Przybysze przemawiali do Tun-sij, a ich głosy brzmiały władczo. Gabriel jednak wyczuwał w ich słowach również niepewność. Bardzo go to zdziwiło. Czy możliwe, żeby…
Spostrzegł też, że habit Ziemi jest dziurawy, ubrania Wody i Powietrza też nie takie wspaniałe, jak początkowo sądził…
Dłużej rozmyślać nie mógł, bowiem duch Ognia zwrócił się do Tun-sij ostrym tonem:
– Odważyliście się nas wezwać. Dlaczego?
Tun-sij pokłoniła się głęboko.
– Dziękujemy wam, że raczyłyście przybyć, wielkie duchy Taran-gai. Zamierzamy was prosić, byście zechciały stanąć po naszej stronie w wielkiej wojnie przeciwko Demonowi w Ludzkiej Skórze.
– Ale my stoimy już po jego stronie. Tan-ghil jest jedynym człowiekiem, dzięki któremu jeszcze istniejemy.
Było zatem dokładnie tak, jak Gabriel sądził: Duchy przybyły na wezwanie, bowiem już od co najmniej dwustu lat nikt ich o nic nie prosił. W Taran-gai nikt już po prostu nie mieszka. Ich lęk wynikał z obawy o dalszą egzystencję.
– Ale my was czcimy, wielce szanowni – oświadczyła Tun-sij wysoko unosząc głowę.
– Wy jesteście martwi – rzekł duch Ziemi z goryczą. – Tylko tamten żyje. On jest ostatnim ze starego rodu Taran-gai. Ci, którzy teraz osiedlili się w pobliżu naszego kraju, to niewierne psy.
– Wśród nas są też żywi. Członkowie Ludzi Lodu, potomkowie w prostej linii tych, którzy osiemset lat temu opuścili Taran-gai, żeby szukać szczęścia na zachodzie. Może oni…
O Boże, Tun-sij chyba nie chce powiedzieć, że my przejdziemy na ich wiarę, pomyślał Gabriel przestraszony. Dziadek Abel nigdy by na nic takiego nie pozwolił!
Duchy przyglądały się wszystkim po kolei z najwyższą uwagą. Pierwszym, na którego padł ich wzrok, był Mar.
– O, to i najwierniejszy pomocnik Shamy tu jest? – rzekła Woda z przekąsem. – Bardzo interesujące!
– Można przecież zmienić przekonania – burknął Mar.
– Trzeba to umieć!
Tymczasem trzy pozostałe duchy dostrzegły Shirę i przez chwilę stały jak skamieniałe. Shira schyliła przed nimi głowę w pokłonie, a one odpowiedziały również pełnym szacunku pozdrowieniem.
Duchy przyglądały się Targenorowi, potem Sol i Tengelowi Dobremu z nieruchomymi, pozbawionymi wyrazu twarzami.
Długo i z uwagą wpatrywały się w Marca, a potem z czcią pochyliły przed nim głowy.
– Inna wiara – rzekł duch Powietrza. – Ale za nimi stoi potężna siła.
Do pozostałych demonów odniosły się z dużo większą rezerwą.
– My tego nie rozumiemy – powiedział znowu Ogień. – Złe moce też są z wami?
Tamlin, który stał obok swej matki Lilith, odparł:
– Bierzemy każdego, kto chce się do nas przyłączyć. Demony również nienawidzą i boją się Tan-ghila.
– Chyba wiesz, co mówisz – westchnął Ogień. – Sam w połowie jesteś jednym z nich.
Czarny anioł położył swoją piękną dłoń na ramieniu Tamlina.
– Owszem, jest. Ale jest też silniejszy niż którykolwiek z nich. Mój władca wziął go pod swoje skrzydła.
I to nawet dosłownie, pomyślał Gabriel rozbawiony, ale szczerze mówiąc był tym wszystkim tak przejęty, że nie byłby w stanie się roześmiać.
Duch Wody drgnął gwałtownie, kiedy zbliżył się do Runego. Wszystkie cztery duchy zmarszczyły czoła, ale pokłoniły mu się głęboko. Ostrożnie dotykały jego rąk.
– A co to takiego? – zapytał duch Ziemi ostro. – Nie człowiek, ale i nie duch. Gdyby to nie było takie nieprawdopodobne, powiedziałbym, że to drzewo!
Rune odparł z uśmiechem:
– Był czas, że znajdowałem się we władaniu Tan-ghila. Być może pamiętacie nieduży magiczny korzeń. Alraunę. – Wskazał ręką na Marca oraz czarne anioły i dodał: – To oni zmienili mnie w człowieka, którym od początku miałem zostać.
