– Jess, dobrze wiesz, że pozory mylą. Patrz Photoshop. Patrz sztuczna opalenizna – odparła Eve. Chociaż ona też nie chciała uwierzyć, że Luke był demonem. Chciała wierzyć, że był po prostu nieodpowiedzialnym luzakiem, który nie liczył się z uczuciami dziewczyn, który ciągle się z niej nabijał, ale był też dobrym przyjacielem. Ale… – Całował się z Bet. Całował się z Megan. I jestem pewna, że całował się również z Belindą. A teraz one wszystkie są w psy-chiatryku. Jak wiemy, demon doprowadza ludzi do obłędu, całując się z nimi i kradnąc im dusze – wykładała fakty, po części dla Jess, po części dla siebie.
– Nie mamy dowodów, że całował się z nimi wszystkimi – powiedziała Jess. – No i co z pozostałymi? Rose. Matką Shanny? Poważnie myślisz, że całował się z matką Shanny? – Zmarszczyła nos z obrzydzeniem. – O, i słyszałam od Jenny, że ta ekspedientka z Gucciego też jest w Ridgewood. Ojciec Jenny pracuje z matką tej dziewczyny.
– Może i nie widziałam na własne oczy, jak całował się z Belindą, ale byłam świadkiem, jak flirtowali, i wierz mi, jestem pewna, że na tym się nie skończyło. A to, że Luke i Bet spędzili całe wieki sami w domku przy basenie, wiemy na pewno – przypomniała Eve. -I nie sądzę, żeby grali w scrabble. Znasz Bet. Wiesz, jak się zachowuje, kiedy ma nowego chłopaka. Nie wytrzyma trzech sekund bez jakiegoś macania albo cmokania, a uważała go za swojego chłopaka, niezależnie od tego, czy mu się to podobało, czy nie. A co do Megan obie wiemy, że nie ma oporów przed całowaniem. – Eve upiła kolejny łyk czekolady. – Jeśli Luke jest demonem, to wkrótce wszystkie dziewczyny będą w wariatkowie. Wiesz jaki on jest, co dzień to nowa dziewczyna.
– Myślisz, że to dlatego jest takim flirciarzem? -zapytała Jess, – Bo chce wyssać tyle dusz, ile tylko zdoła?
– To ma sens – odparła Eve. – FIirciarzy powinno się omijać szerokim łukiem, zawsze tak uważałam.
– Nie zamierzam się z nikim całować, dopóki nie będziemy mieć pewności, że Deepdene jest wolne od demonów. – Jess skubnęła swoje ciasteczko. – Nie będę całować nawet Ringo. – Ringo był jej pudlem. Imię wybrał mu tata Jess. Miał bzika na punkcie Beatlesów. – Ale i tak bym wolała, żebyśmy miały jakiś niezbity dowód, że to Luke. Nie chciałabym, żebyś go unicestwiła, jeśli jest po prostu niestały w uczuciach.
– Wiem. – Eve przygryzła dolną wargę. Dzisiaj nie nakładała w ogóle błyszczyka, bo nie miałoby to najmniejszego sensu; była tak zestresowana, że zjadłaby wszystko w dziesięć sekund. – Ale wiesz, pomyślałam, że jeśli Luke nie jest demonem, to może moja supermoc go nie skrzywdzi. Ma unicestwiać demony, nie ludzi.
– Ciskasz błyskawice. To chyba nie jest takie su-perbezpieczne dla ludzi – zauważyła Jess.
– Ale moja moc to coś więcej niż błyskawice. Za każdym razem, kiedy śnił ci się koszmar, a ja cię dotykałam, czułam przypływ energii, czułam jak mnie wypełnia. Ale nie taką gwałtowną, niekontrolowaną falę, tylko coś spokojnego, łagodnego. Może moja supermoc po prostu wie, kto jest człowiekiem, a kto demonem.
– Okej, to może dla pewności po prostu poraź Luke'a – zaproponowała Jess. – Jeśli jest człowiekiem, nic mu się nie stanie.
– A jak się mylę? Jeśli tobie nic się nie stało, bo akurat spałaś? Albo z jeszcze innego dziwnego powodu? Z książki o Wiedźmie z Deepdene nie dowiedziałam się niczego ciekawego. Czemu moja prapraprababka nie prowadziła dziennika? – Eve odsunęła filiżankę. Jakoś straciła ochotę na czekoladę. – Co jeśli wystrzelę błyskawicę w Luke'a, a on umrze? Nie zamieni się w dym, tylko umrze. Bo jest niewinnym człowiekiem. Wtedy będę morderczynią.
Jess też odsunęła swój napój, ale nie powiedziała ani słowa. Bo co mogła powiedzieć? Eve ukryła twarz w dłoniach.
– Wczoraj byłam tego taka pewna. To jak Luke patrzył na nas na tych schodach, byłam pewna, że chce nam ukraść dusze. – Uniosła głowę. – Ale obie spanikowałyśmy, jeszcze zanim przyszedł. Może nas poniosło i źle oceniłyśmy sytuację.
