Выбрать главу

— Czy to nowa forma tortur?

— To jest ciężkie przejście — przyznał Chalk. Jego szerokie czoło pokryte było potem. Był zaczerwieniony napięty, jak gdyby przeżywał jakieś wewnętrzne przesilenie.

— Oczyszczony — szepnął Burris. — Oferuje czyściec.

— Możesz to tak nazwać.

— Ukrywam się od wielu tygodni, a teraz mam stanąć nagi przed światem na pięć lat?

— Wszystkie koszty zostaną pokryte.

— Wszystkie koszty pokryte — powiedział Burris. — Tak. Tak! Zgadzam się na tę torturę. Będę twoją kukłą, Chalk. Tylko istota ludzka mogłaby odrzucić ofertę. Ale ja ją przyjmuję. Tak, przyjmuję!

Rozdział 10

Podryw

— Jest w szpitalu — powiedział Aoudad. — Rozpoczęli już badania.

Pociągnął ją za sukienkę.

— Zdejmij ją, Elise!

Elise Prolisse odtrąciła jego natarczywą rękę.

— Czy rzeczywiście Chalk przeniesie go do innego ciała?

— Nie mam co do tego wątpliwości. Gdyby Marco powrócił żywy, mógłby również go uratować.

Aoudad nie dał się sprowokować.

— Za dużo tu gdyby. Marco nie żyje. Rozepnij sukienkę, kochanie!

— Poczekaj. Czy mogę odwiedzić Burrisa w szpitalu?

— Myślę, że tak. Czego ty od niego chcesz? Pogadać.

— Był ostatnim, który widział mojego męża żywego. Pamiętasz? Może mi powiedzieć, jak umarł.

— Lepiej, żebyś nie znała szczegółów — powiedział Aoudad łagodnie. — Marco umarł, kiedy chcieli zrobić z niego taką istotę, jaką stał się Burris. Gdybyś zobaczyła Burrisa, zdałabyś sobie sprawę, iż lepiej się stało, że umarł.

— Wszystko jedno…

— Lepiej, żebyś nie wiedziała.

— Chciałam się z nim spotkać — mówiła Elise z rozmarzeniem — kiedy tylko wrócił. Chciałam rozmawiać o Marco i o tym drugim, Malcondotto. On również zostawił żonę. Nie dopuścili mnie do niego. A później Burris zniknął. Mógłbyś mnie tam zawieźć?

— Dla twojego dobra powinnaś trzymać się z dala — stwierdził Aoudad.

Jego ręce błądziły po jej ciele, poszukując, wynajdując magnetyczne zapięcia, rozłączał je. Sukienka otwarła się, ujawniając ciężkie białe piersi o ciemnoczerwonych wierzchołkach.

Poczuł ukłucie pożądania. Chwyciła go za ręce, sięgające ku jej piersiom.

— Pomożesz mi spotkać się z Burrisem? — spytała.

— Ja…

— Pomożesz mi spotkać się z Burrisem. — Tym razem nie było to pytanie.

— Tak. Tak!

Ręce blokujące mu drogę ustąpiły. Drżąc Aoudad zdjął z niej suknię. Była przystojną kobietą. Nie pierwszej młodości, obfitych kształtów, ale przystojna.

Włosi! Biała skóra, ciemne włosy. Sensualissima! Niech się spotka z Burrisem, jeżeli chce. Czy Chalk będzie się sprzeciwiał? Chalk już dał do zrozumienia, czego oczekiwał. Burris i ta dziewczyna — Kelvin. Ale może przedtem Burris i wdowa Prolisse? W głowie mu wirowało.

Elise patrzyła z zachwytem na jego szczupłe, mocne ciało unoszące się nad nią.

Ostatnia część jej ubrania opadła. Patrzył na białość z wyspami czerni i czerwieni.

— Jutro to załatwisz — powiedziała.

— Tak. Jutro.

Opadł na jej nagość. Wokół lewego uda nosiła czarną aksamitną opaskę. Żałoba po Marco Prolisse, który zginął niezrozumiałą śmiercią, zadaną przez niezrozumiałe istoty na niezrozumiałej planecie. Ciało jej płonęło. Zachodziła w nim reakcja łańcuchowa. Tropikalna dolina tylko na niego czekała. Wszedł. Prawie natychmiast wydała zduszony okrzyk ekstazy.

