Выбрать главу

Pedro odczuł niegodne zaniepokojenie o samochód. To jego wóz bowiem pożyczył Antonio, drugi miał jakieś problemy z olejem. Teraz był już zreperowany, ale wówczas tak bardzo się im spieszyło i Pedro szlachetnie pożyczył mu swoje auto. W tej chwili żałował podwójnie, po pierwsze, że to zrobił, po drugie zaś, że miał w sobie tyle wyrachowania, by myśleć o samochodzie, gdy być może Antonio znalazł się w niebezpieczeństwie.

Miał nadzieję, że Najświętsza Matka Niebieska wstawi się za chłopakiem.

3

Wszyscy akurat siedzieli przy stole i jedli śniadanie, kiedy zatelefonowała Emma. Zadzwoniła do Mortena, który, jak wiedziała, jest najsłabszym ogniwem w grupie.

Twarz chłopaka jakby zgasła w panice.

Emma mówiła bardzo zwięźle.

– Właśnie wyjeżdżam z Oslo. Jesteś chyba w domu?

– Tak, ale…

– W porządku, wobec tego jadę do ciebie. Klik, koniec rozmowy.

Morten słabym głosem wyjaśnił przyjaciołom, o co chodzi.

Atmosfera zrobiła się, łagodnie mówiąc, napięta.

– Co teraz? – spytał cicho Pedro.

I wtedy Morten jakby w ciągu kilku sekund dorósł.

– Pozwólcie mi zająć się Emmą – oświadczył z mocą i przedstawił swój plan.

Pozostali z uznaniem pokiwali głowami.

W ciągu zaledwie kilku minut uprzątnęli z domu wszystkie osobiste rzeczy, odprowadzili dalej samochody, a śniadanie postanowili dokończyć w restauracji. Nie mieli ochoty opuszczać swojej przyjemnej willi na zawsze, i to tylko z powodu kilkorga łotrów.

Morten został sam w pustym domu. Nie był już teraz tak przekonany, że poradzi sobie z czekającą go próbą. Nakrył prześcieradłami kanapę i fotele Vesli, które Emma mogła przypadkiem rozpoznać, usunął też wszystkie ślady przyjaciół. Jego własna walizka czekała spakowana.

Serce waliło mu w piersi. Teraz albo nigdy. Oto miał szansę pokazać innym, że nie jest tylko wiecznie sprawiającą kłopoty doczepką. Nie wolno mu teraz popełnić żadnego błędu. Ale denerwował się tak, że w żołądku wszystko mu się wywracało.

Odwagi, Mortenie! Przecież przyjaciele o wiele więcej razy niż ty stawali twarzą w twarz ze śmiercią!

Jak postępują bohaterowie, żeby dodać sobie otuchy? Robią przysiady, głośno pokrzykując: „Raz! Dwa!”? Czy też odgryzają czubek niezapalonego cygara? A może najzwyczajniej robią w spodnie, chociaż nikt tego nie widzi?

Sam zaliczał się chyba do tej ostatniej kategorii.

Emma przyjechała samochodem, lecz wcale nie sama. Wprawdzie tylko ona z niego wysiadła, Morten dostrzegł jednak wewnątrz pojazdu trzech mężczyzn, tkwiących tam na podobieństwo milczącej groźby. Teraz naprawdę nie wolno ci popełnić żadnego błędu, Mortenie!

Nie było wśród nich Leona, ale zobaczył innego Hiszpana, i jeszcze dwóch, którzy musieli być Norwegami.

Przełknął strach. To mogło się okazać niebezpieczniejsze, niż w pierwszej chwili przypuszczał.

Na Boga, jaka ta Emma piękna! Zawsze była dziewczyną z marzeń Mortena, ale wiedział już przecież, że wszystkie próby tłumaczenia jej przed przyjaciółmi podejmował jedynie po to, żeby sobie samemu zamydlić oczy. Emma wcale nie była tak niewinna i czysta, jak twierdził. Naprawdę była kochanką Leona, chociaż on nie chciał w to wierzyć. Należała też do obozu wroga i tamtym razem, kiedy kochała się z bezradnym, unieruchomionym Mortenem, nie zrobiła tego wcale z miłości. Chciała się jedynie przekonać, czy Morten będzie w stanie spłodzić dziecko, które byłoby potomkiem jednego z rycerzy, i stwierdziła, że z jego strony nic im nie grozi.

To była bardzo gorzka pigułka do przełknięcia. Morten przez jakiś czas miał ochotę iść do Emmy i wyjaśnić, że teraz wszystko już z nim w porządku, ale wówczas poznał prawdę o powodach tamtejszej wizyty dziewczyny. Marzenie pękło jak bańka mydlana.