– Wiem, co musimy zrobić – powiedziała Jess. -Musimy się dowiedzieć, czy inne ofiary demona całowały się z Lukiem. Musimy mieć dowód.
– I im prędzej go zdobędziemy, tym lepiej – dodała Eve. – Bo chyba nie chcemy zostać jedynymi osobami w Deepdene, które mają dusze.
– Każdy plan, który obejmuje wyprawę do Guc-ciego, jak dla mnie jest dobry – oświadczyła Jess, kiedy piętnaście minut później wyszły z Java Station z gotowym planem, jak zdobyć dowód.
– W najgorszym wypadku zdobędziemy dowód, że Luke jest demonem. I nowe buty – przyznała Eve, kiedy maszerowały Main Street. – A optymistyczny scenariusz jest taki, że zdobędziemy dowód, że Luke nie jest demonem…,
– I nowe buty – Jess dokończyła zdanie razem z nią. Zatrzymały się przed szklanymi drzwiami butiku. – Gotowa?
– Ty grasz główną rolę – powiedziała Jess. – Ale będę cię wspierać.
– Okej. – Eve zaczerpnęła tchu, otworzyła z szarpnięciem drzwi i wpadła do środka. – Gdzie ona jest?! – krzyknęła.
Wszyscy ludzie w sklepie spojrzeli w jej stronę, wszyscy równie zaszokowani. Natychmiast podbiegła do nich sprzedawczyni, wysoka blondynka.
– Czym mogę służyć?
– Szukam dziewczyny, która ukradła mi chłopaka! – Eve nigdy nie chodziła na kółko teatralne, ale sądziła, że dawała zupełnie niezłe przedstawienie. O właśnie, może powinna zapisać się do kółka, żeby matka dała jej w końcu spokój! – Słyszałam, że prowadzał się z dziewczyną, która tu pracuje. Z krótkimi, rudymi włosami.
– Szczera prawda – wtrąciła Jess. – Widziałam ich razem!
– Przepraszam, ale gdybyście mogły mówić odrobinę ciszej… – zaczęła dziewczyna.
– Gdzie ona jest? – przerwała jej Eve. – Znasz ją?
– Zdaje się, że chodzi ci o Sammi, ale… – Sprzedawczyni pokręciła głową. – Sammi, eee, miała załamanie nerwowe. Jest teraz na zwolnieniu.
– Nic mnie to nie obchodzi. – Choć, oczywiście, obchodziło. W końcu demon, kimkolwiek był, pozbawił tę biedną dziewczynę duszy. – Obchodzi mnie tylko to, czy mój chłopak mnie zdradzał.
– Jej chłopak to Luke Thompson – wyjaśniła Jess. – Syn nowego pastora. – Sprzedawczyni nie sprawiała wrażenia, jakby coś jej to mówiło. – Blond włosy fajny tyłeczek – dodała Jess.
– Chodzisz z Lukiem Thompsonem? – do rozmowy włączył się kolejny głos. – Ten chłopak nie marnuje czasu.
Eve odwróciła się i zobaczyła Kiki Wagner przy uroczych torebeczkach.
– Co masz na myśli? – zapytała.
Kiki chodziła do ostatniej klasy liceum; kiedy była w wieku Eve i Jess, od czasu do czasu ich pilnowała, choć one były już o wiele za duże, żeby potrzebować niani. Ale ich rodzice zawsze mieli na ten temat odmienne zdanie. Ponieważ Kiki nigdy nie nazywała tego pilnowaniem, tylko „wspólnym spędzaniem czasu", Eve zawsze ją lubiła.
– Kiedy mój chłopak grał w futbol, siedziałam na trybunach i usłyszałam, jak paru chłopaków gadało o Lu-ke'u. Chyba byli zazdrośni. Narzekali, że Luke jest tu nowy, a już całował się z połową dziewczyn ze szkoły -powiedziała Kiki. – Znacie Shannę Poplin? To ta, której matka wylądowała w psychiatryku. Smutna historia.
– Tak – zgodziła się Jess. – Bardzo smutna.
Eve też zrobiła smutną minę, wzorem Jess i Kiki, ale wiedziała, że Kiki tylko się popisywała. W zanadrzu miała coś naprawdę pikantnego, to było oczywiste. Po prostu chciała udawać, że jest w porządku wobec Shanny.
– W każdym razie, jeden z tych kolesi powiedział, że Shanna jest wściekła na Lukę'a Thompsona, bo kręcił z jej matką! Uwierzycie? Jasne, jest rozwiedziona i w ogóle, ale przecież ona mogłaby być jego matką! – Po chwili, jakby przypomniała sobie nagle, że Luke był chłopakiem Eve, z jej twarzy zniknęła zgorszona mina i dodała: – To znaczy… Jestem pewna, że to tylko głupia plotka, Eve. Niby czemu fajny chłopak miałby uganiać się za czyjąś matką? To obrzydliwe.