Выбрать главу

Jordi stanął akurat w drzwiach pokoju na poddaszu.

– Czego tak…

Reszta zdania zatonęła zduszona w materiale. Jordi musiał wyplątywać się z prześcieradła.

– Przepraszam – powiedziała Unni, chichocząc. – Nie zauważyłam, że idziesz.

– A czego tak gorąco nienawidzisz?

Unni znów się rozzłościła, ale nie na niego.

– Nienawidzę zmieniać poszwy na kołdrę! Chyba nie ma drugiej takiej rzeczy na świecie, której tak bardzo nie lubię robić. Zobacz, cała kołdra leży skłębiona pośrodku i ani jeden róg nie pasuje.

– Ja to zrobię – powiedział Jordi z uśmiechem. – Zobacz, już!

Unni aż otworzyła usta ze zdziwienia.

– Takie rzeczy też potrafisz?

– Wykonywałem różne prace.

Unni o tym wiedziała. Jordi przyjmował najprzeróżniejsze zlecenia, te najlepiej płatne lub takie, które w ogóle mógł znaleźć, po to, żeby młodszy brat mógł studiować i zostać lekarzem.

I osiągnął swój cel, Antonio miał przed sobą tylko jeszcze kilka miesięcy nauki. Ale Jordi? Kim on został?

Został po prostu Jordim.

Unni poczuła, jak wzbiera w niej miłość, i pocałowała go w policzek tak prędko, że prawie nie zdążyła poczuć jego lodowatego chłodu. Uśmiechnął się do niej.

– W każdym razie mam ogromny szacunek dla ludzi, którzy pracują w hotelach i codziennie muszą zmieniać pościel na wielu łóżkach – powiedziała Unni. – I jak wam się powiodło z Emmą?

Emma się pakowała. Zamówiła bilety lotnicze na następny dzień rano, nie miała czasu do stracenia. Zbierała rzeczy we wściekłym tempie, zrywała ubrania z wieszaków, nawet dzwoniąc do Alonza, drugą ręką nie przestawała się pakować.

Na jej oświadczenie, że przyjeżdża już jutro, Alonzo odczuł ulgę, bo wciąż nie miał pojęcia, w jaki sposób zdoła wydostać się z Hiszpanii. A czego miał szukać w zimnej Norwegii, skoro Emma przyjedzie tutaj? Tu przynajmniej znał wiele kryjówek, w których mogli mieszkać za pieniądze Leona. A co z Kennym, Tommym i Rogerem? Gwiżdż na nich, Alonzo, kochanie, teraz liczymy się tylko my. Ach, do diabła, gdzie ten drugi but? Będzie nam naprawdę cudownie.

Ale chyba potrzeba nas więcej?

Sprzymierzeńcy Leona wyszli już pewnie z więzienia?

Tego Alonzo nie wiedział, lecz obiecał, że sprawdzi. Ostrożnie, w taki sposób, żeby jego przy tym nie złapali. Przyrzekł wyjść po nią na lotnisko.

Żegnaj, Norwegio! Róbcie tu sobie, co chcecie, pomyślała Emma triumfalnie, jadąc przez Oslo w drodze na lotnisko Gardermoen.

Bracia Vargasowie i ta ich głupia banda wciąż mają informacje o tym, gdzie znajduje się skarb, choć najwyraźniej sami nie zdają sobie z tego sprawy. Lecz ona z Alonzem na pewno i bez nich sobie poradzą. Leon wiedział całe mnóstwo, ledwie im o tym wspomniał. Odwiedzą go w jego kryjówce w Hiszpanii i wydrą z niego wszystkie tajemnice. Leon to głupek, Alonzo i ona… Nie, ona sama. Alonzo nie jest geniuszem. Sama odkryje tajemnice Leona.

Jeszcze w taksówce otworzyła gazetę, przewróciła kilka stron.

Wstrząs zabarwił jej twarz na czerwono.

Przecież to jej zdjęcie!

W gazecie ogólnokrajowej!

Sądziła, że chodzi o lokalną gazetę.

A oto całe jej oświadczenie, w ramkach! Na widocznym miejscu! I na dodatek jej najładniejsze zdjęcie!

Pod oświadczeniem jej nazwisko!

Emma czym prędzej złożyła gazetę. Siedziała nieruchomo, udając że wygląda przez okno, a serce waliło jej jak szalone.

Kierowca?

Ciekawe, czy on to czytał?

Nie śmiała już więcej z nim rozmawiać.

Stojąc w kolejce do okienka, starała się zakrywać twarz, jak tylko się dało. Po drodze do hali tranzytowej nie patrzyła na nikogo. Potem weszła do toalety i tam czekała, aż wywołają jej samolot.

