Выбрать главу

– Brad i Angelina, i jedno, dwoje, troje dzieci. Trzynaście punktów dla mnie – pochwaliła się Eve.

Luke uniósł brwi. – System punktacji jest dość skomplikowany – wyjaśniła. -Ale spróbujemy ci wytłumaczyć.

Za ich plecami rozległy się szybkie kroki. Eve spięła się, po czym przypomniała sobie, że jest bezpieczna. Deepdene jest bezpieczne.

– Zamierzam tańczyć aż do świtu. Albo i do południa – zadeklarowała Megan, zrównując się z nimi.

Eve uśmiechnęła się tak szeroko, że przez chwilę miała wrażenie, że nadwerężyła sobie szczękę.

– Megs, jesteś! – Jess uściskała przyjaciółkę.

– A gdzie miałabym być, jak nie na imprezie? -odparła Megan ściskana przez Eve.

Świetnie wyglądała. I zachowywała się zupełnie normalnie. Przeżyła w Ridgewood cudowne uzdrowienie. Tak jak wszystkie inne ofiary demona. Jedna po drugiej doszły do siebie, ledwie Mal umarł. Eve miała swoją teorię na ten temat. Uważała, że te drobinki światła, którymi wymiotował Mal, to były skradzione dusze. Natychmiast po uwolnieniu dusze wróciły do swoich właścicielek.

– Gdzie najpierw? – zapytał Luke, kiedy zeszli ze schodów.

– Już ci wszystko mówię – powiedziała Jess. -W namiocie na końcu Jimmy Buffett śpiewa dla starych ludzi. W namiocie na drugim końcu grają Death Cab for Cutie. Bet mówiła, że przyjdzie wcześniej, żeby zająć sobie miejsce pod samą sceną. Nie wiem, czy nie pobiją się z Rose o najlepszą miejscówkę, bo Rose też ma świra na ich punkcie. W każdym razie fajnie, że obie wróciły do normalności. No dobra, jedziemy dalej. Cicha aukcja tam. – Wskazała ręką. – Jedzenie tam. Ale kelnerzy i tak zawsze roznoszą przekąski i napoje.

– Me-gan, Me-gan, Me-gan! – Skandowało kilku chłopców stojących nad samą wodą.

– Ja idę najpierw tam – oświadczyła Megan. – Do zobaczenia na koncercie Cutie.

– Zanim zaczną grać, zajrzyjmy do namiotu aukcyjnego – zaproponowała Jess. – Słyszałam, że można upolować wizytę u Kima Vo.

Luke znowu uniósł brwi.

– Kini Vo to fryzjer gwiazd – wyjaśniła Eve. – Nie powiem ci, jaka jest jego zwyczajowa stawka. Dzisiaj nie mam ochoty na żaden wykład – zażartowała. Pomachała Belindzie, która uzbrojona w świecące pałeczki tańczyła między dwoma namiotami. Nie, żeby przyjaźniły się z Belindą. Ale i tak dobrze było ją widzieć. Dobrze było widzieć wszystkich.

– Jak ty to robisz? – zawołał Kyle, podchodząc do nich. – Luke, ty farciarzu – ciągnął, kręcąc głową. -Ja jestem sam jak palec, a ty przychodzisz sobie tutaj z dwiema najładniejszymi dziewczynami w szkole. Dwiema.

– Już jedna z nas to osiągnięcie – zażartowała Jess.

– Zgadza się – potwierdziła Eve. Choć prawda była taka, że zrobiłaby dla Luke'a wszystko. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdoła mu wynagrodzić to, że uwierzyła, że był demonem. Nawet jeśli on wybaczył jej i Jess.

Zatrzymał się przy nich kelner. Eve poczęstowała się kotlecikiem ryżowym. Kiedy kelner odszedł, zauważyła coś, co sprawiło, że znów się uśmiechnęła.

Przysunęła się do Jess.

– Zdaje się, że Seth Schneider również uważa Lu-ke'a za farciarza. Ale na ciebie patrzy. Chyba w końcu do niego dotarło, że nie masz już dziesięciu lat.

Jess wydała z siebie radosny pisk. Eve znów się uśmiechnęła. Pomyślała, że pewnie uśmiechnie się dziś więcej razy niż przez całe dotychczasowe życie. Byli tu wszyscy. Ocaliła ich.

Ale czy naprawdę zabiłaś Mala? Czy tylko posłałaś go z powrotem do piekła? – przemknęło jej przez myśl. Zresztą nie pierwszy raz. Bo jeśli go nie zabiła, mógł znaleźć jakiś sposób, żeby znowu wrócić.

Nagle, jakby za sprawą tych myśli, poczuła zapach dymu drzewnego. Wzdrygnęła się.

Luke to zauważył.

– Zimno ci, Evie?

Nikt poza Jess tak do niej nie mówił. Spodobało się jej, jak brzmiało to w ustach Luke'a.

– Nie, w porządku – zapewniła.

Nie żeby zapach dymu drzewnego był jakiś wyjątkowo niespotykany. Właściwie to była prawie pewna, że trochę przypominał go jeden z zapachów Calvina Kleina. Ten zapach nie oznaczał, że w pobliżu był Mal. Albo że w Deepdene zjawił się inny demon.

Absolutnie nie.

Prawda?

***

[1] Malicious (ang.) – złośliwy, uszczypliwy, nikczemny.