Alfabetycznie. Tak jak w przedszkolu. Eve przewróciła oczami. Co za zwyczaje. Przynajmniej w swojej klasie każdy powinien siedzieć tam, gdzie chce.
Tylko że – jeszcze raz, dzięki ci, T-shircie Miłości – Eve wylądowała tuż za Malem. Stoliki stały tak blisko siebie, że czuła jego męski piżmowy zapach. Tak blisko, że gdyby wyciągnęła rękę, dosięgłby jego karku i dotknęłaby jego krótkich czarnych włosów. To znaczy, gdyby chciała, a nie chciała, bo wyglądałoby to dziwnie.
Więc tylko nachyliła się do niego.
– Dowiem się – obiecała.
Po pierwszej lekcji, czyli po historii, Eve poszła do swojej szafki, żeby zostawić podręcznik, który dostała od nauczyciela. Książka była za ciężka, żeby cały dzień ją targać. A poza tym chciała skontrolować usta. Czasami, kiedy o czymś myślała, przygryzała dolną wargę i była pewna, że do tej pory zjadła błysz-czyk, którym się pomalowała przed szkołą.
Owszem. Zjadła. Pokręciła głową, wpatrując się w swoje odbicie, po czym wyciągnęła błyszczyk o smaku waty cukrowej.
– Hej, Eve. Super, że będziemy razem pisać referat z historii, nie? – powiedział Luke, kiedy akurat zaczęła nakładać błyszczyk.
Drgnęła zaskoczona – nie słyszała, kiedy podszedł. Wyjrzała zza otwartych drzwi szafki, żeby na niego spojrzeć. W Santa Cruz w Kalifornii musieli mieć jakąś inną definicję słowa „super". To stamtąd pochodził Luke, o czym dowiedziała się na historii, kiedy zostali już dobrani w pary. Dowiedziała się także, co myślał o jej ulubionej torbie. Nabijał się z niej, aż powiedziała mu, ile kosztowała, a wtedy uznał za obsceniczne wydawanie takiej kasy na coś, w czym po prostu nosisz swoje graty. Chyba nie mówił serio -tak jak wtedy, kiedy nazwał ją zepsutą. Albo to taki żart, który nie do końca jest żartem; po części kpina, a po części ujawnia to, co naprawdę myślisz. Musiały z Jess wymyślić na to jakąś nazwę.
– Miło, że tak mówisz. Choć jakoś nie mogę uwierzyć, żebyś był zadowolony z partnerki z tak absurdalną słabością do dodatków – powiedziała Eve.
Luke parsknął.
– Jestem pewien, że masz mnóstwo zalet, które jakoś rekompensują twoje zamiłowanie do zakupów A poza tym jesteś ładna. To zawsze pomaga.
– Rety. Dzięki. Od razu mi lepiej – zakpiła Eve. Choć pisząc z nim referat, przynajmniej będzie miała okazję udowodnić, że pod jej długimi kręconymi włosami krył się mózg. I że czasami wykorzystywała go do myślenia o innych rzeczach niż te, za które można zapłacić kartą kredytową. Nie była taka płytka, za jaką najwyraźniej ją uważał. W ogóle nie była płytka. To, że kochasz torebki, jeszcze nie czyni cię płytkim. Prawda?
– Co teraz masz? – zapytał Luke. Po drugiej stronie korytarza stała Katy Emory i patrzyła na Eve, jakby ta była największą szczęściarą na świecie, bo rozmawiała z Lukiem. Czy robiłoby Katy jakąś różnicę, gdyby wiedziała, że Luke był prawdopodobnie największym flirciarzem w całej szkole?
Eve znów zajęła się nakładaniem błyszczyka.
– Biologię. Z panią Whittier. – Nie zadała sobie trudu, żeby na niego spojrzeć.
– Super. Ja też. Mogę pożyczyć? – Wyrwał jej błyszczyk. Nadal trzymała pędzelek. Wyciągnął po niego dłoń.
– Co? Nie ma mowy.
– Nie bądź taka, to mój pierwszy dzień. Chcę zrobić dobre wrażenie. A widzę, że pomalowane usta pomagają zrozumieć biologię – zażartował Luke.
– Bardzo śmieszne. – Eve odebrała mu błyszczyk. -Stosowanie błyszczyka jest naprawdę wskazane.
Luke uniósł brwi. Zniknęły pod jego długą grzywką. Nie miał tak wyrazistych brwi jak Mal.