Dookoła chodzili ludzie i czytali poranną prasę.

Dzięki Bogu, jest już na pokładzie samolotu!

Mogła wreszcie spokojnie usiąść. Była ocalona.

– Gazety?

To stewardesa ze swoim wózkiem. Emma miała ochotę wymierzyć jej porządnego kopniaka.

Czy ktoś nie szepcze tam z boku, za jej plecami? Czy nikt się nie śmieje?

Bała się odwrócić.

A jeśli będzie musiała iść do toalety? To przecież na samym końcu, trzeba minąć wszystkie rzędy siedzeń!

Nigdy w życiu! Będzie musiała wytrzymać.

Gorzko tego pożałują!

– Za tydzień wyjeżdżamy do Hiszpanii – powiedział Jordi do Unni. – Do tego czasu Antonio odzyska już zdrowie na tyle, żeby móc nam towarzyszyć.

– Tak, on musi być z nami – oświadczyła zdecydowanie Unni.

– Rycerze również są tego zdania. Mają niezłomną wiarę w „medyka”.

– Ale czy to nie będzie miało wpływu na jego naukę?

– Dostał zwolnienie, dopóki kolano nie wydobrzeje, a na razie jeszcze nie musimy zdradzać, że jest lepiej.

– Kto oprócz niego pojedzie?

– Zobaczymy. To zależy od wielu rzeczy. Wiem na pewno, że musi nam towarzyszyć Pedro, co do innych nie mam jeszcze zdania.

Vesla, Gudrun i Morten… Rzeczywiście trzeba rozważyć wiele za i przeciw. Wiadomo już natomiast, że Jørn zostanie przy swoim komputerze i postara się kontrolować sytuację od tej strony.

Unni wypełniło ciepłe, przyjemne uczucie. Przy jej imieniu nikt nie stawiał znaku zapytania, nawet rycerze.

– Było wiele telefonów w związku z tą wstrząsającą notatką w gazecie. Mama i ojciec bardzo wam dziękują. Na szczęście nie słyszeli żadnych plotek o mnie, bo wiesz, ludzie potrafią być delikatni wobec krewnych. Otrzymałam również przeprosiny z urzędu pracy i z różnych firm za te odmowy, które dostałam. Dzwonili też do Antonia ze szpitala, nie kryjąc radości. Oczywiście, odezwało się także wielu ciekawskich.

Jordi uśmiechnął się ze smutkiem.

– Matka Vesli nie zrozumiała z tego ani odrobiny. Miała okazję spotkać kiedyś Mortena, a teraz powiedziała: „On nie wygląda na kogoś, kto zdołałby kogokolwiek zaciągnąć do łóżka, a tu gwałt? Nie mógł jakoś zapanować nad tym swoim… „ Jakie to podobne do niej tak wszystko poplątać!

– Vesla musiała mieć naprawdę wspaniałego ojca – stwierdziła Unni, uśmiechając się wieloznacznie.

– To prawda, jego geny musiały być dominujące. A co z pamiętnikami Estelli?

– Przepisuję je teraz na maszynie. Pomyślałam, że kiedy skończę, moglibyśmy zebrać się w pokoju Vesli i Antonia. Możemy je czytać na głos, a on będzie sobie leżał jak basza turecki, przyjmował winogrona i słodycze od swojej Vesli.

– Świetny pomysł, ale nie boisz się tego? Ta siedemnastowieczna dama była doprawdy swawolna.

– Zahartowałam się. W tej grupie trzeba umieć wiele znieść!

Gdzieś daleko surowy, niemal zasuszony mężczyzna siedział w fotelu i uśmiechał się, lecz jego uśmiech był jedynie wąską kreską na kościstej twarzy.

– Doskonale, że są nowe informacje. Dzięki za nie – powiedział swemu asystentowi. – Wkrótce powinniśmy być już gotowi do wyjazdu na północ Hiszpanii.

– Grupa Leona się rozpada, ich nie musimy się już bać.

– Owszem, lecz są tamci. Ciągle się potykają, ale jakoś stają na nogi. Musimy bacznie uważać na to, co robią.

– Tak, żebyśmy mogli ich uprzedzić. Mamy przecież coś, czego oni nie mają. „Baśnie” Santiago.

Zgromadzili się więc wokół łóżka Antonia. Vesla, Gudrun, Pedro, Morten, Jordi i Unni.

Napięcie było wielkie. Unni pozwolono jako pierwszej odczytywać zapiski, które miały im przynieść pozostającą dotąd w ukryciu wiedzę:

Opowieści grzesznej Estelli.

Margit Sandemo

***