Выбрать главу

– Ale parobek był stary, a Paulus zginął w wieku szesnastu lat – zaprotestował Eskil.

– Paulus zakładał, że chętniej będziesz słuchał starszego człowieka niż kilkunastoletniego wyrostka, więc się odmienił. Z pomocą Tengela Złego nie było to trudne. Przypomnij sobie upiora z Fergeoset, przewoźnika, pamiętaj, ile on potrafił! Kiedy było mu to potrzebne, stawał się niewinnym Livorem.

– Tak, to prawda – potwierdziła Benedikte.

– Paulus, na szczęście, nie dożył takiego sędziwego wieku, bo z pewnością byłbym teraz zupełnie pozbawiony rąk i nóg. Po kilku latach odpoczynku u niczego nie rozumiejącej córki Halvarda znalazłem się w posiadaniu Jahasa i Estrid. – Rune starał się ukryć uśmiech. – To były szalone czasy. Ci dwoje umieli wykorzystywać moją zdolność budzenia pożądania erotycznego. Odrywali ode mnie malutkie kawałeczki i wkładali je do magicznych wywarów, które dawali sobie nawzajem do picia. Z wiedzą zainteresowanego albo i bez.

Jahas i Estrid chichotali zawstydzeni.

– Robili oczywiście również gorsze rzeczy, wykorzystując i mnie, i inne składniki skarbu… Mieli jednak dobre intencje, więc nie wtrącałem się do tych ich eksperymentów. Z wyjątkiem jednego przypadku, gdy ze złości na swoją sąsiadkę wszystek gnój z obory wyrzucili jej na dom, zasypali cały dach, ściany, drzwi, okna, zgroza! Wtedy byłem na nich zły i za karę sprowadziłem na nich wietrzną ospę, przez cały tydzień nie mogli wychodzić z domu.

– Ach, więc to byłeś ty? – wrzasnął Jahas. – A myśmy leżeli w łóżkach, pokryci czerwonymi bąblami! Zdawało nam się, że pomrzemy, i litowaliśmy się nad sobą strasznie. A to byłeś ty, draniu jeden!

– Odpłaciłem wam tylko pięknym za nadobne. Sprawiłem, że krople gnojówki niczym deszcz spadały na was, a tymczasem wasza skóra zrobiła się na nią bardzo wrażliwa.

Estrid gwizdnęła z podziwu dla tej sztuczki, ale zaraz spoważniała.

– Strasznie nam przykro, żeśmy cię tak na wszystkie strony obcinali, Rune.

– O, nic wielkiego. Znacznie gorzej było u następnego właściciela.

– Aha – wtrąciła Ylva, córka Estrid i Jahasa. – To była Tobba wiedźma, prawda? To moja wina, byłam na tyle głupia, iż sądziłam, że to właśnie do niej powinien należeć skarb.

– Bo też do niej należał. Ale, rzeczywiście, oddanie go jej nie było specjalnie rozsądne.

– Zrozumiałam to później, kiedy zobaczyłam ją, jak wylatuje ze swojego domu.

– A, tak. Pamiętam ten przypadek, bo odcięła wtedy spory kawałek mojej dłoni. – Wyciągnął rękę, żeby pokazać okaleczenie. – Ona wybierała się wtedy na Bloksberg!

– Więc naprawdę ją wtedy widziałam?

– Niezupełnie. Było tak, jak mówiła Soclass="underline" Tobba leżała w swoim domu na łóżku, a ty widziałaś jej skoncentrowaną siłę duchową. Są to tak zwane doznania poza ciałem, a wtedy Tobba zażyła solidną porcję środka, zawierającego wszystkie potrzebne ingrediencje, więc było na co popatrzeć.

– Myślałam, że ona się wybiera do Tengela Złego – powiedziała Ylva.

– Nie. Udawała się na Bloksberg, żeby spotkać Szatana – wyjaśnił Rune. – Tobba była niezwykle piękną czarownicą, o wielkim temperamencie erotycznym. I słusznie przypuszczałaś, Ylvo, że bezlitośnie obchodziła się ze swoimi kochankami, kiedy już nie byli jej potrzebni. Zachowywała się jak ta pajęczyca, o której wspominałaś, mordowała ich. Dlatego chciałbym przestrzec wszystkich mężczyzn z Ludzi Lodu, którzy będą uczestniczyć w walce. Wystrzegajcie się Tobby! Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Tengel Zły posłużył się nią w taki sposób. A jeśli któryś wpadnie w jej sieci, będzie z nim krucho!

Ostrzeżenie zabrzmiało groźnie. Tova rzuciła badawcze spojrzenie na Marca i Nataniela. Czy oparliby się Tobbie, gdyby zastawiła na nich sidła?

