– Zrobione.
Eve otworzyła gwałtownie oczy.
– Jak to?
– Taka byłaś zajęta wąchaniem mnie, że nawet nie zauważyłaś. – Mal uniósł pęsetę, żeby pokazać Eve połyskującą drobinkę szkła.
– Dzięki. – Chciała znaleźć jakiś powód, żeby dalej tak z nim siedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Podniosła się powoli.
– Może powinnaś posmarować ranę szminką -wtrącił się Luke – Skoro ma właściwości lecznicze i w ogóle. – Belinda się zaśmiała. Nawet jeśli nie miała pojęcia, o czym mówił.
– Mal już się wszystkim zajął – odparta Eve.
– Wyniosę – zaproponował Kyle. Złapał szufelkę, po czym zwrócił się do Luke'a. – Będziemy musieli robić doświadczenie z tobą i Belindą. Straciliśmy sprzęt.
O nie! Nie wytrzymam towarzystwa tych dwojga przez całą lekcję. Ani tego bezmyślnego chichotu, pomyślała Eve.
– Eve zrobi doświadczenie ze mną. Nie mam dziś partnera – oznajmił Mali. Spojrzał na nią. – Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko – dodał tym swoim ochrypłym głosem. Eve miała fioła na punkcie jego głosu. Zdecydowanie.
– Jasne, że nie.
– Czyli skończyło się na tym, że robiłaś doświadczenie z Malem. Super – orzekła Jess, otwierając tylne drzwi domu i wprowadzając Eve do pralni. Meredi-thowie korzystali z frontowego wejścia tylko podczas przyjęć. Eve ledwo pamiętała ostatni raz, kiedy wchodziła do ich salonu.
– Ale szkoda, że nie słyszałaś tego głupiego Luke'a. Zupełnie jakby ubiegał się o angaż w Comedy Central – skarżyła się Eve. – Nawet kiedy nie byliśmy już przy jednym stole, nadal się ze mnie nabijał, a Belindą ciągle się śmiała. I pomyśleć, że musimy wspólnie napisać ten referat z historii.
– Skup się na pozytywach, co? Robiłaś doświadczenie z Malem. Nie będziemy więcej mówić o niczym nieprzyjemnym. Będziemy oglądać Plotkarę, a konkretnie odcinek, w którym Chuck mówi „kocham cię", i obejrzymy go więcej niż raz, jedząc pyszne ciastka czekoladowe z bitą śmietaną i nie myśląc o niczym wkurzającym. – Jess zaprosiła Eve, żeby poprawić jej humor po przejściach z Lukiem.
– Nie ma już bitej śmietany – zawołał z kuchni brat Jess, Peter.
– Musi być. Wczoraj namówiłam mamę, żeby kupiła – odparła Jess. Rzuciła się do kuchni, Eve za nią.
Peter stał przed olbrzymią lodówką, wyciskając bitą śmietanę prosto do swoich ust.
– Matko. To obrzydliwe – skrzywiła się Jess, przewracając oczami. – Czasami nie mogę uwierzyć, że jesteś tylko rok ode mnie młodszy.
Eve się roześmiała. Ona całkiem lubiła tę obrzydliwą stronę Petera. Jess mówiła, że to dlatego, że nie musiała z nim mieszkać.
– Pychotka – zamruczał Peter z ustami pełnymi białej piany. Aerozol ze śmietaną zaczął syczeć.
– Naprawdę wszystko wyżarłeś. Prosiak. – Jess skierowała się do szafki z przekąskami i zaczęła przeglądać jej smakowitą zawartość. – Przynajmniej nie zeżarł ciastek – powiedziała do Eve, chwytając paczkę ciastek z kawałkami czekolady z Mollie's Market. Mollie miała malutki sklep przy Main Street, a na całej ulicy unosił się słodki zapach w każdy poniedziałek i czwartek, kiedy piekła.
– Całe szczęście. Nie umiem się odstresować bez czekolady. – Eve wzięła pudełko.
– Napijesz się? – zapytała Jess, otwierając lodówkę.
– Co to za Luke? – wtrącił Peter, ocierając upaćkane bitą śmietaną usta przedramieniem. Uśmiechnął się do Eve. – Dokuczał ci, Evie?
Nagle Eve poczuła, że pieką ją palce. Wszystkie, nie tylko ten skaleczony. Światło w lodówce zamigotało, a potem zgasło.
– Dziwne. Lodówka ma dopiero trzy miesiące -powiedziała Jess. Mrużąc oczy, wpatrywała się w jej ciemne wnętrze. – Wiśniowy jones soda?
Nie czekała na odpowiedź. Znała upodobania Eve równie dobrze, jak własne.
