— Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób mnie tu sprowadziłeś — powiedział. — To było chyba trochę… trochę nieetyczne. — W każdym razie nie było to postępowanie, jakiego można by oczekiwać po takiej zieleninie, pomyślał ze złością, ale nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie. Zauważył, że czarne paciorki zmętniały, jakby Lurr zasnął. Purvey parsknął z niesmakiem. Przycupnął pod ścianą, z uniesionym kołnierzem płaszcza, i dokończył papierosa.
Jedynym odgłosem, jaki dał się słyszeć w pomieszczeniu, był nieustanny szept wentylatorów na ścianie nad nim.
Po pewnym czasie, obudziwszy się z niespokojnego snu, Puryey stanął wobec kolejnego problemu.
Przypominające dzikie wino odroślą, które stanowiły członki ciała Lurra, oplatały go mokrą siecią jak za pierwszym przebudzeniem. Przerwał ten odrażający kontakt odsuwając ciemnozieloną masę i usiłując dociec, dlaczego ona się w ogóle do niego zbliża. Był przekonany, że Lurr jest równie bezpłciowy jak kapusta, a jednak w jego dotyku było coś z koszmarnej pożądliwej pieszczoty. Czy możliwe, żeby roślina była zboczona? Perspektywa zostania zgwałconym przez roślinę wydała się Purveyowi szczególnie nieprzyjemna.
— Powiedz mi — odezwał się — jak długo może potrwać ta podróż? Szeroki liść rozwinął się i pojawiło się na nim mozolne pismo.
— Piętnaście twoich dni.
— A co z żywnością? — zapytał Purvey. — Będę potrzebował żywności.
— Możesz jeść to samo co Ahtaur.
— Co Ahtaur? A co to takiego Ahtaur?
— Ahtaur jest moim pomocnikiem. Ona cię tu przyprowadziła.
— Ja nie chcę jej jedzenia — odpowiedział Puryey, nagle zdjęty strachem.
— Jej to nie będzie przeszkadzało. — Lurr poruszył się wolno i odpełzł, pozostawiając ślad, w którym prześwitywał białawy metal podłogi. Jak zauważył Purvey, były w niej niewielkie otworki, przez które stale wydobywał się muł:
Purvey ruszył za Lurrem zastanawiając się, czy ta ostatnia uwaga była zaprawiona ironią. Czy taki stwór mógł być obdarzony poczuciem humoru? Miał nadzieję, że nie. Wystarczy mu w zupełności, że we śnie obmacują go lubieżne brokuły, ale wysłuchiwać potem dowcipnych powiedzonek — tego byłoby stanowczo nadto.
Znalazłszy się przy niskich drzwiach w ścianie kadłuba, Lurr wyciągnął mackę, dotknął białego koła i drzwi otworzyły się ukazując proste przypominające szafę wnętrze. Za dotknięciem innego koła otworzyła się klapa i wysunęła się kostka różowej gąbczastej substancji. Puryey wziął ją ostrożnie, ale ponieważ głód mu doskwierał na długo przedtem, nim zaczęły się jego bieżące kłopoty, skwapliwie spróbował dziwnego pokarmu. Był letni, gumiasty i smakował jak pasta z langusty z wyraźnym dodatkiem czerwonej papryki. Lepszy, niż się spodziewał.
Posiliwszy się, popił wody z małego strumyka, jakich wiele spływało ze ściany, ale nie ugasił pragnienia. Lurr zbliżył się do jednego z pulpitów z przyrządami i leżąc koło niego bez ruchu, oczyma na wyciągniętych słupkach obserwował szereg zegarów.
W drodze nieustannego zadawania pytań Purvey ustalił, że statek, na którym się znajduje, jest czymś w rodzaju jednostki zwiadowczej eskortującej ogromny międzygwiezdny liniowiec albo okręt wojenny. Kiedy zdarzył się wypadek, Lurr zamiast zatrzymać statek macierzysty w celu uzyskania pomocy, dał znać drogą radiową, że sam sobie poradzi. Gdyby mu się jednak nie udało wrócić do bazy, statek macierzysty miał wyruszyć na poszukiwanie. Ziomkowie Lurra toczyli wojny tylko, kiedy zostali zaatakowani, ale okręty wojenne mieli bardzo duże i potężne.
Purvey zauważył, że w ostatnich słowach Lurra pobrzmiewały echa wypowiedzi ludzkich mężów stanu ha forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, i zaczął się zastanawiać, czy to przypadkiem nie miała być jakaś aluzja. Jak na stworzenie obdarzone tak odmiennym umysłem, nie mówiąc już o powłoce cielesnej, Lurr opanował doskonale język angielski i nie przekręcał słów.
