Выбрать главу

– Ten? Przecież to Alonzo Gonzales! Wobec tego nic mnie już nie dziwi.

Alonzo spostrzegł ich, zabrał swój paszport i rzucił się do ucieczki.

– Zamknąć wszystkie lotniska i przejścia graniczne! – nakazał wysoko postawiony urzędnik. – Jakie nazwisko widniało w jego paszporcie?

Recepcjonistka jednak tego nie zapamiętała.

– Cóż, to bez znaczenia, i tak go dopadniemy! A ty, oczywiście, jesteś czysty, Pedro. Osobiście nie wierzyłem w te zarzuty, ale dowody wyglądały na całkiem solidne.

Pedro odetchnął z ulgą.

– Co za szczęście, że on tu akurat był!

– Oczywiście, już lepiej nie mogło się złożyć! Zadowolony don Federico uśmiechnął się półgębkiem.

25

Emma przedostała się do grupy znacznie szybciej, niż na to liczyła. A w dodatku nastąpiło to przez kanał, którego nigdy się nie spodziewała.

Akurat dzwoniła w różne miejsca, żeby się dyskretnie upewnić, na ile wszczęta przez nią kampania plotek rozwija się w kierunku takim, jakiego sobie życzyła, i otrzymywała przyjemne potwierdzenia, że wszystko układa się tak, jak chciała. Wtedy również do niej zadzwonił telefon.

Nie od razu poznała głos rozmówcy. Miękki, lekko zamglony męski głos, jak gdyby pochodzący z innego świata, spytał o jej nazwisko, potwierdziła, że to ona.

– Mówi Jordi Vargas. – Emma, słysząc to, podskoczyła wysoko ze zdumienia. – Zastanawiam się, czy znalazłabyś czas, żeby przyjść do naszego domu. Mój brat i ja postanowiliśmy zawrzeć z tobą ugodę.

Gdyby to był ktoś inny, Emma natychmiast by odmówiła, tym razem jednak dała się złapać w pułapkę. Tajemniczy Jordi Vargas, ten, który obciął głowę czarownikowi! Ten, o którym mówili, że jest martwy, a mimo to żył. I w którym ta mała, śmieszna Unni podobno tak się zakochała. Unni, z którą przyjaźni się Antonio Vargas i która, choć taka głupia, tyle razy już oszukała Leona, Emmę i całą ich grupę.

Emmie nie przyszło do głowy, że to mniej lub bardziej widzialny Jordi przybywał Unni z odsieczą w krytycznych sytuacjach.

Przejrzała się w lustrze, flirtując z własnym odbiciem.

– Ugodę? Chcecie współpracować?

– Można tak to nazwać – odparł fascynujący głos. Emma z przyzwyczajenia podziwiała swoje odbicie w wielkim lustrze, siedząc na brzegu łóżka i lekko kiwając nogą. Poprawiła linię brwi i głębokim, uwodzicielskim głosem oznajmiła, że zaraz sprawdzi w kalendarzu, czy ma czas na spotkanie.

Owszem, miała. (Powiedziała to, nigdzie nie zaglądając.)

– Wciąż mieszkacie tam, gdzie dawniej? – spytała ostrożnie.

– Nie, Antonio i ja się wyprowadziliśmy. Tam się zrobiło trochę za ciasno.

Wyprowadzili się od Unni i Vesli? Ha! Może z powodu plotek? Może udało jej się skłócić grupę przyjaciół ze sobą? Jordi ciągnął:

– Na razie mieszkamy u naszego dobrego znajomego, który ma willę nad morzem. Na północ od kąpieliska. Prowadzi tam ścieżka przez las, na pewno wiesz, gdzie to jest. Różowa willa przy plaży, chyba z lat trzydziestych, z białymi rzeźbieniami.

– Tak, wiem.

Radosny uśmiech (szkoda, że przy tym taki chytry) pojawił się na twarzy Emmy, gdy zakończyła rozmowę.

Współpraca z braćmi Vargasami? Unni i Vesla wyeliminowane? Pozostali, Morten, Pedro i ta starsza kobieta w ogóle się nie liczyli!

Emma, Antonio i Jordi. Przecież to oni byli gwiazdami w całej tej sprawie. Tommy, Kenny i Roger to zera, nie szkoda ich porzucać.

Alonzo?

Przystojniak, chociaż nie najmądrzejszy. W dodatku niemal całkiem już zużyty. Wszystkie jego erotyczne finezje znała już na pamięć. Ale owszem, Alonzo mógł się w to włączyć. Przyda jej się jakaś rezerwa na wypadek, gdyby bracia Vargasowie okazali się zbyt zajęci. Lecz Alonza tu nie było.

