który u niej nie był ani trochę wrażliwy, ale wiedziała, gdzie go szukać. Potem mocno go przycisnęła, aż do kości łonowej, i zaczęła robić tak, jak powiedział jej Antonio, obracać mocno palcami przyciśniętymi do kości, nie trąc nimi. Skóra poddawała się ruchom palców. Robiła tak, dopóki nie poczuła się całkowicie wycieńczona. Miała wówczas przestać na minutę albo dwie i zacząć od nowa.

Kiedy powtórzyła tę czynność pięć albo sześć razy, była już tak zmaltretowana, że musiała się od nowa posmarować swoim eleganckim kremem do twarzy. Nie wierzyła, żeby to, co robiła, mogło mieć jakiś efekt, poza tym, że zaczęło ją boleć, ale uparcie nie przerywała. Nie chciała sprawić Antoniowi zawodu. Intensywnie przy tym o nim myślała…

Wykonała już chyba dwadzieścia „zabiegów”, kiedy wreszcie się poddała. Leżała, z trudem łapiąc oddech, bardzo rozczarowana. Nic z tego, widać ona się do niczego nie nadaje. Jeśli w takim miejscu można dostać siniaków, z całą pewnością właśnie to ją czekało następnego dnia.

Leżała tak przez kilka minut, gdy nieoczekiwanie poczuła lekkie mrowienie w owym wrażliwym, a teraz bardzo udręczonym punkcie, jak gdyby czekał na kolejny atak. Uczuciem przyjemności nikt nie mógł tego nazwać, lecz nagle jakby coś obudziło się do życia, coś, co od bardzo dawna pozostawało w uśpieniu. A więc było tak, jak opisywano w tej książce: ta jej część, która powinna być pod względem erotycznym najbardziej wrażliwa, cofnęła się gdzieś w obrzydzeniu dawniejszymi przeżyciami. Albo może też Vesla po prostu zaliczała się do kobiet, które trudno rozpalić.

Po kolejnych dwóch minutach pojawiła się kolejna zachęta:

Rób tak dalej.

Ale owa słabiutka oznaka życia wystraszyła Veslę nie na żarty. Nie miała śmiałości robić tego dalej sama. Nie chciała ryzykować przeżycia kolejnej klęski. Pozwoliła, by owo ledwie przebudzone uczucie ucichło.

Jutro, nie, już dzisiaj wieczorem, wróci Antonio, pomyślała. Wtedy będę miała jego wsparcie, on mi pomoże przejść dalej.

Jeśli oczywiście będzie jeszcze jakieś „dalej”. Bo zapewne jak zwykle skończy się w ślepej uliczce.

Dzień upływał na nerwowym wyczekiwaniu. Wydawało im się, że marnują tylko czas, lecz nie mogli wykrzesać z siebie dość spokoju, żeby cokolwiek zdziałać.

Nadeszła kolej Unni na przygotowanie obiadu, a ona nie była mistrzynią świata w gotowaniu.

– Co mogę wymyślić? – poskarżyła się, niechętnie zaglądając do lodówki.

– Jest naprawdę dużo składników – pocieszyła ją Gudrun. – Masz w czym wybierać.

Unni westchnęła.

– Chciałabym przyrządzić coś ekstra, coś takiego, co ty umiesz, ale nie mam żadnej wyobraźni, jeśli chodzi o jedzenie.

– Zajrzyj do jakiegoś tygodnika. Często zamieszczają smaczne i bardzo ciekawe przepisy.

– Nie, dziękuję – odparła Unni krótko. – Nie znoszę tej nowej mody fotografowania jedzenia. Fotograficy robią zdjęcia dań z tak bliska, że jedzenie wygląda jak wnętrzności trupa.

– Ależ, Unni!

– Przepraszam, nie powinnam była tego powiedzieć, jestem po prostu poirytowana, zniecierpliwiona i niespokojna. Nie mogę się już doczekać Antonia!

– Wiem o tym – kiwnęła głową Gudrun. – Nikt z nas nie ma dzisiaj najlepszego nastroju.

Unni znów westchnęła.

– Chciałabym zrobić coś, co lubi Jordi.

– To go zapytaj! To wcale nie musi być nic wyrafinowanego, często to, co najprostsze, bywa najlepsze.

