Выбрать главу

– Na Boga, jak ty cuchniesz koniakiem! – skrzywił się w pewnym momencie Jordi.

– Bardzo mi przykro – odparł Antonio. – Niestety, zaczynam już trzeźwieć.

– Naprawdę? – spytał z niedowierzaniem Jordi. Unni, idąca za nimi, bo zarosła były tu zbyt gęste na to, żeby we troje zmieścili się obok siebie, zastanawiała się nad czymś innym.

– Te dwie przerażające postaci, które Urraca odprawiła machnięciem ręki… Kto to właściwie był?

Bracia zatrzymali się wśród brzóz.

– Muszę zadzwonić do Elia i spytać – powiedział Jordi.

– Do Elia? – zdumiała się Unni.

Antonio natomiast usiłował odebrać bratu telefon.

– Masz komórkę przy sobie i nic mi nie mówisz? Muszę porozmawiać z Veslą!

– O, tak, na wielkie nieba! – westchnęła Unni. – Powinniśmy przecież ich powiadomić, że odnaleźliśmy naszą zgubę.

– Martwili się o mnie? – cicho spytał Antonio.

– Nie, po prostu chcieli odzyskać samochód – zażartował Jordi. Zaraz potem jednak zapewnił: – Ogromnie się o ciebie niepokoiliśmy. Wszyscy, a najbardziej Vesla. Przecież inaczej nie przyjechalibyśmy tu za tobą.

– Wiem, wiem – roześmiał się Antonio. Pozwolono mu porozmawiać z Veslą. Jordi i Unni w tym czasie z cienkiego pnia przewróconej brzozy wystrugali odpowiednią kulę. Pień wydawał się dostatecznie mało spróchniały, żeby przez jakiś czas wytrzymać ciężar Antonia.

Przysłuchiwali się tonowi długiej rozmowy. Wychwytywali w niej czułość, miłość i intymność, chociaż słów nie słyszeli.

Jordi popatrzył na Unni z żalem w oczach.

– Przyjdzie taki dzień, zobaczysz.

Dziewczyna kiwnęła głową. Przyjdzie taki dzień, kiedy i oni będą mogli być ze sobą blisko, połączeni miłością równie wielką jak ta, którą okazywali sobie i obdarzali się Antonio i Vesla.

Przyjdzie taki dzień…

Kiedy przekleństwo nie będzie już dłużej ciążyło nad ich głowami. Kiedy zdołają je zniszczyć, uporają się z nim już na zawsze.

Kiedy… I czy w ogóle…?

Antonio zakończył rozmowę, twarz promieniała mu szczęściem. W czasie gdy wypróbowywał swoją nową kulę, Jordi zadzwonił do Włoch, do Elia. Tu, ponad wrzawą świata, połączenie było doskonałe.

Stary przyjaciel, słysząc ich głosy, wzruszył się niemal do łez. Wprost tryskał entuzjazmem, gadał jak nakręcony, tak że Jordi nie mógł wtrącić ani słowa.

Tak, tak, Elio i jego rodzina miewają się doskonale, Elio grywa w szachy z bratem Flavii i któregoś dnia dał mu prawie mata. Flavia jest teraz u siostry, ich matka bardzo źle się czuje. A teraz brat też wyjechał i pewnie na razie koniec z szachami. Oby Najświętsza Panienka zlitowała się nad chorą! Ale on, Elio, tak czy owak się nie nudzi, bo Flavia ma przepiękny ogród, mógł więc teraz być ogrodnikiem, dostał nawet kilka szczepek, które zabierze ze sobą do Hiszpanii… Co takiego? Jak wyglądał Emile? Nie, tego Elio nie wiedział, nigdy go nie spotkał. A poza tym zasadził…

Jordi w końcu go przekrzyczał.

– Wiesz, ile lat miał Emile?

– Nie, tego też nie wiem – odparł Elio, który w końcu zdał sobie sprawę z tego, że i jego rozmówca pragnie dojść do głosu. – Nikt go nie widział od tamtego czasu, kiedy zabił Santiago w piwnicy w Granadzie.

Jordi zaczął coś liczyć. Santiago zmarł w wieku dwudziestu pięciu lat, a Emile był od niego młodszy.

– Tak, tak, młodszy, o ładnych kilka lat. Wtedy widziano go po raz ostatni. Prawdziwy był z niego sprytny i przebiegły mały diabeł.

– Mały i zwinny?

– Jak łasica.

– Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie, Elio. Wspominałeś, że spotkałeś kiedyś Emilię. Mówiłeś, że to zła, chociaż piękna kobieta.

