– Zaraz wracam. Nie ruszaj się stąd. – Mal wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
Eve zastanawiała się, czy Luke pomógłby jej chociaż wydostać się z basenu, gdyby do niego wpadła. Mogła sobie wyobrazić, jak bardzo by się z niej śmiał.
On i Mal całkowicie się od siebie różnili. Luke zwykle sobie z niej żartował. Mal zawsze spieszył jej z pomocą, gdy tego potrzebowała; usunął z jej palca szklany odłamek, przegonił kolesi, którzy ją napadli, a teraz, kiedy skręciła kostkę, wniósł ją na górę. Do tej pory myślała, że dziewczyny nosi się na rękach tylko w filmach. A tu proszę. Ale swoją drogą, Mal wyglądał, jakby zszedł prosto z ekranu. Był tak przystojny, że aż kręciło się jej w głowie.
Eve zamknęła oczy i uśmiechając się do siebie, zaczęła wyświetlać w myślach film o nich. Ich kolejne spotkania, zebrane razem, to było zupełnie jak montaż z komedii romantycznej. Eve uwielbiała te montaże. I te z metamorfozą, kiedy w ciągu pół minuty dziewczyna przymierzała z piętnaście strojów.
– I jak?
Eve nie słyszała, kiedy Mal wrócił. Otworzyła oczy i zobaczyła, że obwiązał jej kostkę chustą wypełnioną lodem.
– Dobrze – odparła, poruszając na próbę palcami stopy. – Bardzo dobrze. – Zaczęła się podnosić, ale Mal przytrzymał ją w miejscu, kładąc dłonie na jej ramionach.
– Jeszcze nie. – Jedną ręką złapał dwie poduszki z sofy, drugą uniósł nogę Eve. Ostrożnie wsunął poduszki pod jej stopę. – Posiedź tak trochę. – Usiadł na drugim końcu sofy. I patrzył na nią. Po prostu patrzył.
– Wiesz, czasami bym wolała, żebyś nie był aż taki gadatliwy – zażartowała Eve.
Uśmiechnął się tym swoim cudownym, seksownym uśmiechem. Eve wstrzymała oddech. Mal nachylał się do niej. Przechylił głowę. Jeszcze chwila i jego usta zetkną się z jej ustami. Serce zaczęło jej szybciej bić…
Drzwi otworzyły się z łoskotem. – Eve, wszędzie cię szukałem! – powiedział Luke, wchodząc do środka. – Zamówiłem taksówkę. Nie sądzę, żebyś mogła pieszo wrócić do domu.
Mal wstał. Przez jego twarz przemknął cień irytacji. Odwrócony tyłem do Luke'a, spojrzał Eve prosto w oczy.
– Jeśli chcesz zostać, zadbam, żebyś dotarła bezpiecznie do domu.
– Byłoby… – zaczęła Eve.
– Jess ma doła – przerwał jej Luke. – Widziała, jak Seth całował się z jakąś dziewczyną z Sagaponack.
Eve poczuła złość na Luke'a; znowu się wciął. Ale zaraz stłumiła to uczucie. Jeśli Jess miała kryzys, wszystko inne schodziło na dalszy plan. Podniosła się powoli. Dla niej i Jess ich przyjaźń zawsze była ważniejsza niż chłopcy.
– Sorry. Muszę iść – powiedziała Malowi. Skinął głową. W jego spojrzeniu było coś takiego, że Eve miała wrażenie, jakby przesuwał palcem po jej policzku. Pocałujemy się, przyrzekła mu w myślach. I to wkrótce.
Rozdział 17
Zapytać czy nie? – rozważała Eve w poniedziałek przed szkołą, spoglądając ukradkiem na Jess.
Albo Jess była o wiele bardziej zdołowana tym, że Seth całował się z jakąś laską na imprezie, niż Eve myślała – na tyle zdołowana, żeby przepłakać niedzielną noc – albo znowu miała te koszmary. Jej oczy były czerwone i spuchnięte, a twarz tak blada, że róż wydawał się źle dobrany, za mocno się odcinał.
Eve spała u niej po imprezie i z soboty na niedzielę, ale nie zeszłej nocy. Jess twierdziła, że nic jej nie będzie, że spokojnie prześpi noc. Z kolei rodzice Eve uparli się, żeby pojechała z nimi w odwiedziny do ciotki z Connecticut. Wyjechali w niedzielę rano, a wrócili bardzo późnym wieczorem.
– Jess, czy wszystko… w porządku? – zapytała Eve. – Przyznaj, brakowało ci mnie zeszłej nocy.
Jess uśmiechnęła się blado.
– Zgadza się. Zaczęłam się już przyzwyczajać, że mam współlokatorkę.
– Wiem, ale mama marudziła, że czasem mogłabym sypiać we własnym domu – powiedziała Eve. -To jak, w porządku?