Eve ostrożnie wyjęła z szafki dwie szklanki. Delikatnie postawiła je na blacie. Jess spojrzała na nią, jakby pytała „o co chodzi?", po czym napełniła szklanki.
– Ty je zanieś – powiedziała Eve. – Ja sobie nie ufam.
– Okej. – Jess wzięła napoje i poszła do pokoju. Eve ruszyła za nią. A za Eve Peter.
– Ej, no kto to jest, ten Luke? – zapytał Peter. Wyciągnął rękę do torby z ciastkami, którą Eve trzymała pod pachą. Odepchnęła jego dłoń łokciem.
– Luke Thompson. Syn nowego pastora – odpowiedziała Jess, uprzedzając przyjaciółkę. – Okazuje się, że nie jest zbyt święty.
– Szczerze mówiąc, to diabeł wcielony – mruknęła Eve. Jess uniosła brew. – Okej, może trochę przesadzam. Ale dziś naprawdę nieźle mi dopiekł. Mówiłam ci, że nazwał mnie głupią?
– Myślałam, że nazwał cię płytką – odparła Jess. – To też. No, poniekąd. Bo właściwie to nie użył tych słów. Ale dawał do zrozumienia, że tak jest. -Eve klapnęła na kanapę. W tej samej chwili włączył się telewizor.
– Super! Eve znalazła tyłkiem pilota – ucieszył się Peter. – Szukaliśmy go od dwóch dni.
Ale Eve czuła pod tyłkiem jedynie poduszkę kanapy.
– Nie usiadłam na pilocie. – Wstała, żeby jeszcze to sprawdzić. Miała rację. Nie było tam pilota.
– To jak włączyłaś telewizor? – zapytał Peter.
– Myślałam, że ty włączyłeś.
Ale Jess i Peter patrzyli na nią w taki sposób, że było jasne, że żadne z nich tego nie zrobiło.
– Wiesz, dziś rano, kiedy złapałaś mnie za rękę, iPod mi się zawiesił – powiedziała Jess.
Eve zmarszczyła brwi.
– Ostatnio stale mi się przydarzają dziwne rzeczy – przyznała.
– No wiesz, zawsze byłaś niezdarna.
– Tak, ale chodzi o coś jeszcze; normalnie jakbym się naelektromagnetyzowała albo coś takiego. Wczoraj robiłam coś na kompie, a on padł, jakby było jakieś zwarcie. Dopóki go nie naprawią, muszę używać zapasowego laptopa taty.
– Naelektromagnetyzowana? Jest w ogóle takie słowo? – zapytała Jess. -I co to niby znaczy?
– A jak z żarówkami? – zapytał Peter, przysiadając na oparciu kanapy.
– W tym tygodniu już dwa razy wymieniałam żarówkę w lampce na biurku. A w górnej lampie raz.
– Stałaś przy lodówce, kiedy wyłączyło się światło – zauważyła Jess.
– Hm. – Peter powiedział tylko tyle, ale w taki sposób, że Eve poczuła ucisk w żołądku.
– Co „hm"? – zapytała Jess. – Pamiętasz ten program na Discovery Channel, który oglądaliśmy w zeszły weekend? – zapytał Peter.
Jess otworzyła szeroko niebieskie oczy i powoli usiadła na kanapie.
– To niemożliwe.
– Czemu? – zapytał Peter. Oboje utkwili wzrok w Eve. Jej niepokój się nasilił.
– Evie, tylko nie panikuj – poprosiła Jess.
– Przepalające się żarówki, telewizor, który sam się włączył, zwarcie w kompie… – wyliczał Peter.
– Do tego Eve jest ostatnio jeszcze bardziej niezdarna niż zwykle – wtrąciła Jess. – O wiele bardziej. Wystarczy, żeby tylko spojrzała i już wszystko leci z hukiem na podłogę.
Oboje z Peterem zamilkli. Co nie było typowe dla żadnego z nich.
– Co?! – wykrzyknęła Eve. – Co, co, co?
– Łuuu, łuuu, łuuu – zaintonował Peter złowieszczym głosem.
Jess walnęła go w ramię.
– To nie jest zabawne. Jeśli to jest to, co podejrzewamy, to w ogóle nie jest zabawne. Tylko straszne. Straszniejsze niż jakiś głupi horror.
– Czy ktoś mi w końcu powie, o co chodzi? – zapytała błagalnie Eve. Choć jakaś część niej, i to całkiem duża, wcale nie chciała wiedzieć.
– Postaraj się zachować spokój – powiedział Peter. -Ale myślę… właściwie jestem prawie pewien…
– Eve – przerwała mu Jess. – Przyczepił się do ciebie poltergeist.