Zjawa stojąca przed nim miała twarz okrągłą z wydatnymi kośćmi policzkowymi, małymi uszami i szeroko rozstawionymi, ciemnymi oczami. Usta łatwo wykrzywiały się, tworząc grymas. Na skórze lekko przysypanej piegami pełno było delikatnych złocistych włosków. Stwarzało to ogólne wrażenie męskości. Mężczyzna o pewnej sile, pewnej inteligencji, pewnych umiejętnościach, który wyróżniał się w grupie nie ze względu na jakąś wybitną cechę, ale ze względu na cały szereg drobnych cech pozytywnych. Powodzenie u kobiet, sukcesy wśród mężczyzn i sukcesy zawodowe towarzyszyły tej niczym nie wyróżniającej się, triumfalnej atrakcyjności. To wszystko należało już do przeszłości.
— Nie chcę sprawiać wrażenia, że lituję się nad sobą — powiedział spokojnie Burris. — Kopnij mnie, jeżeli odnosisz takie wrażenie. Ale pamiętasz, kiedy spotkaliśmy garbusa, człowieka bez nosa, okaleczoną dziewczynę, bez szyi i bez ręki? Ludzi niewydarzonych? Ofiary wypadków? Zastanawialiśmy się wtedy, jak to jest, gdy wygląda się jak potwór.
— Nie wyglądasz jak potwór, Minner. Po prostu jesteś inny.
— Udław się swoją semantyką. Jestem czymś, na co każdy będzie się gapić. Jestem potworem. Zostałem nagle wyrwany z twojego świata i znalazłem się w świecie garbusów. Oni świetnie wiedzą, że nie mogą ukryć się przed wzrokiem innych. Przestają żyć własnym życiem, żyją tylko faktem swojego wynaturzenia.
— Tak sobie tylko wyobrażasz, Minner. Skąd możesz wiedzieć?
— Ponieważ tak się stało ze mną. Moje całe życie obraca się obecnie wokół tego, co zrobiono ze mną. Nie mam innego życia. To jest główny i jedyny fakt. Czy możemy osądzić człowieka w tancerzu tylko według jego tańca? Ja nie potrafię. Jeżeli wyjdę na zewnątrz, zrobię z siebie natychmiast widowisko.
— Garbus ma całe życie na to, żeby przywyknąć. Potrafi zapomnieć o swoich plecach. Dla ciebie to ciągle nowość. Bądź cierpliwy, Minner. Pogodzisz się z tym. Wybaczysz gapiom!
— Kiedy? Kiedy?
Zjawa jednak zniknęła. Zmieniając kilkakrotnie optykę oczu, Burris rozejrzał się po pokoju i stwierdził, że jest sam. Usiadł, czując jakby ukłucia igieł w końcówkach nerwów. W jego świecie niewygód zapanował bezruch. Pozostało z nim tylko jego ciało. Wstał jednym, płynnym ruchem. To nowe ciało powoduje ból — pomyślał — ale jest efektywne. Muszę je polubić. Stał na środku pokoju.
Rozczulanie się nad sobą to fatalna rzecz — pomyślał. — Nie mogę się wahać. Muszę się z tym pogodzić, muszę się dostosować. Muszę wyjść na zewnątrz.
Byłem silnym mężczyzną, nie tylko fizycznie. Czy cała moja siła, ta wielka siła, ulotniła się?
W jego ciele zwoje nerwów splatały się i rozplatały. Gruczoły wydzielały tajemnicze hormony. Komory serca wykonywały skomplikowany taniec.
Obserwują mnie — pomyślał Burris. — Niech obserwują. Niech się napatrzą.
Gwałtownym ruchem ręki włączył lustro i spojrzał na swe nagie ciało.
Rozdział 3
Podziemny grzmot
— Co by się stało, gdybyśmy się zamienili? — powiedział Aoudad. Ty będziesz obserwował Burrisa, a ja dziewczynę?
— Nieee — Nikolaides przeciągnął z rozkoszą ostatnią samogłoskę. — Chalk powierzył mi ją, a tobie powierzył jego. Ona jest nudna. Czemu chcesz się zamienić?
— Jestem już nim zmęczony.
— Musisz się z tym pogodzić — poradził Nikolaides. — Nieprzyjemności kształtują charakter.
— Za długo słuchałeś Chalka.
— Tak jak wszyscy.
Uśmiechnęli się. Nie zamienią się odpowiedzialnością. Aoudad wcisnął przycisk i samochód, którym jechali, przerzucił się z jednej sieci prowadzącej na drugą. Zaczął mknąć na północ z szybkością stu pięćdziesięciu mil na godzinę.
