Выбрать главу

Tova wstrzymała oddech. Ona i Marco! O radości! Aż do Trondelag, sami w górach!

Targenor jednak przywrócił ją do rzeczywistości.

– Gabriel także pójdzie z Markiem, tak będzie dla niego najbezpieczniej. Na niektórych odcinkach drogi będzie wam też pewnie towarzyszył Rune.

A to dlaczego? myślała Tova rozgoryczona, natychmiast jednak tego pożałowała. I Gabriel, i Rune to bardzo sympatyczni chłopcy. I czyż nie wpisała Runego na listę swoich przyjaciół?

– Tak, Rune, tak! – zawołała i spojrzała tej dziwnej istocie, na wpół korzeniowi, na wpół człowiekowi prosto w oczy. – Właśnie miałam zapytać, kiedy Rune wkroczy do akcji. I dlaczego będzie nam towarzyszył tylko na niektórych odcinkach?

– Rune chodzi własnymi ścieżkami – rzekł Tengel. – Może przyjść i może odejść, kiedy uzna za stosowne. On nie podlega ludzkim zasadom poruszania się. Tam, gdzie będziecie go potrzebować, spotkacie go, w innych przypadkach nie.

Tova uśmiechnęła się do Runego.

– Ale my potrzebujemy cię przez cały czas. Twoje niezwykłe oblicze…

Odpowiedział jej również uśmiechem, onieśmielony, jak to on, ale zaraz się odwrócił, jakby nie był w stanie dłużej wytrzymać jej wzroku. Chyba źle się wyraziłam, myślała Tova. Uznał pewnie, że jestem złośliwa. Nie mam prawa wypominać innym wyglądu, skoro sama jestem takie brzydactwo.

Targenor mówił dalej:

– To przede wszystkim wy musicie się starać dojść do celu, znaleźć miejsce, w którym zostało zakopane naczynie z wodą. Jak wiecie, niełatwo jest się do tego miejsca zbliżyć. Jeśli to w ogóle możliwe. Ale gdy tylko znajdziecie się dostatecznie blisko, natychmiast wzywajcie Shirę. Tymczasem, gdyby Tengel Zły zdążył się już obudzić albo gdyby siła jego myśli w Dolinie Ludzi Lodu była zbyt intensywna, zadaniem Nataniela i Ellen będzie zatrzymanie go tak, by nie zauważył, co inni robią.

Ellen chciała zaprotestować: Nie, nie, Nataniel i ja nie możemy pozostawać tak blisko siebie! Nam nie wolno! My się kochamy, ale nie wolno nam się do siebie zbliżyć, bo to oznacza śmierć.

Nataniela niepokoiło jednak co innego:

– A jeśli nie zobaczymy Tengela Złego, a on będzie się szykował do ataku? Mam na myśli prawdziwego Tan-ghila, a nie siłę jego myśli.

– No, tak łatwo się nie ukryje – odpowiedział Targenor.

– Ostatnio okazał się bardzo zręczny – przypomniał Rune. – Kiedy wcielił się w postać Heydricha.

– Wtedy nie byliśmy przygotowani na to, że on zna takie sztuczki. Teraz wiemy więcej.

– Zaczekajcie chwileczkę – wtrąciła Tova. – Czy Halkatla nie otrzymała obietnicy, że będzie mogła nam towarzyszyć?

– Halkatla jest czarownicą, na dodatek duchem, Tovo – wyjaśniła Sol łagodnie. – Ona może zostać wezwana jedynie za moim pośrednictwem, a i wtedy również jej nie zobaczycie. Dzisiejsza noc jest wyjątkowa, wiesz o tym.

– Ale przecież i Marco, i ja, widywaliśmy was już od czasu do czasu.

– Tak, widywaliście, bo oboje jesteście dotknięci. Ale szczerze mówiąc nie wiemy, po której stronie Halkatla stoi.

– Ona jest sympatyczna! – zawołała Tova pospiesznie.

Sol z trudem powstrzymywała uśmiech, słysząc to określenie.

– Jest, z pewnością. W takim razie zrobimy próbę po drodze. W jakiejś sytuacji, kiedy będzie mogła wam się przydać. Nie może jednak towarzyszyć wam przez cały czas, ona nie jest zwyczajnym człowiekiem.

– Ale dlaczego nie może?

– Bo pokazywanie się w świecie żywych wymaga od nas bardzo wiele energii – wyjaśnił Tengel Dobry.

– Nie wiedziałam. Nikt nigdy o tym nie mówił. W takim razie teraz musicie być strasznie zmęczeni.

– Dzisiejszej nocy nie, to zupełnie wyjątkowa sytuacja. Dzisiaj jesteśmy tacy sami jak żywi ludzie.

Tova wyglądała na zmartwioną.

