Выбрать главу

– Ach, na miłość boską, przecież czegoś takiego nie mogłem… Kto tak twierdzi?

– Podobno przyszedł jakiś anonimowy list od pacjenta, który po operacji czuje się gorzej.

– Ach, tak – westchnął Antonio. – A więc tak będzie wyglądać moja droga krzyżowa.

Wyjaśnił koledze, że wszczęto przeciwko nim kampanię plotek, i poprosił, żeby listu, Boże broń, nie wyrzucano, i za bardzo go też nie dotykano.

Lekarz zdziwiony popatrzył na Jordiego.

– Kampania plotek? Zapewne więc możemy również odrzucić tę drugą sensację, którą zawierał list. A mianowicie, że twój brat jest homoseksualistą.

Jordi zaśmiał się z rezygnacją.

– No, przynajmniej to jest nietrafione. Po pierwsze, nie jestem homoseksualistą, a nawet gdybym nim był, to kto się w dzisiejszych czasach tym przejmuje? Najwyżej jacyś ciemniacy z zaścianka. Jeśli o mnie chodzi, to mogą sobie o mnie mówić co chcą. Nie mam zamiaru się tym martwić. Zresztą Unni wie najlepiej.

Doprawdy? pomyślała dziewczyna z goryczą. Wiem to? Owszem, tak. Jordi nie objawia takich skłonności, na szczęście dla mnie!

Lekarz nie miał tu już nic więcej do roboty, wyszedł więc zamówić karetkę dla Antonia.

Gudrun powiedziała zamyślona:

– Wiecie, rozmawialiśmy wcześniej o tym, że plotki dotknęły jedynie tych, którzy pozostali w domu. Teraz jednak również Antonio i Jordi dostali swoją porcję, pozostaję więc ja, no i ty, Unni. Bo chyba tamten atak na ciebie można uznać za przedawniony, teraz już się nie liczy.

– Zobaczymy – odparła Unni. Na samą myśl o tym poczuła w ustach nieprzyjemny smak.

Zadzwonił telefon komórkowy Vesli. Gudrun, siedząca najbliżej niego, odebrała. Podała go dziewczynie.

– To twoja matka.

– Powinnam była zmienić numer – stwierdziła Vesla. – Mam nadzieję, że przynajmniej do niej nic nie dotarło, bo jeśli tak, to rozpęta się prawdziwe piekło.

Ale matka już się dowiedziała. I rzeczywiście piekło się rozpętało. Vesla musiała trzymać telefon na odległość wyciągniętej ręki, żeby nie ogłuchnąć, wszyscy więc mogli słyszeć wybuch kobiety.

– A więc to moja córka zamordowała swego biednego dziadka? Jak mogłaś mi to zrobić, Veslo! Jak mogłaś to zrobić swojej rodzonej matce?

– To znaczy, że przyjmujesz za pewnik, że to prawda?

– Czy to prawda? A co to może mnie obchodzić? Czy ty nie pojmujesz, co to dla mnie znaczy? Przecież nie mogę pokazać się wśród ludzi! Nie mogłaś wziąć tego pod uwagę? Nie mogłaś tego przewidzieć? Pewnie zaraz pojawi się też policja, a sąsiedzi…

– Mamo, ja nic nie zrobiłam!

– Mój biedny ojciec był taki chory! Wzięłam go pod swoją opiekę, a ty mi się w taki sposób odwdzięczasz za wszystko!

Vesla nie mogła dłużej znieść tych wyrzutów. Antonio wyjął telefon z ręki dziewczyny.

– Mówi doktor Antonio Vargas. Narzeczony Vesli i jej przyszły mąż. Uważam, że powinna się pani zastanowić nad tym, co pani mówi.

Matka na parę sekund umilkła, pozwalając Antoniowi dojść do głosu, zaraz jednak wybuchła od nowa.

– Antonio Vargas? Cudzoziemiec? Moja córka jest z cudzoziemcem? Z jakimś ciemnoskórym indywiduum, które podstępem wdziera się do naszego kraju i odbiera pracę…

Antonio wyłączył telefon.

– I właśnie taki jest finał tego ohydnego dnia – powiedziała żałośnie Vesla, ze śmiechem ocierając łzy. Usiadła przy Antoniu na kanapie, a on objął ją, pozwalając jej wypłakać swą rozpacz.

Gudrun i Pedro siedzieli blisko siebie przy oknie, szukając u siebie nawzajem pocieszenia. Morten wyszedł do Moniki, by wyjaśnić jej pochodzenie złośliwych plotek.

Unni patrzyła na tych, którzy mogli u siebie szukać pociechy, i czuła się bardzo, ale to bardzo samotna. W piersi miała wielką pustkę. Popatrzyła na Jordiego i gorzko zatęskniła za tym, żeby i on mógł ją objąć i obdarzyć poczuciem spokoju i miłością.

