Выбрать главу

Słuchacze mruczeli coś na znak poparcia.

– Spędziłem w domu moich trojga przyjaciół wspaniały okres. Moje życie do tej pory nie należało do najszczęśliwszych, jak pewnie się domyślacie. Ale teraz byłem szczęśliwy. I to właśnie od tej pory datuje się moja prawdziwa walka o zwycięstwo nad Tan-ghilem. Miałem bowiem dla kogo walczyć. Dla Didy, Targenora i dla Małego Kwiatka zrobiłbym wszystko. Oni bowiem stali po stronie dobra, którego do tej pory wiele w życiu nie spotkałem. Później też chciałem pomagać tym z Ludzi Lodu, którzy walczyli ze złem.

– Byłeś naszym potężnym i bardzo ważnym sojusznikiem – rzekł Heike. – Aż do dzisiejszej nocy nie zdawaliśmy sobie do końca sprawy, jak nieskończenie wiele dla nas znaczysz.

Rune pochylił głowę na znak wdzięczności.

– Musicie mi wybaczyć, że tak pobieżnie opowiedziałem wam moją historię. Gdybym zawsze był człowiekiem, mógłbym teraz opowiadać wiele o otoczeniu, krajobrazie i naturze wokół mnie. O stepach na wschodzie. O dzikim, nieurodzajnym, a mimo to bardzo pięknym Taran-gai. O nieszczęsnej Dolinie Ludzi Lodu. Mógłbym pewnie opowiedzieć o tych wszystkich ludziach, których spotkałem, o różnych wydarzeniach… Ale ja byłem przecież tylko korzeniem. Widziałem świat jak poprzez ciemną zasłonę. W moich „palcach” było czucie, lecz było to czucie korzenia, ludzi rozpoznawałem bardziej instynktem niż zmysłami. Rozumiecie mnie?

– Rozumiemy i tym bardziej podziwiamy twoją zdolność przeżywania tego wszystkiego – powiedziała Sol. – I to, jak dokładnie nam o tym opowiadasz. Wcale nam nie brakuje żadnych szczegółów. Mów dalej! Jaki był twój stosunek do Tan-ghila, gdy go już opuściłeś?

– Podczas tych lat, które spędziłem u Didy, stałem się taki silny, że Tan-ghil nie był w stanie przejść koło mnie, żeby nie poczuć się chory. Nie mógł też zbliżyć się do Tuli, dopóki należałem do niej. Jednak jego siła psychiczna nakłoniła jakieś dziecko, żeby ukradło jej „lalkę”, czyli mnie. Bo, oczywiście, stał za tym Tan-ghil. Myślałem, Dido i Targenorze, że zdajecie sobie z tego sprawę. To wydarzenie miało dla was katastrofalne następstwa. Tan-ghil bowiem potrzebował dziewicy, żeby wypełnić swój skomplikowany rytuał na pustkowiu, kiedy zamierzał ukryć naczynie z wodą zła. Wybrał do tego celu własną córkę, Tiili, był więc wściekły, że ja ją ochraniam. W końcu udało mu się zmusić dzieci, żeby mnie ukradły, i Tiili została bezbronna. Zaraz też zniknął wraz z nią w górach i nigdy później nikt jej już nie widział.

– Tak, ale co się z nią stało? – zapytała Dida drżącym głosem.

– Nie wiem, nieszczęsna matko zaginionego dziecka – westchnął Rune z żalem. – Nic nie wiem o jego postępkach na pustkowiu. Potem mną zajął się Targenor. Nosił mnie zawsze na szyi, a ja czułem się tam bardzo dobrze. Byłem z nim związany. Pewnego dnia spotkaliśmy na ścieżce Tan-ghila, który oświadczył, że chce zabrać Targenora ze sobą w świat. Nie mógł podejść do mnie zbyt blisko. Musiał się cofnąć i Targenor zdołał mu uciec. Tan-ghil był jednak wściekły jak rzadko kiedy i obmyślał zemstę.

Miał wtedy pomocnicę, swoją obciążoną dziedzictwem zła prawnuczkę, Guro, która opowiedziała mu kiedyś historię o Szczurołapie z Hameln. Tan-ghil zapragnął go spotkać! Za wszelką cenę!

To wtedy wasz zły przodek wysłał Guro, żeby oszukała Targenora tak, by zdjął z szyi alraunę. Tan-ghil pamiętał, że kiedyś w Taran-gai w ten sam sposób oszukał mego ówczesnego pana. Mój pan kąpał się wtedy w jeziorku. Guro błagała o pomoc w wydobyciu z wody swojego sprzętu rybackiego, który podobno Zły zatopił. Ja miałem zostać w domu, a tymczasem na brzegu czekał Tan-ghil czy raczej Tengel, bo już tak go wtedy nazywano. No i Targenor wpadł w pułapkę. Był stracony. Tengel Zły zyskał władzę nad jego duszą, Targenor odrzucił mnie i wyruszył w świat ze swoim ojcem i zarazem pradziadkiem.