A mimo to gdy patrzył teraz na nią, jak idzie w kierunku schodów, kolana się pod nim ugięły. Musiał z całych sił wziąć się w garść, żeby odegrać zaplanowane przedstawienie.

– Cześć, Morten! – zagruchała Emma, uśmiechając się najbardziej uwodzicielskim ze swoich uśmiechów. – Doprawdy, stanąłeś już na nogi! I taki jesteś męski! Mój Morten…

Na Boga, czy widać, jak spociło mu się czoło? Uśmiech nie wypadł najlepiej, było to raczej skrzywienie.

– Emmo, nie zdążyłem ci przez telefon powiedzieć, że właśnie opuszczam tę willę. Wracam do domu.

Emma prześlizgnęła się obok niego i stanęła w drzwiach. Morten kątem oka dostrzegł, że trzej mężczyźni wysiedli z samochodu i rozproszyli się po ogrodzie.

– Wyprowadzasz się? – spytała Emma, wzrokiem omiatając korytarz. – Ale chyba nie mieszkasz tu sam?

– Tamci już się wynieśli. Ja jestem ostatni. Nie mogliśmy tu mieszkać, bo podwoili cenę za wynajem. Wprowadzi się teraz ktoś nowy.

Emma od razu przestała być tak pokojowo nastawiona.

– A gdzie się podziała reszta?

– No cóż, Antonio i Vesla dostali pracę w jakimś szpitalu. Babcia wróciła do siebie, a pozostali pojechali do Hiszpanii wraz z Pedrem. Mówili, że znaleźli jakiś ślad.

– A ciebie ze sobą nie zabrali? Morten wymownie wzruszył ramionami.

– Jestem rekonwalescentem.

Emma przeszła już do pokoju dziennego i Morten ruszył za nią. Tylko nie podnoś tych prześcieradeł, próbował ją zaklinać w duchu. A tam przecież stoi półka z książkami Antonia, całkiem o tym nie pomyślałem, ratunku! Co będzie, jak ona zacznie odczytywać napisy na grzbietach? Przecież to podręczniki medycyny!

Ale Emmę bardziej interesowało to, gdzie pojechali inni.

– Do jakiego miejsca w Hiszpanii się wybierali? – spytała obojętnie.

Morten znów wzruszył ramionami. Byle tylko nie weszło mu to w nawyk!

– Do Santiago de Compostela, tak mi się przynajmniej wydaje. Mnie nigdy nie chcą ze sobą zabrać. Podobno słyszeli o jakimś masywie górskim w Galicii. (Morten miał nadzieję, że widać coś podobnego na mapie, bo inaczej jego oszustwo mogłoby zostać prędko odkryte). Antonio i Vesla też się zresztą z nimi wybrali, dostali tydzień urlopu ze szpitala.

– Tylko tydzień? W ciągu tygodnia niewiele zdołają załatwić. A co za ślad znaleźli?

– Tego ja nie wiem. Oni mi nigdy nic nie mówią.

– Ale może powiedzieli coś twojej babci? Morten nagle się wystraszył.

– Nie, ona jest za stara. Też jej nigdy niczego nie zdradzają. Stale tylko szepczą coś po kątach.

Starał się, żeby w jego słowach zabrzmiała złość i uraza. A miał w tym pewne doświadczenie.

Emma odwróciła się i przeszła z powrotem do korytarza. Dzięki Bogu!

– A tak przy okazji, nie wiesz, gdzie jest Elio?

– Elio? A kto to, na… Ach, ten? Czy on nie mieszka w Hiszpanii?

Emma westchnęła. Podeszła teraz bliżej do chłopaka, obróciła się tak, by mógł powąchać jej perfumy za uchem, miękkim policzkiem otarła się o jego policzek. Morten wystraszył się, że Emma zaraz otrzyma dowód powrotu jego sił witalnych, i starał się zmrozić się od środka, lecz to na zbyt wiele się nie zdało, bo Emma była rzeczywiście niezwykle pociągająca.

– A co oni znaleźli w Nawarrze, kochanie?

– W Na… Na… znaleźli tam coś?

Paznokcie Emmy delikatnie wpiły mu się w kark.

– Już wiem! – roześmiał się Morten odrobinę histerycznie. – Znaleźli jakąś starą skrzynię.

– Ach, tak?

– Nic w niej nie było, jakiś zardzewiały miecz i inne śmiecie, kompletnie już zniszczone ze starości. To bardzo rozczarowało nas wszystkich. A skąd ty zresztą o tym wiesz?

Doświadczył już, że atak jest najlepszą formą obrony. Emma natychmiast się odsunęła. Straciła dla niego wszelkie zainteresowanie.

– Możesz jechać z nami – rzuciła lekko. Ach, na Boga, nie!