Rozdział 11

Dzieje wśród nocy

Szpital leżał na skraju pustyni. Długi i niski budynek kształcie litery U, którego ramiona otwierały się ku przodowi. Promienie wschodzącego słońca ślizgały się wzdłuż nich, dopóki nie natrafiły na część poprzeczną łączącą oba skrzydła. Cały budynek pokryty był szarym piaskowcem o lekkim czerwonawym odcieniu. Tuż na zachód od budynku, czyli za jego główną częścią, ciągnął wąski pas ogrodu, a zaraz za nim zaczynała się sucha, złotawa pustynia. Pustynia nie była pozbawiona życia. Gęsto pojawiały sztywne kępki bylicy. Pod spaloną powierzchnią wiły się tunele gryzoni. Przy odrobinie szczęścia można było też zobaczyć skoczki pustynne, a w dzień świerszcze. Ceretusy, euforbie i inne pustynne rośliny pokrywały ziemię.

Niektóre przejawy życia pustynnego dotarły również — teren szpitala. Ogród na tyłach szpitala był ogrodem pustynnym pełnym suchych, kolczastych roślin. Dziedziniec pomiędzy ramionami budynku również porastały kaktusy. Rósł tu kaktus saguaro sześciokrotnie wyższy od człowieka, o przysadzistym pniu z pięcioma wyciągniętymi ku niebu ramionami. Po obu jego stronach stały dwa pokraczne okazy kaktusa o solidnym pniu i dwóch niewielkich ramionach, jak gdyby wzywających pomocy, i garstce powykręcanych wyrostków na wierzchołku. Dalej przy ścieżce rosły trzy groteskowe kaktusy cholla, a naprzeciw nich przysadziste, mocne najeżone kolcami kaktusy wodne. Wysokie laski opuncji piękne zwoje cereusa. Te ogromne, najeżone kolcami przysadziste potwory potrafiły również zrodzić delikatne, blade kwiaty — żółte, fioletowe i różowe. Ale te w innej porze roku. Teraz jednak trwała zima. Powietrze było suche, niebo błękitne i bezchmurne, chociaż śnieg i tak nigdy tu nie padał. To miejsce jakby ponadczasowe. Wilgotność powietrza bliska zera. Wiatr bywa chłodny, niezmienny, mimo skoków temperatury sięgających pięćdziesięciu stopni. Tu właśnie latem, sześć miesięcy temu przywiezione Lonę Kelvin, po próbie samobójstwa. Wiele kaktusów wtedy już przekwitło. Teraz Lona wróciła i znowu nie trafiła na okres kwitnienia. Przyjechała trzy miesiące za późno. Byłoby dla niej lepiej, gdyby swoje instynkty samobójcze lepiej korelowała z porami roku.

Lekarze stali nad jej łóżkiem i rozmawiali o niej, jak gdyby jej tu wcale nie było.

— Tym razem będzie ją łatwiej wyleczyć. Nie ma potrzeby leczyć złamań. Wystarczy przeszczep tkanki płucnej i będzie jak nowa.

— Do następnego razu.

— Tym ja się nie będę martwić. Niech ją wyślą na psychoterapię.

Ja mogę tylko wyleczyć ciało.

— Które nie jest chore. Raczej nadużyte.

— Uda jej się, wcześniej czy później. Każdemu zdeterminowanemu samobójcy w końcu się udaje. Mogą wejść do konwertera jądrowego lub innego urządzenia, albo wyskoczyć z dziewięćdziesiątego piętra. Mokrej plamy z molekuł już nie skleimy.

— Nie obawiasz się, że podsuwasz jej pomysły?

— Jeżeli słucha. Sama mogłaby na to wpaść, gdyby chciała.

— Może masz rację. Może w rzeczywistości nie jest aż tak zdeterminowana. Może to autoreklama.

— Mogę się z tobą zgodzić. Dwa zamachy samobójcze w ciągu sześciu miesięcy i oba nieudane, podczas gdy wystarczyło otworzyć okno i wyskoczyć…

— Oddech pęcherzykowaty?

— Ale nie najgorszy.

— Ciśnienie krwi?

— Rośnie. Wydzielanie gruczołów nadnercza spadło. Następuje poprawa.