– Masz rację – wtrąciła Silje. – Chociaż Hanna przeklinała Tengela na wszystkie sposoby, nazywała go upartym osłem, to jednak trochę się go bała.
– Owszem. Żadne z tamtych trojga nie wiedziało, jak się do niego odnosić. Domyślali się, że posiada niewiarygodną siłę i że nie chce robić z niej użytku. Ale kiedy Vega przywłaszczyła sobie cały skarb wraz z alrauną, Hanna zaczęła poważne przygotowania do wojny. Wzięła do pomocy Grimara, a przeciwko dwojgu Vega nie miała szans i musiała się poddać. Skarb znalazł się u Hanny i Grimara, ja również. Pokonana Vega wycofała się do małej chatki nad jeziorem i już prawie nigdy nie pokazywała się wśród ludzi.
Lat spędzonych u Hanny i Grimara nie wspominam zbyt dobrze. Hanna była wprost opętana pragnieniem zdobycia choćby kropli wody zła z zakopanego w dolinie naczynia, ale nie wiedziała, gdzie należy go szukać. Za każdym razem, gdy podejmowała próbę znalezienia go, siła myśli Tengela Złego odsuwała ją brutalnie na bok. Wielokrotnie chciała się mną posłużyć, próbowała odcinać spore kawałki, ale ja protestowałem. Byłem przecież wrogiem zła i nie chciałem sprowadzać go na świat jeszcze więcej. Bo gdyby Hanna wypiła kroplę tej wody… No, nic, później dowiedzieliśmy się, że to niemożliwe, pod żadnym pozorem. Ktoś, kto nie odbył drogi do Źródeł Zła, nie może nawet tknąć wody, bo zaraz umrze.
W końcu Hanna oddała skarb Sol… Nie chciałbym twierdzić, że mnie to ucieszyło. Jeszcze jedna czarownica, to już dla mnie za wiele. Najpierw Estrid – w dodatku z Johasem – potem Tobba, później na krótko Vega, po niej Hanna. Wprawdzie przez jakiś czas, zanim Sol dorosła, byłem u Tengela Dobrego, ale on mnie nie dotykał, więc to się właściwie nie liczy. Ty, Sol, z pewnością pamiętasz, że kiedy zawiesiłaś amulet na szyi, poczułaś drapanie, prawda? Uznałaś wtedy, że to łaskotanie, a to ja w ten sposób wyrażałem niezadowolenie, że jeszcze jedna czarownica ma być moją właścicielką. No cóż, źle cię oceniłem. Wkrótce zostaliśmy przyjaciółmi i czułem się u ciebie świetnie. Oczywiście przestraszyłem się nie na żarty wtedy, kiedy oddałaś mnie Hemingowi Zabójcy Wójta, ale to trwało krótko. Później było nam razem znakomicie. Ale oto… Oto wydarzyła się katastrofa.
– Wiem – rzekła Sol pospiesznie. – Dostałeś się Kolgrimowi. I to z mojej winy. Wzywał mnie, bo potrzebował pomocy w odnalezieniu skarbu. I ja… tak, nie żyłam wtedy już od dawna i wydawało mi się, że mój jedyny wnuk, Kolgrim, jest źle traktowany, więc mu pomogłam. Znalazł skarb i alraunę. Niczego chyba nigdy bardziej nie żałowałam niż tego. Historia Ludzi Lodu potoczyłaby się odmiennie, spokojniej i bardziej po ludzku, gdybym wtedy nie pomogła temu zabłąkanemu ptakowi. On przecież zabił Tarjeia. Wybranego!
– Skarb był własnością Kolgrima – łagodził Tengel Dobry. – Nigdyśmy ci nie wypominali, że chciałaś pomóc swemu wnukowi. Każdy z nas by tak na twoim miejscu zrobił. Źle się tylko stało, że on znalazł alraunę!
– Tak – potwierdził Rune. – Bardzo się przestraszyłem, widząc go po raz pierwszy, wtedy gdy wyjmował skarb ze skrytki w Lipowej Alei. Kolgrim bowiem był wierną kopią Olavesa Krestiemssonna, tego, który odciął głowę pewnej kobiecie. I, jak się okazało, charakter miał Kolgrim równie ponury… Nie zdążył się zestarzeć, ale ściągnął na mnie największe nieszczęście. Stało się to, czego potwornie się bałem przez całe życie.
– Wiemy – westchnęła Ingrid. – Kolgrim pociągnął cię za sobą, kiedy umierał. I zostałeś pogrzebany wraz z nim. Na dzikim pustkowiu, gdzie nikt nie bywał.
– Tak. Dokładnie tak było. Przedtem jednak stało się coś, o czym jeszcze nie wiecie.
– Opowiesz nam?
