Выбрать главу

Niestety, nie stali skupieni w jednym miejscu, Unni zdążyła „trafić” zaledwie jednego z nich, pozostałych siedmiu jakby rozpłynęło się w powietrzu, uciekło przed niebezpieczeństwem.

Ale ósmy był nieodwołalnie unicestwiony.

Duszący uścisk w gardle Antonia ustąpił. Jordi otworzył drzwiczki samochodu.

– Niszczycielka mnichów – powiedział Antonio do Unni, miał to być komplement.

Na nowo wstąpiło w nich życie.

– Zobacz co z Jørnem, Unni – nakazał Jordi. – Gudrun, jak się czujesz?

Kobieta odetchnęła głęboko.

– Czy mogę wsiąść do środkowego samochodu, a ty zająłbyś się tym z tylu?

– Oczywiście.

Unni ułożyła się na samej krawędzi śliskiego zbocza i próbowała dodać Jørnowi otuchy.

– Już nic mnie nie ściąga w dół – oznajmił jej chłopak z ulgą. – I mgła zniknęła!

– To jedna z moich skromnych sztuczek – powiedziała Unni lekko, przyglądając się swoim paznokciom. – Jak tylko cię wyciągniemy z tego błota, to już na pewno bezpiecznie wrócimy do domu.

Jørn dla wszelkiej pewności oplatał liną nadgarstek.

– Już niedługo będziesz się ślizgał na brzuchu w najbardziej upokarzający sposób – rozweselała go Unni.

– Jakoś to wytrzymam. Myślałem, że będę już musiał go to hell.

– Mnisi z pewnością mieli wobec ciebie taki zamiar.

– Wiem o tym – wyjąkał Jørn, szczękając zębami. – A w każdym razie chcieli mnie zaciągnąć do komory tortur.

– To ich specjalność. Korzystają z niej, kiedy tylko mogą. Jam trząsł się tak, że Unni wyczuwała to poprzez linę.

– To cud, że się nie utopiłem. Przecież byłem pod wodą przez całą wieczność!

– O, nie, mój chłopcze. Nie minęła nawet sekunda od chwili, gdy zawołałeś: „Nie mogę się utrzymać”, do krzyku mnichów.

– Naprawdę? – spytał Jørn z niedowierzaniem. Unni postanowiła zabawiać go w okresie oczekiwania.

Słyszała za plecami warkot silników, kiedy przyjaciele wycofywali dwa tylne samochody.

– À propos go to hell. Widziałeś najfajniejszą pocztówkę z Norwegii? Ze stacji Heli w Trondelag. Amerykanie ją ubóstwiają. Jest na niej czarna lokomotywa na tle ponurego, dramatycznie czerwonego nieba o zachodzie, i tabliczka „Heli” na budynku stacji. A jakby tego jeszcze nie wystarczyło, to na budynku magazynowym obok widać napis: „Godsekspedisjon” *.

Jørn zaśmiał się nerwowo.

– Nic dziwnego, że Anglosasom się to podoba. Kiedy oni wreszcie będą gotowi?

– Jordi już wsiada do pierwszego samochodu, trzymaj się teraz mocno!

Jordi zaczął się cofać. Unni trochę się odsunęła na wypadek, gdyby lina pękła.

Tak się jednak nie stało. Zielonobrunatny, pokryty cuchnącym szlamem Jørn został podciągnięty w górę zbocza i mógł wreszcie puścić linę. Przyjaciele serdecznie go powitali.

– Wierzysz nam już teraz? – spytała Gudrun. Chłopak trząsł się na całym ciele.

– O, tak, na pewno. Ale nie pojmuję, dlaczego te demony tak nagle mnie puściły. Coś do siebie wołali.

– A co?

– Niewiele, w jakimś obcym języku. Wychwyciłem tylko pojedyncze słowa. Coś jak error i desconido.

– Desconocido – poprawił Jordi.

– Ach, tak. I sin valor, więcej nie pamiętam. Bracia Vargasowie wymienili uśmiechy.

– No i jak? Co to znaczy? – spytał Jørn, nie przestając się trząść.

Antonio przetłumaczył:

– Pomyłka. Nieznany. Bezwartościowy. Jørn uśmiechnął się zażenowany.

– A więc to dlatego tak prędko mnie wypluli? Przypuszczam, że powinienem być im wdzięczny, bez wątpienia. Ale nigdy więcej już nie sprowadzę was na manowce, obiecuję.

– To nie była twoja wina – pocieszył go Jordi. – Nikt z nas nie mógł temu zapobiec. A teraz do domu, wracamy tą samą drogą! Masz siły prowadzić, Jørn? Potrzebujemy cię.