– Pamiętamy ten korzeń – powiedział duch Ziemi. – Posiadał wielką magiczną siłę i Tan-ghilowi bardzo na nim zależało. A później jeszcze raz zdarzyło się tak, że byliśmy w pobliżu niego. Przywiózł go ten młody człowiek z dalekiego kraju, Daniel, ten, który wspierał Shirę, Dziewicę Ze Źródeł Jasnej Wody. Wielkich macie sojuszników w waszej walce z Demonem w Ludzkiej Skórze!
– Tak wielkich, że zaczynacie się zastanawiać, czy nie przejść na naszą stronę? – mruknęła Tova złośliwie.
Gabriel szturchnął ją ostrzegawczo w bok, ale na szczęście duchy, zdaje się, jej nie usłyszały.
Mężczyzna o połyskliwych oczach, duch Wody, powiedział:
– Powinniście wiedzieć, że my nigdy nie chcieliśmy służyć tej gadzinie. Wręcz przeciwnie! On jednak został jedynym naszym wyznawcą, więc byliśmy zmuszeni…
– A zatem… pomożecie nam? – zapytała Tun-sij ostrożnie.
Duchy nie od razu odpowiedziały. Najbardziej interesowali ich żywi ludzie w tym zgromadzeniu, Ellen, Gabriel, Tova i Nataniel.
– Kim są ci czworo? – zapytał piękny duch Powietrza. – Piątego z tej grupy nie bierzemy pod uwagę. On należy do wielu światów.
Miał na myśli Marca.
– Ten także – wtrącił Ogień, przyglądając się uważnie Natanielowi.
– Nie możemy się wiązać z kimś, kto stoi tak blisko fundamentów innej niż nasza wiary – dodał duch Powietrza. – A zatem tylko tych troje: dwie kobiety i chłopiec.
To one wiedzą, że Marco i Nataniel są potomkami jednej z głównych postaci chrześcijaństwa, pomyślał Gabriel coraz bardziej zdumiony. Jakie to wszystko dziwne, nie nadążam za biegiem wydarzeń! O rany! Chłopaki z klasy powinni to widzieć!
W następnej sekundzie jednak zamarł przerażony, włosy uniosły mu się na głowie, a oczy mało nie wyszły z orbit. Duchy koncentrowały całą swoją uwagę na nim i na jego kuzynkach.
– W naszej rodzinie jest jeszcze wielu żywych ludzi – oświadczyła Tova. – Razem dwadzieścia dwie osoby. Wszyscy są tu z nami w Górze Demonów.
– Oni się nie liczą – powiedział Tengel Dobry. – Oni nie mogą być włączeni do walki.
Duchy wciąż przyglądały się trojgu przedstawicielom żywych. Gabriel miał wrażenie, że w ich z pozoru całkowicie obojętnych twarzach dostrzega błysk jakiejś desperackiej nadziei.
– Jeśli mamy przejść na waszą stronę, to wy będziecie musieli w nas wierzyć – powiedział duch Ziemi głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Przecież wierzymy w was – zapewniła Tova. – Stoicie tu przed nami, jak mielibyśmy nie wierzyć?
– To nie wystarczy! Nie możecie wierzyć w nas tylko połowicznie, wyłącznie wtedy, kiedy jesteśmy wam potrzebni.
Gabriel usłyszał, że Tova szepcze przez zaciśnięte zęby:
– A wy nam.
Miał naprawdę szczerą nadzieję, że jej nie słyszały.
O mój Boże, co by dziadek Abel na to powiedział? Co by powiedział widząc, że jego syn Nataniel i wnuk Gabriel, i ukochana Nataniela, Ellen, mają zamiar przejść na inną, jawnie pogańską wiarę? Dziadek by tego nie przeżył! Ale czy duchy nie mają racji? Czy wszelka wiara nie sprowadza się do nadziei na pomoc?
W końcu Ellen przerwała tę w najwyższym stopniu kłopotliwą sytuację:
– Nie jest dla nas niczym trudnym wierzyć w was i czcić was, duchy z Taran-gai – powiedziała dyplomatycznie. – To przecież wy jesteście solą tego świata, reprezentujecie najważniejsze żywioły: ziemię, powietrze, ogień i wodę. My, ludzie, naprawdę winni wam jesteśmy więcej szacunku, nie wolno dopuścić, byście zostali całkiem unicestwieni.