Aoudad sam ten pojazd zaprojektował specjalnie dla Chalka.
Samochód miał kształt macicy. Wyłożony był miękką, ciepłą, gąbczastą włókniną. Wyposażony we wszystkie możliwe udogodnienia z wyjątkiem grawitronów. Chalka znudził ostatnio samochód i chętnie udostępniał go podwładnym. Aoudad i Nikolaides często zeń korzystali. Obydwaj uważali się za najbliższych pracowników Chalka, a po cichu każdy uważał drugiego za sługusa. Było to obopólne złudzenie.
Cała sztuka polegała na stworzeniu sobie jakiejś formy egzystencji, niezależnej od Duncana Chalka. Chalk zajmował im większość dnia i nie wahał się wykorzystywać ich także w czasie snu. Zawsze jednak można było znaleźć jakąś dziedzinę życia niezależną od grubasa, w której jednostka ludzka mogła decydować o sobie. Nikolaides wybrał wysiłek fizyczny. Pływanie ślizgaczem po jeziorach, wspinaczkę na czynne, buchające siarką wulkany, mięśnioloty, wyprawy pustynne. Aoudad też wybrał wysiłek fizyczny, ale łagodniejszego rodzaju. Jego kobiety, trzymając się za ręce, mogły połączyć kilka kontynentów. D’Amore i inni też mieli swoje sposoby ucieczki. Chalk niszczył tych, którzy takich sposobów nie znali. Znowu zaczął prószyć śnieg. Delikatne płatki znikały prawie natychmiast po zetknięciu się z ziemią, ale jezdnia stała się śliska. Serwomechanizmy szybko dopasowywały mechanizmy prowadzące, utrzymując samochód w pozycji pionowej. Jego pasażerowie reagowali w różny sposób. Nikolaides przyspieszył, wyczuwając możliwe, choć niewielkie niebezpieczeństwo, Aoudad zaś myślał ponuro o czekających na niego, chętnych udach, które go przyjmą, jeżeli przeżyje podróż.
— Jeżeli chodzi o tę zamianę… — powiedział Nikolaides.
— Zapomnij o tym! Powiedziałem, nie.
— Chciałem się tylko dowiedzieć. Powiedz mi, Bart, interesujesz się jej ciałem?
Aoudad żachnął się w odruchu nadmiernej niewinności.
— Coś ty! Myślisz, że kto ja jestem?
— Wiem, kto ty jesteś, i inni też wiedzą. Ja tylko się rozglądam.
Czy wpadł ci do głowy ten pomysł zamiany zadań, bo chciałbyś zająć się Loną, ażeby ją przelecieć?
— Do pewnych kobiet się nie zbliżam. Nigdy bym z nią nie kombinował — powiedział Aoudad gwałtownie. — Na litość boską, Nick! Dziewczyna jest zbyt niebezpieczna. Siedemnastoletnia dziewica z setką dzieci — nigdy bym jej nie tknął. Czy naprawdę myślisz, że mógłbym to zrobić?
— Nie, nie myślę.
— To czemu pytasz?
Nikolaides wzruszył ramionami i zapatrzył się na śnieg.
— To Chalk chciał, ażebyś się dowiedział, co zamierzam, prawda? Boi się, że będę się jej narzucać, prawda?
Nikolaides nie odpowiedział i nagle Aoudad zaczął drżeć. Jeżeli Chalk podejrzewał go o coś takiego, musiał stracić do niego zaufanie. Pracę i kobiety ściśle rozdzielano. Aoudad nigdy ich nie łączył i Chalk o tym wiedział. Czy coś było nie w porządku? W którym miejscu zawiódł grubasa? Dlaczego przestano mu ufać?
— Nick, przysięgam, że wcale nie miałem takich zamiarów proponując zamianę — powiedział Aoudad głucho. — Ta dziewczyna w ogóle nie pociąga mnie seksualnie. Zupełnie! Myślisz, że zainteresowałbym się takim groteskowym dzieciakiem? Po prostu miałem już dosyć gapienia się na to poprzestawiane ciało Burrisa. Chciałem po prostu zmienić zajęcie, a ty…
— Przestań, Bart.
— … dopatrujesz się jakichś dziwacznych i perwersyjnych…
— Niczego się nie dopatruję.
— Ale Chalk się dopatruje, a ty się z nim zgadzasz. Czy to jakiś spisek? Kto chce mnie dopaść?
Nikolaides nacisnął lewym kciukiem przycisk apteczki i pojawiła się tacka ze środkami uspokajającymi. Ze spokojem podał ją Aoudadowi, który wybrał cienką tubkę koloru kości słoniowej i przycisnął do przedramienia. W chwilę później napięcie opadło.