– Jasne, że tak. Wydaje mi się teraz, że nie istnieje bezpieczniejsze miejsce niż za kierownicą. Pozamykam zresztą wszystkie drzwi i okna. Wytrzymasz z takim śmierdzielem, Unni?

Dziewczyna wprawdzie wolałaby siedzieć w samochodzie Jordiego, lecz nie chciała urazić Jørna. Potrzebował kogoś, z kim mógłby porozmawiać.

– Jasne, że tak – odpowiedziała jego słowami.

– Ale zatrzymamy się na pierwszym parkingu, dobrze? – postanowił Jørn. – Nie chcę wystraszyć innych kierowców. Pewnie wyglądam jak jakiś błotny upiór.

Unni przekrzywiła głowę i przyznała:

– Rzeczywiście, widzę pewne podobieństwo.

20

O tym, że nerwy Jørna ledwie wytrzymują, Unni przekonała się, gdy powoli, z wielkim trudem, jechali z powrotem przez pustkowie. Tym razem Jørnowi nie pozwolono jechać na początku, samochodom przewodził Jordi. Jørn nie zgodził się też być ostatni, nie chciał, żeby ta piekielna banda, jak to określił, deptała mu po piętach.

W jaki sposób zdołali przejechać przez ten teren, nikt teraz nie mógł pojąć. Domyślali się jednak, że to mnisi stworzyli dla nich nie istniejącą drogę, kończącą się grząskim bagnem, które na zawsze skryłoby w swoim wnętrzu „poruszające się bez koni powozy”, oczywiście wraz z nimi.

Mnichów udało się przechytrzyć. Nie pozyskali żadnej zdobyczy, przeciwnie, stracili jednego ze swoich. Musieli odczuwać rozgoryczenie, a ich nienawiść z całą pewnością jeszcze się wzmogła.

Dlatego właśnie przyjaciele bardzo spieszyli się do domu. W obawie, że teraz mnisi mogą się mścić tam.

Częściowo po to, by naprowadzić Jørna na inne myśli, częściowo zaś dlatego, że ją samą to interesowało, Unni spytała:

– Jørn, od dawna nie widziałam Hege. Co się z nią dzieje?

Chłopak drgnął, jak gdyby wyrwała go ż przerażających wspomnień.

– Hege? – powtórzył oszołomiony. – Miewa się doskonale. Zamieszkała z jakimś facetem, zakochana po uszy tak, że aż bije od niej jasność.

– To świetnie. Czy on jest dla niej dobry?

– Aż za dobry! Dosłownie nosi ją na rękach i daje jej wszystko, co tylko ona wskaże. Bogaty, prawdziwy krezus.

– Powinno zapowiadać się nieźle, ale czy naprawdę wszystko ułoży się dobrze? Hege przecież nie zalicza się do najbardziej stałych w uczuciach osób, jakie znamy. Co będzie, jeśli go urazi?

Ostrożnie przecisnęli się między pniami dwóch sosen, mało brakowało, a by ugrzęźli, boczne lusterka się wygięły. Jordi nie bardzo widać potrafił odnaleźć dokładnie tę samą drogę, którą tu przyjechali.

– Na razie trwa prawdziwa sielanka – odparł Jørn na pytanie Unni. – Nie potrafię nic wywróżyć i pozostaje tylko mieć nadzieję, że to się nie zmieni.

– Życzę tego Hege z całego serca. Dość już się z niej nawyśmiewano. Mówisz, że on jest bogaty? Ale może stary? I jeszcze na dodatek brzydki?

– Nie, bardzo zwyczajny. Ma około trzydziestki, to chyba nie najgorzej.

Unni pomyślała o tym, że Jordi ma dwadzieścia dziewięć lat, a Hege jest od niej trochę starsza.

– Nie, to w porządku – odparła krótko. Jørn westchnął z głębi serca.

– Ubranie mam sztywne od zaschniętego błota, boję się myśleć o tym, co powie Pedro na widok siedzenia w samochodzie. Twarz też mam jak zdrętwiałą. Wiesz, Unni, ogromnie wam zazdroszczę wszystkich tych emocjonujących przeżyć i w przyszłości bardzo chciałbym wam pomagać. Ale… tylko siedząc przed monitorem komputera, dobrze?

– To przeżycie było dla ciebie za mocne? Rzeczywiście, trzeba przyznać, że przeszedłeś prawdziwie ogniowy chrzest. A może raczej błotny? Ale tak, bardzo się będziemy cieszyć, gdybyś zajął się stroną techniczną. Wiesz chyba tylko, że nie wolno ci puścić pary z ust na temat tego, co robimy, zwłaszcza o rycerzach. Nikomu!

вернуться

* Gra słów: heli (ang.) – piekło, god (ang.) – bóg, godsekspedisjon (norw.) – nadawanie bagażu (przyp. tłum.)