Выбрать главу

– Problem Mortena rozwiązał się dosyć łatwo – uzupełnił Jordi. – Doszedł z Moniką do porozumienia i na pewno zdoła udowodnić, że nie jest impotentem. A sprawą gwałtu Emma może się wypchać. Kto uwierzy, że Morten, który ma takie naiwne spojrzenie i zachowuje się jak dzieciak, może być gwałcicielem? A Pedro? Możemy mieć tylko nadzieję, że i on sobie poradzi w Hiszpanii. Doprawdy, nie zasłużył na oskarżenia o korupcję! Przecież to prawdziwy człowiek honoru. Ja osobiście nie przejmuję się ani trochę tym, że ktoś może uważać mnie za homoseksualistę, poza tym tak naprawdę wymeldowałem się już ze społeczeństwa, zarejestrowałem się jako zmarły. A ty, Gudrun, przynajmniej uniknęłaś złośliwych plotek.

– Tak, widać byłam postacią zbyt postronną. Zamiast tego przystąpili do dzieła bezpośrednio, chcieli zniszczyć mój dom. To miała być ich zemsta za to, że ośmieliłam się wmieszać w ich sprawy.

– Podziękowałaś sąsiadce?

– Oczywiście, bardzo serdecznie. Rozmawiałam też z lensmanem. Badają tę sprawę.

Unni na tylnym siedzeniu wycierała nos.

– Ale chyba wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że Ebba jest osobą nikczemną?

– Emma, nie Ebba! Nos masz zatkany – uśmiechnął się Jordi. – To oczywiste, że Emma jest nikczemna. Ciekaw jestem, co Antonio i don Galindo wymyślą przeciwko niej i jej kompanom!

W mieszkaniu Emmy w centrum miasta odbywała się narada. Byli tam również Kenny, Tommy i Roger. Alonzo wyjechał do Hiszpanii narobić kłopotów temu nieznośnemu Pedrowi.

– Muszę wam powiedzieć, że nasi przeciwnicy porządnie się teraz wystraszyli i przejęli – oświadczyła Emma z zadowoleniem. – Całe miasto aż huczy od plotek. Doskonale potrafimy je rozsiewać.

– Oczywiście – potwierdził Kenny. – Wystarczy rzucić kilka słów w trakcie jakiejś rozmowy, nawiązać do jakiegoś nieokreślonego typa, który to powiedział.

– Pewnie – wtrącił Tommy. – Albo rzucić od niechcenia: „Słyszałem wczoraj, że…” To zawsze działa i nie trzeba podawać źródła.

– Ta wiadomość o morderstwie dokonanym przez Veslę rozeszła się najszybciej – zachichotał Roger. – Wróciła do mnie już po paru godzinach. Usłyszałem ją od kompletnie obcej osoby.

– Podobno gliny mają zamiar się tym zająć – dodał Kenny. Emma uśmiechnęła się triumfalnie.

– Tommy, załatwiłam dom Karlsrudów dokładnie tak, jak mi powiedziałeś. Byli wtedy w kuchni.

Tommy, kiedyś uczeń elektryka, teraz drobny łobuz, popatrzył na nią z ponurą miną.

– Owszem, ale dom nie spłonął.

– Co?

– Zaczęło się palić. To nie twoja wina, że oni się za wcześnie obudzili.

Emma cicho zaklęła.

– To niesprawiedliwe – powiedziała głośno. – Mnichom też nie powiodła się ich robota w lesie. A co w Senja?

– Selje – poprawił ją Kenny.

– Wszystko jedno – prychnęła. – Zniszczyliście tę chałupę?

– Nie, nie pojmuję, co tam się mogło stać. Ledwie zaczęliśmy, a już przyjechały gliny.

– Co? Widzieli was?

– Nie, włączyli syreny. Łatwo było uciec.

– Idioci, dobrze im tak!

– Owszem, ale nie mieliśmy czasu podpalić.

– Też nie? Czy ja wszystko muszę robić sama? To znaczy, że tylko te plotki przyniosły pożądany rezultat. Musimy wymyślić coś na tę babę z Senja… czy tam Selje. Ale tu wszystko wszędzie działa jak nasmarowane. Moi przyjaciele, mnisi, będą mieli swoją zemstę.

– My niedługo dostaniemy wynagrodzenie, prawda? – spytał Kenny nie bez groźby w głosie.

– Olbrzymie, dobrze o tym wiecie. Ach, gdybym tylko mogła przeniknąć do tej ich grupy i wyciągnąć od nich najświeższe wiadomości, to moglibyśmy pojechać do Hiszpanii przed nimi i sprzątnąć im wszystko sprzed nosa!

