Выбрать главу

Solve to też dobry chłop. Ale przypadkiem trafił na przesądnych mieszkańców południowej Europy. Niedobrze!

Ulvar… Dlaczego wszyscy najlepsi muszą umierać tak młodo? Czy nie mogliby zachowywać się ostrożniej? Ulvar byłby mu jeszcze potrzebny na ziemi. Ale niech tam… Jako duch też może swoje zrobić!

I Erling Skogsrud. Ten nadal żyje. Okropnie tępy łeb, ale lojalny i odporny na rany, nie można mu wyrządzić krzywdy. No, prawie nie można.

Tengel powinien był mieć pomocnika wśród żyjących, ale Tova zdradziła.

Co tam, pal ją licho, Tengel ma możliwości, o których Ludziom Lodu nawet się nie śniło. Oj, oj, ale będą niemile zaskoczeni! Współpracownicy Tengela z niewidzialnego świata są niewiarygodnie silni. Tamci nieszczęśnicy nie mają żadnych szans obrony.

Wszystkie złe bóstwa świata zostały mu podporządkowane albo będą, kiedy czas nadejdzie. Jak myślą Ludzie Lodu, czym on się zajmował przez długie lata bezczynności w tej przeklętej górskiej dolinie? Potajemnie, w czterech ścianach swojego domu, przywoływał wszelakie złe moce. Ariman jest jego niewolnikiem. Podobnie Kali. Baal i Moloch nie żyją, ale Iblis i Szatan, rzecz jasna, egzystują, i będą istnieć dopóty, dopóki głupi ludzie będą w nich wierzyć. Tak, tak… Już dawno temu, kiedy jeszcze był na to czas, podporządkował swojej władzy Shamę i cztery duchy w Taran-gai. Cztery żywioły: Ogień, Ziemia, Powietrze, Woda, i Kamień, czyli Shama. Wszyscy są w jego mocy. Dla Ludzi Lodu nadchodzą naprawdę ciężkie czasy!

Och, czego ta piątka nie potrafi dokonać! Same żywioły są w stanie stłumić każdy bunt.

Ostatniej zimy Tengel Zły wysłał w świat swoich szpiegów. Tak jest. Ludzie Lodu nic o tym nie wiedzieli, nie mogli się nawet domyślać, kto to. Wysłannicy przez pół roku obserwowali Lipową Aleję i inne domostwa krewniaków. Obserwowali z ukrycia i raportowali.

Ci szpiedzy to też posłuszne narzędzia w jego rękach. Będzie się mógł nimi w odpowiednim czasie posłużyć. Naprawdę, pomocników jest wielu, ale najlepsze są duchy z Taran-gai.

Tan-ghil chrząkał przez chwilę zadowolony i zapadł w sen.

Graj, mój flecie! Graj! Jestem gotów!

Zgromadzeni w Górze Demonów w wielkiej amfiteatralnej sali szykowali się do ostatniego aktu spotkania.

Tun-sij, szamanka z Taran-gai i Nor, po raz drugi wstąpiła na podium. Przemówiła do wszystkich głosem pełnym szacunku:

– Nieco wcześniej dzisiejszej nocy wspominano tu o bogach z Taran-gai i o pięciu duchach. Powiedziano, że być może one już nie istnieją, skoro lud, który w nie wierzył, wymarł. Zastanawiano się również, po czyjej stronie ewentualnie stoją i czy Tan-ghil nie podporządkował ich swojej mocy. Nie życzymy sobie widzieć tu Shamy, bo na nim w żadnym razie polegać nie można. Bogowie natomiast już za moich czasów byli w znacznej mierze skamieniali, albowiem wierni odsuwali się od nich i w miarę upływu czasu zwracali ku duchom. I właśnie owe cztery duchy… Jeśli jeszcze istnieją, byłyby bardzo ważne, przynajmniej dla nas, Taran-gaiczyków. Pamiętajmy, że one władają ogniem, ziemią, powietrzem i wodą! Czego chcieć więcej?

Wszyscy podzielali jej pogląd.

– Czy jednak możemy na nich polegać? – zapytał Heike.

– W każdym razie lepiej, żebyśmy my się nimi zajęli, niż żeby miał to zrobić Tan-ghil.

– Oczywiście, Tun-sij, masz rację!

– Dlatego chciałabym prosić szanowne zgromadzenie, by wolno mi było je wezwać, teraz, tutaj. Jako szamanka z Taran-gai znam rytuał, wiem, jak należy postępować, ale podczas swego ziemskiego życia nigdy bym się nie odważyła na taki bezbożny czyn. Teraz sytuacja jest odmienna, a duchy z Taran-gai nie mają już wiernych, którzy by ich czcili.