Pozostawała jeszcze reszta ich hiszpańskiej grupy. Niektórzy z nich powinni już wkrótce znaleźć się na wolności, nie popełnili przecież żadnych poważnych grzechów, a byli potrzebni. Potrzeba wielu ludzi, żeby wykonać końcową pracę, tak twierdził Leon.

Leon…

Emma skrzywiła się i znów o nim zapomniała.

W czasie gdy Alonzo w paskudnym humorze chodził po Madrycie, zastanawiając się, w jaki sposób cało i zdrowo wrócić do Norwegii, Pedro przyszedł do Gudrun, która była akurat sama w domu. Antoniowi nareszcie pozwolono wstać i Vesla zawiozła go wraz z Jordim nad morze, gdzie dziennikarz, przyjaciel Antonia, miał swój letni dom.

Pedro opowiedział Gudrun, jak świetnie się wszystko ułożyło. Niestety, Alonza nie udało się odnaleźć, lecz kłamliwa historia na temat korupcji przestała w każdym razie istnieć.

– Tak bardzo się cieszę, że znów cię widzę, Gudrun – mówił prosto z serca. – Wiele myślałem o tej podróży. Siedziałem w samolocie, patrzyłem na ziemię i marzyłem o tym, żebyś zechciała pojechać razem ze mną do Hiszpanii i tam ze mną zamieszkać. Na zawsze. Potrzebuję kogoś, kto by potrzebował mnie.

– Dziękuję, Pedro, to najwspanialsza rzecz, jaką mogłeś mi powiedzieć. Słyszałam od Unni, jaki wspaniały masz dom i… taki jesteś drogi memu sercu. Wiem, że to dość staromodne określenie, ale tak właśnie czuję. I ja także wiele o tobie myślałam, ale wiesz, ja już nie jestem młoda, mam tyle drobnych wad, defektów i złych nawyków. A rzadko ma się ochotę pokazać miłemu to wszystko, bo właśnie na nim chce się zrobić dobre wrażenie. A mnie doprawdy bardzo daleko do doskonałości.

Musiała urwać, żeby zaczerpnąć tchu.

– Ależ, moja droga – rzekł Pedro z uśmiechem. – A któż z nas jest doskonały? Na tym zresztą właśnie polegał błąd w moim związku z Flavią. To ona była taka we wszystkim na wskroś doskonała. W przeciwieństwie do mnie.

Usiedli na kanapie i zaczęli się sobie nawzajem zwierzać ze wszystkich małych i dużych słabości. Tylko po to, żeby stwierdzić, że są do siebie bardzo podobni.

Gudrun się rozmarzyła. Miałaby opuścić Selje, gdzie mieszkała przez całe swoje życie? Zawsze jednak dużo podróżowała i potrafiła zaaklimatyzować się w każdym miejscu. Ale w Madrycie? Jednym z najcieplejszych i najsuchszych miast w Europie? Czy ta zmiana nie będzie za duża? Czy nie będzie tęsknić za morską bryzą, za poranną orkiestrą mew i za cudowną nadmorską wiosną?

Pedro zauważył, że Gudrun się zastanawia.

– Uspokójmy najpierw tę burzę, związaną ze złym dziedzictwem rycerzy. Zobaczymy, co będzie potem.

Gudrun z wdzięcznością kiwnęła głową.

Emma zamknęła samochód i na wysokich obcasach podreptała ścieżką w dół ku brzegowi morza przez piękny bukowy las, lecz nie rozkoszowała się jego urokami. Widok pięknego leśnego podszycia, z kępami szczawiku, przekwitniętych zawilców, niebieskich fiołków i innych drobnych zielonych roślinek o wyszukanej delikatności, nie robił na niej wrażenia. Myślała jedynie o tym, że ścieżką trudno się idzie, że jakiś zwiędły liść nabił się na jej ostry jak szydło obcas.

Wieczór był mgliście niebieski, powietrze znieruchomiało. Od strony pobliskiego morza nie dochodził żaden – odgłos.

Jak daleko właściwie ciągnie się ta ścieżka?

Emma się zatrzymała.

Kto, do diabła, za mną idzie?

Za jej plecami zaszeleściło w zeszłorocznych liściach. Emma odwróciła się gwałtownie, nie lubiła historii o duchach.

Nikogo tam nie było.

Pewnie sama poruszyła suche liście.

Jordi czy Antonio?

Którego wybrać na początek? Antonio jest przystojniejszy, można się z nim pokazać i wzbudzić zazdrość u innych kobiet, za to Jordi jest bardziej interesujący, bardziej tajemniczy. Była pewna, że nie spał z Unni, tak mówił Morten, podobno nie mogła wytrzymać jego zimna.

To mogło oznaczać jedynie, że uważał Unni za zbyt natrętną i odpychał ją od siebie, okazując jej lodowaty chłód.