– Od jakiegoś czasu dręczy mnie taka myśl… Załóżmy, że uda nam się pokonać Tengela Złego. Albo się nie uda i wtedy zginiemy… Tak czy inaczej wasza „służba” dobiegnie końca? W takim razie ja nigdy nie zostanę członkiem waszej wspaniałej gromady!

– To rzeczywiście jest problem – westchnęła Sol. – Ale ja nie wiem, co będzie po zakończeniu naszej misji. Może Marco mógłby nam coś powiedzieć.

Wspaniały mężczyzna odrzekł z tajemniczym uśmiechem:

– Porozmawiamy o tym, kiedy będzie po wszystkim.

– Jeśli wtedy jeszcze w ogóle będziemy w stanie rozmawiać – mruknęła Tova.

Przerwał jej Tengel Dobry.

– Tova, myślę, że mamy pod dostatkiem bieżących problemów. Wróćmy do naszych spraw. Prosto stąd przejdziemy na spotkanie z tak zwanym sztabem generalnym, któremu przewodniczy Alexander Paladin. Tam też przyjrzymy się dziennikowi Silje. Ponieważ jednak mały Gabriel nas opuści, to uważam, że najważniejsze stronice powinniśmy przejrzeć już teraz. Zgadzacie się ze mną?

Zgadzali się, oczywiście, i na stole pojawiła się bardzo stara i okropnie zniszczona książka, nad którą wszyscy się pochylili.

Okładki w ciągu wieków uległy zniszczeniu, ale nadal widać było dość wyraźnie wzór namalowany przez Silje. I dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę z tego, jak bardzo utalentowaną malarką była ich praprababka.

Tengel Dobry dotykał księgi z najwyższym szacunkiem.

Otworzył ją na stronie, gdzie znajdował się szkic topograficzny. Widać było ślady kanapek Kolgrima. Tłuste plamy sprawiły, że przypominający pergamin papier stał się niemal przezroczysty.

Szkic jednak był wyraźny. Silje zaznaczyła krzyżykiem miejsce, w którym Sol widziała kiedyś Tengela Złego.

– „Dzisiaj Sol spotkała niebezpiecznego pana” – przeczytał Tengel Dobry.

Nigdy nie był zbyt biegły w sztuce czytania, wobec tego Sol przesylabizowała to, co zostało napisane na drugiej stronie. Gabriel, który miał ten zaszczyt, że stał najbliżej stołu, nie mógł wyjść z podziwu, jak jej się udaje odczytać takie dziwaczne litery.

– „Poszliśmy dzisiaj wyżej niż zazwyczaj – czytała Sol mrużąc oczy. – I weszliśmy na skalny uskok, skąd mogliśmy spoglądać w dolinę. Pod nami znajdowało się wielkie osypisko kamieni…” To musiał być ten uskok, z którego rzucił się Kolgrim. Coś sobie przypominam, ale bardzo słabo, jak przez mgłę. Byłam przecież wtedy jeszcze bardzo mała. „Potem poszliśmy wzdłuż strumyka, który mieliśmy po prawej stronie. Nie wiadomo skąd ten strumień wypływa, ale my szliśmy dalej w górę. Miałam ochotę dojść aż do dwóch wysokich skał, nigdy jeszcze tam nie byliśmy”.

– Pamiętam te skały – powiedział Tengel Dobry: – W dalszej części dziennika będzie o nich jeszcze mowa.

Sol czytała dalej:

– „To było męczące tak przez cały czas wspinać się w górę, droga była stroma, dzieci coraz bardziej zmęczone. Ponad wszystkim wznosiły się ogromne głazy, które stoczyły się ze szczytów. W końcu znaleźliśmy się na płaszczyźnie pod ogromnym nawisem, który z bliska wydawał się dużo większy”.

Język Silje był bardzo staroświecki, lecz Sol czytając „tłumaczyła” go na nowocześniejszą mowę.

– „Była to bardzo ładna, otwarta płaszczyzna. Po drugiej stronie znajdował się uskok, na którym wyrósł niewielki brzozowy zagajnik. Nigdy nie widziałam, żeby brzozy rosły tak wysoko, ale z pewnością miały tam dużo słońca. Sol jak zwykle biegła przodem. Zniknęła gdzieś za skałą, a kiedy tam doszliśmy, wybiegła nam na spotkanie, blada i przestraszona, szarpała mnie za spódnicę i krzyczała: ››Niebezpieczny pan!‹‹ Stanowczo domagała się, byśmy obeszli skałę dookoła. Posłuchaliśmy jej, a ona biegła przed nami, przez cały czas ponaglała nas bliska utrata zmysłów z przerażenia”.

– Tak, ten tekst nie pozostawia wątpliwości – rzekła Ellen. – Tam też dotarł Kolgrim. I Tarjei. Ale Sunniva mówiła o dwóch miejscach, prawda?