– Znowu śnił mi się koszmar – przyznała Jess. -To było straszne, Eve. Cienie wciskały się do moich ust, uszu, nosa. Miałam wrażenie, jakbym się dusiła. A kiedy były już w środku, zaczęły odrywać moją duszę. Nie mam pojęcia, skąd to wiedziałam, po prostu wiedziałam. A potem zobaczyłam demona. Przyciskał usta do moich i wysysał moją duszę. Byłam martwa. Wiem, że byłam martwa. Moje ciało było po prostu pustą łupiną. A mnie… mnie już nie było.
– Chodź, usiądziemy. Mamy czas. – Eve pociągnęła Jess do jednej z kamiennych ławek przy chodniku prowadzącym do bocznego wejścia. Szybko pożałowała, że nie usiadła na segregatorze. Ławka była lodowata i czuła zimno rozpełzające się po jej ciele. -Okej, wracam do twojego pokoju. Albo ty będziesz spała u mnie. Nie pozbędziesz się mnie, dopóki to wszystko się nie skończy.
– Dzięki – powiedziała Jess.
– Nie chcę podziękowań. Chcę się dowiedzieć, jak to powstrzymać. – Eve zauważyła przecinającego trawnik Luke'a. – Luke! – zawołała. Skręcił do nich.
– Co tam? – zagadnął.
– Jak ci idzie czytanie? – spytała Eve. W sobotę przysłał jej mejla, że cały czas pracuje nad przekładem, ale nadal nie trafił na nic, co by się mogło im przydać.
– Skończyłem wczoraj tę książkę o Gandhim, o której ci mówiłem. Ale zapomniałem ją zabrać.
Wpadniesz po nią? Też powinnaś ją przeczytać – odparł Luke.
– Tak, wiem, i tak, wpadnę po nią. Ale nie o to mi chodziło. Pytałam o to, czy przetłumaczyłeś coś jeszcze z tych książek z kościoła?
– Trochę. – Luke wcisnął ręce do kieszeni. – Łacina nie jest taka łatwa. A do tego autor się powtarza. -Spojrzał na Jess. – Hej, dobrze się czujesz?
– Znowu miała koszmary – wyjaśniła Eve. Jess zadrżała, a Eve jakoś nie sądziła, żeby to było z powodu zimnej ławki.
– Jak myślicie, za ile zwariuję? – zapytała Jess słabym, beznamiętnym głosem. – Wiem, że robię się coraz słabsza. Kiedy zamieszkam razem z Rose, Megan i matką Shanny? O i Belindą! Nie mówiłam wam jeszcze. Dowiedziałam się wczoraj, że jest w Ridge-wood. To dlatego nie było jej na imprezie.
Eve skrzywiła się, kiedy przed oczami stanęła jej Belinda, wpatrująca się tępo w automat z mrożonym jogurtem.
– Nie zwariujesz – obiecała przyjaciółce. – Będę przy tobie każdej nocy. Obudzę cię, kiedy tylko zauważę, że śni ci się koszmar.
Jess skinęła głową, ale nie wydawała się przekonana.
– Przyjdź z Eve po książkę – powiedział Luke. -Naradzimy się, co robić.
– Wiem jedno: nie chcę być sama. – Jess nerwowo wykręcała sobie palce.
– Nie będziesz. – Eve posłała Luke'owi zaniepokojone spojrzenie.
– Jedno z nas zawsze będzie przy tobie – dodał Luke.
Zadzwonił pierwszy dzwonek. Cała trójka wstała i ruszyła do szkoły.
– Hej, stary, niezła robota! – zawołał zza ich pleców Kyle.
– Co? – zapytał Luke.
– Mówię o Bet. Nie słyszałeś? – Kyle zrównał z nimi.
– Czego? – spytał Luke. Eve ścisnęło się gardło. Nagle ciężko jej było oddychać.
– Wczoraj trafiła do Ridgewood. – Kyle poklepał Luke'a po ramieniu. – Ciekawe, co takiego zrobiłeś jej w tym domku przy basenie. Ja nigdy nie doprowadziłem żadnej dziewczyny do obłędu.
– Żartujesz sobie z tego?! – wykrzyknęła Eve. – To dla ciebie zabawne, że dziewczyna jest w psychiatry-ku? To ty powinieneś być w Ridgewood, Kyle, nie Bet!
Kyle uniósł dłonie.
– Przepraszam. – Sprawiał wrażenie, jakby zrobiło mu się głupio. – Czasami mam wisielcze poczucie humoru.
– Wiesz, co się stało? – zapytała Jess. Eve przygryzła wargę, widząc przestraszoną twarz przyjaciółki. Jess nie pytała tylko o Bet. Chciała wiedzieć, co stanie się z nią samą.