– To prawda. – Unni zatonęła w myślach. – Moja babcia opowiadała, że wyszła za mąż w roku, w którym skończyła się druga wojna światowa. Ona i dziadek pojechali wtedy do Szwecji. Mieli sobie zażyczyć, czego tylko zapragną na weselny obiad, a oni wybrali kotlety schabowe z brązową fasolą, a na deser sałatkę owocową. Bo właśnie o tym marzyli przez wszystkie te lata.

– Sama widzisz. Nie była to więc żadna egzotyczna orgia.

– To prawda – uśmiechnęła się Unni. – Ale Norwegowie i tak nigdy nie pokochali tej bardzo szczególnej szwedzkiej brązowej fasoli z syropem i octem. Babcia mówi, że z tym daniem trzeba się urodzić i dorosnąć.

– No właśnie – przyznała Gudrun. – Podobnie jak Szwedzi bardzo obojętnie podchodzą do puddingu karmelowego, który dla Norwegów jest szczytem doskonałości.

– A ani Norwegowie, ani Szwedzi nie pojmują zamiłowania do duńskiego chleba piwnego. A propos, skoro już mówimy o czymś, czego nie znosimy… Nie cierpię też tej głupiej mody, jaka pojawiła się w kwiaciarniach. Jak można dokładać do bukietów kokardę w kratkę, w dodatku z materiału? To jest po prostu brzydkie, a poza tym uważam, że to zniewaga dla kwiatów. Zawsze ją wyrzucam. Ale już wiem! Usmażę naleśniki na cześć Antonia, bo on je uwielbia. Ucieszy się, jak wróci do domu po południu albo wieczorem.

– Świetny pomysł! – przyznała Gudrun.

8

Ale Antonio nie wrócił do domu tego dnia.

Kontynuował swą podróż w stronę Valdres, a nawet dotarł już do tak niebezpiecznych dawniej Bagnskleivane i nic więcej się nie wydarzyło.

Zrezygnowali, pomyślał triumfująco. Mnisi zrezygnowali! Teraz Bagnskleivane były stosunkowo dobrze zabezpieczone. Mocne poręcze chroniły przed upadkiem w przepaść, zredukowano także niebezpieczeństwo kamiennych lawin, chociaż wciąż jeszcze zdarzało się, zwłaszcza w okresie topnienia lodów, że kamienie spadały z góry. Oczywiście miały też miejsce wypadki, zjechanie z drogi prosto w przepaść, na ogół zdarzały się jednak nocą kierowcom wracającym z dobrej zabawy, młodym chłopakom, którzy niedawno dostali prawo jazdy i koniecznie chcieli popisać się przed kolegami w samochodzie, do czego są zdolni.

Do wypadków dochodziło jednak bardzo rzadko. U każdego odruchowo wzmagała się czujność na widok przepastnej głębi, przez którą przedzierała się rzeka Begna.

Antonio był naturalnie poirytowany wszystkimi opóźnieniami wczorajszego dnia. Przecież mógł być już teraz w domu, a tymczasem jeszcze nawet nie osiągnął celu podróży!

Skręcił, żeby objechać skalny występ.

I nagle przeszył go zimny dreszcz, wszystkie reakcje nastąpiły jedna po drugiej. Na drodze tuż przed samochodem wyrósł jakiś człowiek. Antonio wcisnął do dechy hamulec, lecz był na to kompletnie nieprzygotowany, prowadził samochód zwykłym, równym tempem, które w tej sytuacji okazało się za szybkie. Musiał wybierać, czy wjechać w skałę, czy też zawierzyć ochronnej balustradzie, mającej zabezpieczać przed upadkiem w przepaść.

Nie zdając sobie z tego sprawy, zawołał: „Przeklęty idiota!” akurat wtedy, gdy mężczyzna obejrzał się za siebie wolnym ruchem. Antonio dostrzegł na jego twarzy złośliwy uśmieszek, ale musiał skoncentrować się na samochodzie.

Zdążył jednak zobaczyć.

To był ów ubrany na czarno miody chłopak, z którym rozmawiał po hiszpańsku.

Antonio usłyszał spokojny głos mówiący po norwesku.

– Samochód jest cały, ale kierowcą nieźle musiało potrząsnąć.

Przenikliwie zgrzytał metal.