– Szalony Kolgrim chciał się dostać do miejsca, w którym Tengel Zły spotkał Szatana. Bo wtedy wierzyliśmy przecież jeszcze, że Tengel zaprzedał swoją duszę Szatanowi. Teraz wiemy, że odwiedził Źródła Zła, to miejsce, z którego zło bierze początek, i że przyniósł stamtąd ciemną wodę, którą następnie zakopał w górach. Kolgrim natomiast w swoim szaleństwie wyprawił się do miejsca, które zostało oznaczone na mapce Silje. A ja byłem z nim, zawieszony jako amulet na jego szyi.
– Więc ty tam byłeś! No, oczywiście, że tak! – zawołał Andre. – Opowiedz nam o tym!
– Właśnie do tego zmierzam – odparł Rune z uśmiechem. – Nie, do samego miejsca nie doszliśmy, ale niemal tam, gdzie kiedyś znalazła się Sol. Tengel Zły zagrodził nam drogę. I możecie być przekonani, że już wtedy Tengel Zły postanowił skończyć z Kolgrimem. Chłopak nie był wart niczego więcej, choć przecież Tengel zaliczał go do swoich najbardziej oddanych zwolenników. Nikt jednak, ale to nikt nie miał prawa nawet się zbliżyć do miejsca, gdzie zakopany był kociołek z wodą. Pamiętam, że ten znienawidzony potwór stał na drodze i wyciągał przed siebie rozczapierzone, szponiaste łapska, które wykonywały jakieś magiczne gesty, mające sprowadzić śmierć, w stronę Kolgrima. Nagle wyczuł moją obecność. Parsknął wściekle i odskoczył. Kilka kroków, ale to wystarczyło, by Kolgrim ocknął się z odrętwienia i rzucił do ucieczki.
– Więc uratowałeś mu życie – rzekł Nataniel. – A on odpłacił ci się w ten sposób, że pociągnął cię za sobą do grobu.
– Tak. A właśnie tego nie powinien był robić. Leżałem wtedy w ukryciu blisko sto lat. Jak wiecie, rozpaczliwie próbowałem się stamtąd wydostać. Chciałem wrócić do ludzi, a konkretnie do Ludzi Lodu, bo nie miałem wątpliwości, że moje miejsce jest przy was. Sami jednak wiecie, że była to droga nie do przebycia dla kogoś takiego jak ja, najpierw w dół po stromym zboczu, prosto o wymarłej Doliny Ludzi Lodu, a potem co? Przez góry do jakichś osiedli, skąd i tak do Lipowej Alei i Grastensholm gdzieś na południu sam bym się w żadnym razie nie dostał. Przez te prawie sto lat zdołałem się jedynie wywlec z grobu i odczołgać parę metrów w bok. To wszystko.
Kiedy pojawili się Ingrid z Danem i Ulvhedinem, płakałem z radości. Nie widzieliście tego, a ja płakałem po raz pierwszy w swoim życiu, ja, samotna istota, która została kiedyś wyrwana z ziemi Raju.
Na sali panowała niczym nie zmącona cisza. Wszyscy bardzo dobrze rozumieli uczucia Runego.
– Wybaczyłem wam też natychmiast, że pierwsze, co przyszło Ingrid do głowy, to odciąć kawałeczek mnie i użyć go do sporządzenia odurzającego napoju. Ulvhedin natomiast potrzebował trochę alrauny, żeby się wybrać na poszukiwanie miejsca, w którym zakopane jest naczynie z ciemną wodą. Nie bardzo ci się to udało, Ulvhedinie, co?
– To najgłupszy pomysł w moim życiu – przyznał olbrzym z goryczą.
– Ingrid natomiast sporządziła miłosny napój, w którym kawałek alrauny był najznakomitszym składnikiem. Pozwoliłem jej na to, ale też obiecałem sobie, że szczególnie będę się opiekował dzieckiem, które dzięki temu napojowi zostanie poczęte. W jakimś sensie mogłem je przecież uważać za swoje, będzie w nim jakaś cząstka mnie.
Daniel wybuchnął głośnym, szczęśliwym śmiechem.
– Dotrzymałeś słowa, Rune. Nikt nie pomógł mi tyle co ty.
– Przeżyliśmy obaj mnóstwo wspaniałych przygód – uśmiechnął się Rune. – Podróż do Taran-gai, spotkanie z białym niedźwiedziem i wiele, wiele innych. Później jednak wiodło mi się niespecjalnie. Chociaż tak właśnie miało być.
– Teraz cię nie rozumiem – powiedział Daniel.
– Oddałeś mnie synowi, Solvemu, urodzonemu pod złą gwiazdą. Wiesz, właściwie to nie miałem nie przeciwko temu. Dlatego zachowywałem się jak martwy, kiedy i ty, i on próbowaliście zawiesić mnie sobie na szyi. Wiedziałem już wtedy, że urodzi się wkrótce wielka osobowość w rodzinie Ludzi Lodu i że jemu mam służyć.