– Zawiera antyoksydanty z zielonej herbaty -ciągnęła Eve. – I ekstrakt z orzechów makadamii i aloes, który ułatwia gojenie.
– Ojej! To zmienia postać rzeczy. Kontynuuj. Stał i patrzył, jak kończyła się malować. Na co on czekał?
Kiedy zatrzasnęła szafkę i ruszyła w stronę klasy, Luke poszedł za nią.
– Pachnie wanilią – powiedział. – Smakuje też wanilią?
Eve spojrzała na niego ostro. Znowu z nią flirtował. Tak jak ze wszystkimi innymi, przypomniała sobie. Nie ma mowy, żeby zadurzyła się w takim podrywaczu. Miała ochotę zedrzeć z siebie T-shirt Miłości, tak dla bezpieczeństwa. Ale striptiz do stanika, z tymi koronkami i perełkami, mógłby wywrzeć mylne wrażenie.
– Powiedz, kiedy masz urodziny, to kupię ci tubkę w prezencie. Wtedy dowiesz się, jak smakuje.
Po lekcjach Eve stała na szkolnym dziedzińcu, czekając na Jess, żeby wrócić razem do domu. Z klonu spadł liść, żółty, z ciemnoczerwonymi brzegami.
O nie. Było za wcześnie na kolorowe liście. Eve nie lubiła jesieni: kiedy liście przybierały te niesamowite, zachwycające kolory, jednocześnie umierały. To ją przygnębiało. Z zimą było zupełnie inaczej. Śnieg i lodowe sople, skrząc się i migocząc, dawały nagim drzewom nowe życie.
Nie wiedząc właściwie czemu, podniosła smutny, samotny liść i schowała do kieszeni. Chwilę później przyszła Jess.
– Chcę zajrzeć do Megan. Nie było jej w szkole. Dowiem się, czy nic jej nie jest – powiedziała. -Idziesz ze mną?
– Jasne. Rozmawiałaś z nią po naszym powrocie?
– Esemesowałyśmy w sobotę wieczorem. Napisałam jej, że poznałyśmy Luke'a. Nadal była zmęczona, ale nic nie mówiła, że odpuści sobie pierwszy dzień.
– Musiała być naprawdę wykończona, skoro olała rozpoczęcie – stwierdziła Eve. – Może to coś poważnego.
– Jest w drugiej klasie. Może początek szkoły nie robi wtedy wrażenia.
Eve zrobiła minę, a Jess się roześmiała. Pierwszy 1 dzień szkoły to zawsze było wydarzenie i obie o tym wiedziały.
– Może ma mononukleozę – podsunęła Eve.
– Chorobę pocałunków? To niewykluczone, Megan dużo się całuje.
Eve zachichotała. Megan była ładna i rudowłosa, a to czyniło ją popularną wśród chłopców. Plus jej rozrywkowa natura. Megan lubiła i umiała się bawić.
Jak dobrze bawiła się z Lukiem, zanim spodobał się jej ten inny facet? – zastanawiała się Eve. Zaraz. Czemu w ogóle myślała o Luke'u?
– Jess, jestem płytka? – zapytała Eve.
– Co? Skąd ci to przyszło do głowy?
– Nie wiem. Tak tylko sobie myślałam. Bardzo lubię zakupy. I się malować. I torebki. Uwielbiam swoje torebki. I spędzam mnóstwo czasu, myśląc o swoich włosach…
– To normalne. Jesteś dziewczyną. – Skręciły w Medway Lane, przy której mieszkały Jess i Megan.
– Ale zastanów się chwilę – nalegała Eve. – Czy robię coś, co by było jakoś istotne? To znaczy, ty jesteś cheerleaderką i uczysz się grać na flecie…
– Jestem w tym do bani – przerwała jej Jess.
– Pomagałaś odnawiać slumsy w Indiach – powiedziała Eve.
– Już ci mówiłam, o co tak naprawdę chodziło. Moi rodzice po prostu chcieli się poczuć dobrzy i szlachetni, ale przez cały czas mieszkaliśmy w pięciogwiazdkowych hotelach. To był taki luksusowy wolontariat. – Jess szła pierwsza długą kamienną ścieżką prowadzącą do domu w stylu śródziemnomorskim, w którym mieszkała Megan. Zapukała do drzwi.
– Ja nie mam na koncie nawet luksusowego wolontariatu. – Eve się zamyśliła. – Może jednak jestem płytka.
Ale Jess nie słuchała.
– Założę się, że Megan będzie miała milion pytań.