— Jak to jest — spytał Purvey — że mówisz, to znaczy piszesz, tak dobrze po angielsku?
Ale czarne paciorki znów zaszły mgłą. Purvey snuł się dokoła studiując dziwne mechanizmy, zabijając w ręce z zimna i zastanawiając się, co tu jest nie tak. Wszystko, oczywiście, doszedł do wniosku, jako że wszystko jest tu produktem obcego myślenia. Ale to nie wyczerpywało sprawy. Purvey odkrył, że szybko się męczy. Czas wlókł się w monotonnej niewygodzie pomieszczenia i Purvey często zapadał w sen, przycupnięty w najciemniejszym kącie, gdzie znajdowało się najmniej mułu. Było to miejsce, gdzie nastąpiła eksplozja, o czym świadczyły osmalone części metalowe, podziurawione obudowy przyrządów i potłuczone lampy u sufitu. Tu Purvey czuł się najlepiej; było to bowiem jedyne miejsce, którego Lurr zdawał się unikać.
W pewnym momencie, kiedy poczuł się szczególnie źle, a Lurr nie zdradzał chęci do rozmowy, postanowił poszukać czegoś, w co mógłby się owinąć przed zimnem. Jego płaszcz nieprzemakalny, ciężki od błota i mokry, był bezużyteczny i Purvey stwierdził, że marzy o cieple w jakiejkolwiek formie.
Podszedł do rzędu niskich drzwi i otworzył kilka z nich naciskając białe kółka. Wewnątrz znalazł zwykłe półki zastawione nie oznaczonymi skrzynkami czy częściami maszyn, które, chociaż pokryte kropelkami wilgoci, nie nosiły śladów korozji. Jedna z półek była zawalona bryłami kolorowego szkła czy też plastiku, inna czymś, co wyglądało na purpurowe morskie glony.
Jedne z drzwi, większe od innych, "wyróżniały się czerwonym kółkiem. Zdrętwiały z zimna Purvey otworzył je i zobaczył mały pokoik, pośrodku którego płonął staromodny przysadzisty piec. Pochylił się już, żeby wejść, kiedy nagle uświadomił sobie, że przecież piec nie może się tam znajdować, i stanął jak wryty. Coś poruszyło się w pobliżu jego stóp. Zanim zdążył odskoczyć i zatrzasnąć drzwi, mignęło mu tłuste, podobne do ślimaka stworzenie, które uniosło się z rozdziawionym szarym pyszczkiem.
Lurr ożywił się nagle i rozwinął liść służący mu do porozumiewania się.
— Widzę, że tym razem rozpoznałeś Ahtaur.
— Tym razem? — zapytał Purvey. — Czy to była ta kobieta, którą widziałem?
Lurr wydawał.się dość aktywny i raźny, a odpowiedzi ukazywały się wyraźnie szybciej niż poprzednio. Ahtaur była bardzo wolno poruszającym się mięsożernym stworzeniem pochodzącym z rodzimej planety Lurra. Zbliżając się do swoich ofiar, w telepatyczny sposób opanowywała ich umysły tak sterując ich ośrodkami wzrokowymi, że wydawała im się atrakcyjnym obiektem. Najwyraźniej Lurr ujarzmił Ahtaur, wyposażył ją w coś, co nazwał chwytem pola siłowego, a następnie'spuścił ją na Ziemię, żeby w cichym, ustronnym miejscu znalazła jakąś ludzką istotę. Purvey, który lubił ciche, ustronne miejsca, wpadł w pułapkę.
Produktem ubocznym obserwacji ziomków Lurra nad Ahtaur było wynalezienie przez nich urządzenia, które im pozwalało wykrywać i rozumieć myśli obdarzonych inteligencją zwierząt. Purvey przyglądał się z zastanowieniem swojej zielonej towarzyszce, gładząc się po nie ogolonej brodzie i usiłując zgadnąć, czy to kolejne ostrzeżenie.
Piątego dnia, z pomocą zegarka, odkrył, że Lurr go okłamuje.
Uczucie, że jest coś nieuchwytnie fałszywego w całym układzie, osiągnęło swój szczyt, kiedy wreszcie zrozumiał, że w pomieszczeniu znajdują się dwa odrębne komplety przyrządów sterowniczych. Te, które były w użyciu i przy których Lurr spędzał większość czasu, stały zgrupowane wzdłuż jednej ze ścian. Każda część, każda najmniejsza podstawa czy obudowa była wykonana z gładkiego, lśniącego metalu z taką precyzją, że przywodziła mu na myśl wysokiej jakości automat do gry. Wszelkie złącza były ledwo widoczne, a małe kolorowe punkciki, które zastępowały cyfry, były doskonałymi w kształcie kółkami i kwadracikami odciśniętymi w metalu.