Jordi popatrzył jej w oczy, a ona w jego spojrzeniu wyczytała ten sam smutek i bezsiłę. Należeli do siebie, lecz mimo to dzieliło ich wiele mil. I tak też miało pozostać.

22

Państwo Karlsrudowie spali w swoim małżeńskim łożu. Było wpół do czwartej nad ranem. Wilcza godzina.

Matka Unni śniła. Stawała się coraz bardziej niespokojna, rzucała się po łóżku, aż wreszcie poderwała się gwałtownie i usiadła.

Jej mąż się zbudził i zapalił lampkę na nocnym stoliku. Popatrzył na zegarek, potem przeniósł wzrok na żonę.

– Śniło mi się – wyjaśniła matka Unni bez tchu. – Śnił mi się jakiś rycerz, był tu w pokoju.

– Naprawdę? – spytał jej mąż, również siadając na łóżku. – Mnie także się przyśnił! Wpatrywał się we mnie surowym wzrokiem i kazał mi się przebudzić.

– Co ty mówisz? Mój rycerz także. Mówił po hiszpańsku, Despierte! Obudź się!

– Opisz go.

– Nosił coś ciemnego na głowie, może kaptur?

– Tak, mnisi kaptur. Miał w sobie coś strasznego, upiornego.

– I siwą brodę. I jakby martwe oczy.

– Właśnie. A Unni wspominała coś o jakiś hiszpańskich rycerzach.

– Tak. Nigdy nie mogłam pojąć, o czym ona mówi. Taka była przy tym tajemnicza.

– To miało jakiś związek z jej przyjaciółmi. Z Mortenem i z tym sympatycznym kandydatem na lekarza, Antoniem.

Ojciec wysunął nogi z łóżka.

– Jak to możliwe, że śniło nam się to samo? Uważam, że to straszne!

– Okropnie dziwne. Mówił ci też, że się mamy obudzić?

– Tak.

– Nic z tego nie pojmuję.

Pan Karlsrud wstał i skierował się do drzwi. Otworzył je, raczej dlatego, że niczego nie mógł zrozumieć, niż z jakiegoś konkretnego powodu.

– Inger, chodź tutaj!

Matka Unni czym prędzej się poderwała.

– Czujesz coś?

Sprawdziła i popatrzyła na męża.

– Tak, jakiś słaby zapach dymu.

Narzuciła na siebie szlafrok, ojciec zszedł w samych slipach. Czym prędzej zbiegli po schodach.

– W kuchni nic się nie dzieje.

– To pewnie z zewnątrz. Ktoś coś pali.

– Taki duszący zapach? Chodź!

Zatrzymali się w salonie. Zapalili światło, lecz i tam nie dostrzegli nic niezwykłego.

– Ale to czuć stąd.

Zaczęli przeszukiwać pokój, kawałek po kawałku. Spotkali się w małym korytarzyku przy łazience. Znajdowała się tam nieduża szafka w ścianie, w której zbiegały się wszystkie przewody elektryczne ogrzewania podłogowego w całym domu i mnóstwo innych kabli możliwych do zrozumienia jedynie dla elektryka. Zapach dymu bił właśnie stamtąd.

– To może być coś poważnego – stwierdził pan Karlsrud.

– Dzwonię po straż pożarną – oświadczyła prędko jego żona, przechodząc do salonu.

– Nie, nie rób tego, dopóki nie sprawdzimy, co to może być. Może sam będę mógł sobie z tym poradzić.

Otworzył szafkę. W tej samej chwili huknęło, a roziskrzony płomień wystrzelił prosto w obraz wiszący po drugiej stronie korytarzyka. Na całe szczęście pan Karlsrud zdążył zasłonić się ręką i odskoczyć.

Ale obrazek już stanął w płomieniach, zwinął się z gorąca, a od ognia zajęła się tapeta.

Matka Unni zdążyła zadzwonić pod numer alarmowy. Jej mąż pobiegł po gaśnicę i zawołał jeszcze do niej, żeby pozbierała najcenniejsze rzeczy, takie jak zdjęcia i ważne papiery, i zaraz wybiegła z domu.

Zdążyli wynieść całkiem sporo w oczekiwaniu na straż pożarną, lecz chociaż panu Karlsrudowi udało się ugasić zarzewie pożaru, z szafki wciąż dobiegały nieprzyjemne trzaski. Nie wiedzieli też, czy nie płonie ściana za tapetą.

Kiedy razem wynosili antyczne krzesła, pan Karlsrud powiedział:

– A co by było, gdybyśmy nie zostali obudzeni?