Tula zaproponowała, żeby wszyscy, drogą głosowania, wypowiedzieli się, czy chcą wezwać duchy, i wynik był w stu procentach za. Nikt nie odczuwał zmęczenia, wszyscy natomiast chcieli jak najdłużej uczestniczyć w tym niezwykłym spotkaniu.

– Wspaniale! – rzekła Tula. – Tylko że pewnie macie już dość siedzenia na tej sali, a poza tym, Tun-sij, nie sądzisz, że łatwiej ci będzie pracować na świeżym powietrzu?

– Rzeczywiście, tak myślę. I bardzo bym chciała prosić o wsparcie moich kolegów, że tak powiem, po fachu, jeśli wolno…

– Naturalnie! Weź sobie do pomocy, kogo tylko chcesz – uśmiechnęła się Tula. – I cała reszta również, bardzo proszę za mną na taras! Mamy tutaj taras, który znakomicie się nadaje dla naszych celów.

Tun-sij jednak powstrzymała ją jeszcze raz, trącając delikatnie w ramię. Aż dziw, jak te dwie kobiety się znakomicie rozumiały nawzajem. I ile szacunku Tula okazywała szamance!

– Gdybyście zechcieli mi wybaczyć – powiedziała Tun-sij. – Obawiam się, czy cztery duchy Taran-gai zdecydują się pokazać wobec tak wielu obcych ludzi i demonów.

– Jasne, to zrozumiałe! Chcecie więc zostać sami?

– Niezupełnie sami, ci najważniejsi w walce z Tengelem powinni z nami zostać, żeby wzmocnić to, co robimy, i żeby dowiedzieć się, po której stronie opowiedzą się duchy.

– Jesteś bardzo mądrą kobietą, Tun-sij. Kogo chcesz zaprosić?

Szamanka zastanawiała się przez chwilę.

– Pięcioro wybranych. (Gabriel głęboko wciągnął powietrze). I siedmioro najważniejszych w rodzinie Ludzi Lodu. Ale ponieważ Marco i Nataniel należą do obu grup, więc łącznie będzie to dziesięć osób. Poza tym chciałabym zaprosić po jednym przedstawicielu każdej grupy. Czy to będzie możliwe?

– Oczywiście, dziękujemy ci.

– I jeszcze ktoś – dodała Tun-sij z wesołym uśmiechem.

– Kto taki?

– Ty, oczywiście, Tula. Jeśli chcesz.

– Nigdy bym nie pomyślała, że mnie wybierzesz – roześmiała się Tula. One naprawdę rozumiały się wspaniale. – Pozostali nie muszą być rozczarowani! – zawołała jeszcze. – Będziecie uczestniczyć w czym innym. Nasi gospodarze zaprowadzą was do dużej sali rycerskiej, będziecie mogli ze sobą porozmawiać i robić wszystko, na co wam przyjdzie ochota. I jeszcze wy, bezpańskie demony, choć teraz już nie bezpańskie, wy pewnie chcecie stąd wyjść i polatać trochę w górach? Proszę bardzo, zostaniecie obsłużeni na zewnątrz, konioludzie wskażą wam drogę.

Wspaniała gospodyni, Tula, pomyślała o wszystkich.

– Potem spotkamy się przy pysznym obiedzie! – zawołała na zakończenie.

– A właśnie, skoro już o tym mowa – wtrącił Tengel Dobry. – Co z naszymi znakomitymi gospodarzami, konioludźmi? Czy one również wezmą udział w walce?

– Nie – odparła Tula. – One nie. Są przedstawicielami świata zwierzęcego, a zwierzęta powinny pozostawać poza zasięgiem władzy Tengela Złego.

– To bardzo rozsądne – zgodził się Tengel Dobry.

– Powinniście też wiedzieć, wy wszyscy, którzy być może znajdziecie się w opałach, że Góra Demonów jest waszym schronieniem. Proście w razie czego Benedikte albo któreś z wybranych, żeby się skontaktowali ze mną, a ja już załatwię resztę.

Dla wszystkich zgromadzonych zabrzmiało to jak pociecha. Tutaj bowiem czuli się bezpieczni.

Wielki tłum powoli opuszczał salę. Po raz ostatni, lecz Gabriel jeszcze o tym nie wiedział.

Dla pewności trzymał się czwórki: Tovy, Ellen, Nataniela i Marca. Z daleka zobaczył mamę, która pomachała mu od wyjścia. Odpowiedział jej energicznym gestem ręki, jakby chciał jej dodać odwagi. Radzę sobie znakomicie, mamo, nie musisz mieć takiej wystraszonej miny!

Tuż przed nim Sol podbiegła do Tovy i uścisnęła ją.

– Wiesz, co w tobie najbardziej lubię?

– Nie – odparła Tova onieśmielona.

– To, że jesteś taka podobna do Hanny. Naprawdę, jesteście podobne jak dwie krople wody!

Tova westchnęła ciężko.

– Domyślam się, że powinnam to potraktować jako komplement…