Tova miała nadzieję, że piękna czarownica tego nie zrobi.

– Tobba się zestarzała – wspominał dalej Rune. – A po jej śmierci rozgorzała prawdziwa walka o mnie pomiędzy dwiema równymi sobie wiedźmami, Vegą, czyli „kobietą znad jeziora”, i Hanną.

– O, Hanna! – zawołała Sol. – To najlepszy człowiek, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi!

– Naprawdę? – zapytał Rune cierpko.

ROZDZIAŁ IV

– Otóż to, jak to właściwie było z Hanną? – zapytała Silje swoim łagodnym głosem. – Czy ona była wyłącznie zła?

Z twarzy Runego trudno było cokolwiek wyczytać, słowa jednak nie pozostawiały wątpliwości:

– Hanna była najbardziej ponurą wiedźmą, jaką kiedykolwiek wydała ludzkość. Wiem o tym, ponieważ w jej domu spędziłem wiele lat. Zanim jednak do tego doszło, została stoczona niebywale widowiskowa, powiedziałbym, walka o mnie pomiędzy Hanną i Vegą.

Kiedy w tysiąc pięćset czterdziestym roku umierała Tobba, pozwoliła sobie na diabelskie oświadczenie, że skarb powinna wziąć ta z czarownic, która jest go najbardziej godna. Druga miała dostać alraunę. Od razu stało się wiadome, że nie będzie łatwo, bowiem każda z nich naprawdę umiała nie tylko wróżyć z ręki! Doszło do tego, że Tore, brat Hanny, zgarnął wszystko pod swoją opiekę, dopóki obie czarownice się nie porozumieją. A trzeba powiedzieć, że Tore nie był najsympatyczniejszym człowiekiem na świecie, mogliście się zresztą sami dzisiaj o tym przekonać. Jest jedynym, który został usunięty z naszej sali! Początkowo obie czarownice zachowywały się dosyć spokojnie. Każda chciała udowodnić Toremu, że to jej należy się skarb. Tymczasem zaczynał też dorastać Tengel Dobry, z którym trójka starszych była do tego stopnia zaprzyjaźniona, iż zły Grimar jemu właśnie w okresie głodu polecił zamordować niewinnego chłopca. Tengel, jak wiecie, tego nie zrobił, a krótko potem skończyła się też pozorna przyjaźń obu kobiet. Umarł Tore i nie było innego wyjścia, jak podzielić skarb. Nie znam dokładnie wszystkich wydarzeń, znajdowałem się bowiem przeważnie w małym domku Hanny i Grimara, którzy zbudowali go dokładnie w tym miejscu, gdzie kiedyś stała siedziba Tengela Złego. Mieli nadzieję, że to jeszcze wzmocni ich magiczne siły. Miejsce było potworne!

Vega przychodziła do nich kilkakrotnie i bardziej wstrząsającego widowiska nie udało mi się nigdy oglądać niż to, kiedy obie czarownice wzięły się za łby. Grimar stał oszołomiony i gapił się bez słowa, choć przecież sam również nieźle się znał na czarnej magii. Po prostu stracił mowę. Początkowo obie panie miotały na siebie wyzwiska w rodzaju: „Nigdy byś nawet nie zmusiła chłopa, żeby sikał na twój rozkaz! Na twój rozkaz to co najwyżej kot by siknął!” „Ja bym nie zmusiła? A kto musiał cię ratować, kiedy sama zaplątałaś się we własne uroki i zaklęcia?” „Kłamstwo! Obrzydliwe kłamstwo! Zresztą wtedy to miałam dopiero pięć lat!” I tak dalej, w tym samym prymitywnym stylu, po czym obie ruszyły do ataku, każda z jakimś ciężkim narzędziem w ręce, Vega na przykład wymachiwała pogrzebaczem. W końcu uciekła, ale nie zaprzestała czarów z daleka, na co Hanna odpowiadała jej tym samym, aż obie półżywe padły, każda w swoim domu, bliskie śmierci.

Ostatecznie to Vega zdołała podstępnie zabrać niemal cały skarb, z wyjątkiem części, którą Tore przeznaczył dla czwartego żyjącego wówczas dotkniętego, czyli Tengela Dobrego. Dostał on swoją część w dniu śmierci dziadka. Nie było tego wiele, zresztą Tore dał chłopcu cokolwiek po prostu po to, by rozdrażnić wiedźmy. Jak wiecie, Tore nie żywił cieplejszych uczuć do nikogo oprócz siebie, a na swoje wnuki w ogóle machnął ręką. Jeśli jednak nadarzała się okazja dokuczenia komuś, robił to nadzwyczaj chętnie. Ale, co dziwne, czarownice nigdy na serio nie walczyły o część Tengela. Może darzyły chłopca szacunkiem?