– Nigdy się do nich nie przedrzesz po tym, ile im krwi napsułaś.

– Ja? To ja…

– O, nie, nie – przerwał im Tommy. – Nie mamy teraz czasu na kłótnie.

Głęboko dotknięta Emma jakoś się uspokoiła. Nie warto tracić sił na tych idiotów.

– Omówię z mnichami następny krok. Byle tylko Alonzo wrócił.

Piękny Alonzo, we własnej opinii ulubieniec bogów, nie był zanadto zadowolony. Właściwie nie był zadowolony ani trochę.

Przyjechał do Madrytu triumfalnie, jak zwykle posługując się fałszywym paszportem. Pod swym właściwym nazwiskiem „Alonzo Gonzales” nie zajechałby daleko, gdyż znajdowało się ono na czarnej liście wszystkich lotnisk w Hiszpanii, oczywiście doskonale znała je również policja.

Dobrze im się żyło z nielegalnie zarobionych pieniędzy Leona.

Emma zabrała mu kartę bankową i zmusiła do zdradzenia kodu, gdy był oszołomiony podczas mentalnej przemiany z Leona w Wambę.

„W Madrycie Alonzo ubrał się tak, żeby mógł uchodzić za dyplomatę, a następnie rzekomo głęboko urażony odwiedził wysoko postawioną osobę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i przedstawił „dowody” na to, że don Pedro de Verin dopuścił się nieuczciwości, związanych z pewną firmą na Środkowym Wschodzie. Korupcja, łapówki, wiele pieniędzy zmieniających właściciela. Sprawdzenie tych oskarżeń mogło zająć sporo czasu i właśnie na to liczył Alonzo.

W Ministerstwie Spraw Zagranicznych zapanowało wzburzenie, a Pedra natychmiast wezwano do powrotu do kraju.

Na przystojnej twarzy Alonza widać było zły uśmieszek, gdy w pośpiechu opuszczał budynek Ministerstwa, by już nigdy więcej tu nie wrócić.

Ale stary don Federico de Galicia chciał, żeby stało się inaczej.

Pedro przyjechał do Madrytu i czym prędzej pospieszył do Ministerstwa, żeby wszystko wyjaśnić.

Jednocześnie zaś don Federico z pogardą przypatrywał się Alonzowi, w oczekiwaniu na samolot do Norwegii leniwie wyciągniętemu na łóżku w hotelowym pokoju.

Don Federico był najpotężniejszym z rycerzy i tym w najwyższym stopniu obdarzonym niezwykłymi zdolnościami. Jedną rzeczą była jego możliwość zaglądania w przyszłość, inną natomiast talent, z którego skorzystał teraz.

Rycerze zawsze komunikowali się, wykorzystując siłę myśli. Najpierw rozmawiali w ten sposób z Jordim, a później, z nieco większym trudem, z Pedrem. Teraz don Federico użył całych swoich sił, żeby dotrzeć do człowieka całkowicie tego niegodnego.

„Zostawiłem paszport w Ministerstwie Spraw Zagranicznych”.

Zostawiłem paszport w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, pomyślał Alonzo.

Nie, nie mogłem tego zrobić, bo przecież nie wyjmowałem go…

Ależ tak, wyjmowałem!

Poderwał się i sprawdził wewnętrzną kieszeń marynarki.

Paszportu nie było.

Alonzo poczuł, że oblewa go zimny pot. Przecież bez paszportu nigdzie nie pojedzie!

Nie domyślał się, że to don Federico nakłonił go do zapomnienia paszportu w recepcji Ministerstwa.

„Muszę tam iść, natychmiast. Zanim don Pedro de Verin y Galicia y Aragon przyjedzie”.

Muszę tam iść, natychmiast. Zanim don Pedro de Verin y Galicia y Aragon przyjedzie, przebiegło przez głowę Alonzowi.

Dlaczego, u wszystkich diabłów, używam w odniesieniu do niego takiego wspaniałego tytułu? I skąd w ogóle przyszedł mi na myśl? A niech to, muszę tam iść, i to jak najprędzej!

Don Pedro odbył poważną rozmowę z wysoko postawionym urzędnikiem, którego dobrze znał. Przeżył bardzo kłopotliwe chwile. Nie mógł też tak od ręki przedstawić dowodów swojej niewinności. Obiecał jednak sprawdzić, kto wysunął przeciwko niemu tak niecne oskarżenia. Nie krył swej rozpaczy. Urzędnik odprowadził go do wyjścia.

Nagłe krzyknął:

– To ten człowiek! Tam, przy recepcji! Pedro odwrócił się we wskazanym kierunku.