– Ich dalsze losy już znamy – powiedział Heike. – Opowiedz nam teraz o sobie.

– Tak jest – zgodził się Rune, a na jego brzydkiej twarzy pojawił się wyraz smutku. – Ja zostałem u Didy i towarzyszyłem jej do końca życia. Był to dla mnie pomyślny czas, w jej domu czułem się dobrze. Wyczuwałem, oczywiście, jej smutek i jej nieutuloną żałobę, ciągłe martwienie się losem dwojga ukochanych dzieci, i sprawiało mi ból to, że nie mogę jej w żaden sposób pocieszyć. Kiedy Dida się zestarzała, oddała mnie w spadku Sigleikowi, żebym znowu nie wpadł w jakieś złe ręce. A chociaż nie było mnie przy niej, gdy umierała, to słyszałem, jak Sigleik opowiadał, że w ostatniej chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech i wyszeptała: „Targenor”.

– To prawda – potwierdziła Dida. – Jak już wcześniej wspomniałam, Targenor usiadł wtedy na skraju mojego posłania. I to on pomógł mi przejść do tej wspaniałej przestrzeni, w której znajdujemy się my wszyscy, nieszczęśliwi z Ludzi Lodu.

– Tak. – Rune wrócił do przerwanego opowiadania. – U Sigleika też było mi dobrze, i u jego syna, Skryma, również, chociaż Skrym ukrył mnie w szafie razem z całym skarbem.

– Naprawdę nie miałem lepszego pomysłu – wtrącił Skrym przepraszającym tonem. – Pamiętaj, że ja nie jestem dotknięty.

– To akurat nie sprawiało mi wielkiej przykrości – uśmiechnął się Rune. – Gorzej, że potem przekazałeś mnie jednej z najbardziej obciążonych, mianowicie Halkatli.

Halkatla pochyliła ze wstydem swoją jasną kędzierzawą głowę, Rune jednak uśmiechnął się do niej z czułością.

– Niech ci nie będzie przykro, Halkatlo. Nie sprawiłaś mi tak wiele bólu. Chociaż wykorzystywałaś mnie do złych celów, do magicznych rytuałów, czym nie byłem specjalnie zachwycony. Poza tym nie wiedziałem, jakim sposobem mógłbym się od ciebie uwolnić, bo wtedy w dolinie nie było innych potomków Ludzi Lodu. Zostałem więc przy tobie, również z powodu twojej samotności, i starałem się tak wpływać na ciebie, byś zwróciła się ku dobru…

– I może ci się to trochę udało – Halkatla roześmiała się cicho. – Może to twój wpływ sprawił, że później Tova mogła mnie przekonać, iż zmarnowałam sobie życie?

– Ja święcie w to wierzę – powiedziała Tova z największą powagą.

– Ja również – poparł ją Tengel Dobry. – Ale pozwól, że nie będziemy badać twojego wpływu na Halkatlę, Rune.

– Miałam alraunę w węzełku tego dnia, kiedy mnie złapali – powiedziała Halkatla. – Co się później z tobą stało, Rune? Po mojej śmierci.

– No, wtedy rzeczywiście zrobiło się wielkie zamieszanie. Nikt nie domyślał się wartości skarbu, który zostawiłaś – uśmiechnął się. – Nieświadomi ludzie chcieli spalić wszelkie „paskudztwo”, jak powiadali. Na szczęście pewna rozsądna kobieta uznała, że powinno się to oddać Irovarowi, ojcu Halkatli, który mieszkał w Trondheim. Stanęło na tym, że ta właśnie kobieta postara się mu to oddać, zabrała więc węzełek do domu, a tam wcisnęła w jakiś kąt i zapomniała o jego istnieniu.

Później brat Halkatli, Halvard, przybył do doliny z trójką swoich dzieci, kobieta przypomniała sobie zawiniątko, odnalazła je i oddała Halvardowi. On, niestety, nie bardzo rozumiał, co to takiego, pojęcia nie miał o drogocennym skarbie Ludzi Lodu. Natomiast znał jego wartość Paulus, ciężko dotknięty syn, który był powodem powrotu rodziny w góry. On wiedzę na ten temat miał, jeśli tak można powiedzieć, wrodzoną. Zażądał, by mu to dano, i tym sposobem ponownie znalazłem się w złych rękach.

Paulus był bardzo kłopotliwym panem. Wiele z tych okaleczeń, które dzisiaj mnie dręczą, to jego dzieło. Był wyjątkowo złą istotą i musicie się z tym liczyć. Zresztą dzisiejszej nocy już o tym mówiono. Niewątpliwie to duch Paulusa, który był narzędziem w rękach Tengela Złego, mówił do ciebie, Eskilu, wtedy gdy słuchałeś tamtego parobka opowiadającego o Eldafjordzie.