– No cóż, była piękna, kiedy ją spotkałem, ale jej uroda prędko przeminęła, tak przynajmniej mówili ci, którzy lepiej ją znali. Zdaje się, bardzo się starała za wszelką cenę zatrzymać urodę i młodość. Ale pamiętam, że ktoś kiedyś powiedział, że 'właśnie przez te próby odmładzania się wyglądała na co najmniej dwadzieścia lat starszą, niż była w rzeczywistości.

– Pamiętasz, jak była wtedy ubrana?

– Nie, ja na takie rzeczy nie zwracam uwagi. Ale ludzie mówili, że ani trochę nie miała gustu.

– Potrafisz ją sobie wyobrazić na przykład w obcisłej różowej sukience? W takiej, w której przypominałaby baleron?

– To rzeczywiście bardzo do niej podobne. Chyba naprawdę miała źle w głowie.

– Dziękuję, te informacje bardzo nam się przydadzą. Nie tęsknicie za domem?

– No, tak, oczywiście, zwłaszcza panie, ale jest nam tu naprawdę dobrze.

– Cieszę się, że tak jest. Elio, przypuszczamy, że Leon został już wyeliminowany z gry, już cię nie ściga. Nie wiem jednak, jak się sprawy mają z Alonzem i innymi. Jeśli więc zdołacie wytrzymać jeszcze trochę…

– Ależ tak, ależ tak! – zapewnił Elio.

Jordi obiecał, że zadzwoni, gdy tylko będą mieli jakieś nowe wiadomości.

Rozłączył się i popatrzył na towarzyszy.

– Chyba rzeczywiście jest tak, jak podejrzewaliśmy. Te dwie istoty, przywołane przez mnichów, to musieli być Emile i Emilia.

– Ojej – zdziwiła się Unni. – Ja niczego nie podejrzewałam.

– A ja miałem swoje przypuszczenia co do Emile – powiedział Antonio z namysłem. – Z początku nie, lecz kiedy pojawiła się także ta kobieta, zacząłem się czegoś domyślać. Ale on przecież był dziadkiem Emilii ze strony ojca. Mógł mieć dzieci w tak młodym wieku?

– A dlaczego nie? – spytał Jordi cierpko. – Na ile oceniałbyś wiek tego chłopaka?

– To trudno powiedzieć. Był taki drobny, niewysoki. Ale te oczy… Tyle z nich biło przebiegłości, ich wyraz wskazywał też na bogactwo doświadczeń. Oceniłbym jego wiek na pomiędzy osiemnaście a dwadzieścia trzy lata.

– No, to zdołałby powołać do życia bardzo wiele dzieci.

– Wystarczy jedno. Ojciec Emilii. Dziwnie widzieć ich razem, kiedy się wie o łączącym ich pokrewieństwie. Wnuczka Emilia wyglądała na o wiele starszą od swego dziadka. Oczywiście wynika to z ich wieku w chwili śmierci i oznacza także, że zły Emile nie dożył sędziwej starości.

– Ale dlaczego cię nie zaatakował, skoro przez cały czas szedł za tobą? – dziwiła się Unni.

Antonio zatrzymał się i poprawił kulę. Dotarli już do rzeki Trolla i teraz z pewnym powątpiewaniem oceniali możliwości przedostania się na drugi brzeg.

– Wydaje mi się, że to wcale nie Emile się za mną skradał – wyjaśnił Antonio po namyśle. – Bo przecież później, w brzozowym lesie, widziałem jego czarną postać, a wtedy kroki tych, co za mną szli, pojawiły się po obu moich bokach. Przypuszczam, że to były królewskie dzieci.

– Dlaczego tak sądzisz? – zainteresował się Jordi, przerzucając jeszcze jeden pień przez rzekę.

– Nie wiem. Oni mnie chronili i wiele razy mi pomogli, lecz również szukali u mnie ochrony. Nie wiem, co było dla nich ważniejsze.

– Prawdopodobnie i to, i to było ważne. Oni się śmiertelnie boją mnichów, o tym wiemy, bo te łotry ich ścigają. Ty miałeś przy sobie srebrne pudełeczko, na którego wieczku wyryty był znak rycerzy, a to chroniło ich przed mnichami. Lecz dzieci bały się również o twoje życie. Byłeś przecież el Salvador, ich wybawcą.

– Ojej! – westchnął Antonio. – Czuję się bardzo zaszczycony.

– Doskonale się spisałeś! – zapewnił go brat.

W tym momencie Antonio stracił równowagę i wpadł do wody.

Wyciągnęli go, pomogli mu wydostać się na brzeg, ale teraz wszyscy troje byli już mniej lub bardziej przemoczeni.

Unni zafascynowana przyglądała się zgrabnej sylwetce Jordiego. Spodnie lepiły mu się do skóry, podkreślając linie ciała. Zrobiło jej się gorąco.