– Dziękuję ci, tatusiu! To najmilsze słowa, jakie od ciebie usłyszałam od czasu przemówienia podczas mojej konfirmacji.
– Musiałem ci wtedy nagadać. Nigdy nie widziałem bardziej zbuntowanej konfirmantki niż ty.
– To był pomysł mamy, żeby mnie przez te uroczystości przepchnąć! Ale w końcu chyba sama nabrała wątpliwości, bo powiedziała do pastora, że dzieci powinny przystępować do konfirmacji dopiero, jak skończą siedemnaście lat, żeby same już wiedziały, co robią. I wiecie, co pastor na to odpowiedział? „Możliwe. Tylko że wtedy zadają zbyt wiele pytań”. No i co? Czy to jest odpowiedź? I w ogóle co to za kościół, który nie ma odwagi…
Rikard przerwał jej:
– Tova, nie pleć głupstw! Można by pomyśleć, że jesteś zdenerwowana.
– Żebyś wiedział, jak jeszcze – jęknęła Tova i opadła na siedzenie.
Kiedy weszli do hallu dworca lotniczego w Fornebu, Tova wydała z siebie jęk zachwytu:
– Oooch! Człowiek się tu czuje jak obywatel świata! Spójrzcie na tych wszystkich wytwornych ludzi z eleganckim bagażem i godziną odlotu we wzroku! A patrzcie na te wszystkie podniecające napisy! Aaach!
Jakiś megafon zaskrzeczał, zapowiadając coś, czego w żadnym razie nie można było zrozumieć, prawdopodobnie godzinę odlotu. Brzmiało to jak „Koachokoaczakoa”.
– Niebiańsko – rzekła Tova.
W dalszym ciągu zachwycała się wszystkim bliska ekstazy, a Rikard tymczasem odszukał stanowisko, przy którym miała się odbywać odprawa pasażerów. Było jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek formalności, wobec tego poszli do kawiarni. Zamówili jakieś kanapki, których nie byli w stanie jeść. Gabriel się nie odzywał. Siedział wyprostowany, z poważną miną i zastanawiał się, gdzie też może być toaleta. Należał do tych ludzi, u których zdenerwowanie pobudza pracę pęcherza.
Z bardzo tajemniczą miną robił od czasu do czasu notatki w swoim zeszyciku. „Pani przy stoliku obok musi podnosić woalkę za każdym razem, gdy chce wypić łyk kawy. Wygląda podejrzanie!” Albo: „Tova traktuje tę podróż znacznie mniej poważnie niż ja”. (Chociaż to akurat nie była prawda.) „Chciałbym rozmawiać tak rzeczowo jak ona”. „Teraz już wiem, gdzie są toalety”. Ta ostatnia informacja została energicznie skreślona. Tova już sobie przecież z niego żartowała, że notuje takie rzeczy.
Nareszcie przyszedł Nataniel z Ellen. Tova aż zapiszczała z radości na ich widok.
Nataniel przypomniał jej ponurym głosem, że to nie jest, niestety, wycieczka krajoznawcza.
– Przez cały ranek starałem się jej to doprowadzić do świadomości – westchnął Rikard.
On i Nataniel byli doświadczonymi współpracownikami, razem trudzili się nad wieloma kryminalnymi zagadkami.
– Czy wy nie czujecie, tego co ja? – dziwiła się Tova. – Nie odczuwacie takiej niezłomnej odwagi? Nie macie pewności, że nic nie jest w stanie wam zagrozić?
Ellen i Gabriel kiwali głowami.
– To prawda – powiedziała Ellen. Była jak zawsze bardzo sympatyczna z tą swoją twarzyczką w kształcie serca i z tym spojrzeniem, w którym zatroskanie pojawiało się na przemian z niewypowiedzianą radością. Często zapominano, że Ellen jest radosną młodą dziewczyną, bo w towarzystwie Tovy to ona musiała reprezentować rozsądek i powagę. Podobnie zresztą jak Nataniel. – To prawda, Tovo. Ja też czuję się w takiej formie, że mogłabym podbić cały świat.
– To pewnie dzięki temu wywarowi, któregoście się napiły – skwitował Nataniel cierpko. – Ja nie dostałem ani kropelki, toteż czuję się dosyć podle.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał Rikard, który dobrze znał reakcje Nataniela.
Nataniel rozejrzał się ukradkiem. Aha, odkrył panią w woalce, pomyślał Gabriel. Jego wuj jednak nie okazywał tamtej damie najmniejszego zainteresowania.
– Nie, chyba nic – powiedział Nataniel w końcu. – Po prostu Reisefeber. Gabrielu, jeśli już nie będziesz jadł tej kanapki, to może pójdziemy i oddamy bagaż.
Wszyscy starali się zabrać jak najmniej rzeczy, mimo to plecaki były dość ciężkie, więc chętnie by się ich pozbyli.
– No, a Marco? Co z nim?
– Spokojnie, Tova! Marco się pojawi, ale chyba nie tutaj. Przecież wiesz, że on unika publicznych miejsc!
A ja, głupia, mało sobie karku nie skręcę, tak się za nim rozglądam, pomyślała rozgoryczona. Ale Nataniel ma rację. Marco jest taki przystojny, że zawsze wszyscy się na niego gapią.
I ja również, nieszczęsna sierota! Ale byłoby miło lecieć razem z nim! Trudno, będę się musiała zadowolić towarzystwem Gabriela.
Mały, sympatyczny, ufny Gabriel!
– No, to teraz całą odpowiedzialność przekazuję tobie, Natanielu – oświadczył Rikard uroczyście. – Muszę wracać do pracy. Dbajcie o siebie wszyscy jak najlepiej!
Powiedział to lekkim tonem, by nie pokazać, jak bardzo jest zdenerwowany i przejęty. Szybko pożegnał się ze wszystkimi, córkę serdecznie przytulił do piersi.
– Damy sobie radę jakby nigdy nic, tato – powiedziała Tova swobodnie, ale głos wyraźnie jej drżał.
Rikard szybkim krokiem poszedł do wyjścia.
Przy stanowisku bagażowym ustawiła się tymczasem kolejka. Gabriel spoglądał na zegar, przestraszony, czy aby zdążą. Ale oczywiście zdążyli.
Nataniel również był niespokojny. Ellen, która go dobrze znała, nie miała co do tego wątpliwości. Tylko że jego niepokój miał inne przyczyny.
– O co chodzi? – spytała Ellen szeptem.
– Nie wiem – odpowiedział również szeptem. – Coś tu jest nie w porządku.
– Wyczuwasz zagrożenie?
– Tak.
On to czuje przez cały czas, pomyślała Hllen. Od chwili kiedy po mnie przyjechał.
O Boże, jak cudownie jest znowu być z Natanielem! W tej sytuacji jest już sprawą zupełnie obojętną to, że on wszędzie wietrzy jakieś sprawy nadprzyrodzone; tak już chyba musi być zawsze, kiedy się spotykamy.
Nie, teraz nie. Teraz nie chodzi o żadne duchy. Szuka czegoś wzrokiem w kolejce, a przecież duchy nie ustawiają się w kolejkach!
Tova i Gabriel gadali podnieceni i Ellen miała wielką ochotę ich uciszyć, żeby Nataniel mógł się skoncentrować. Ale to by chyba wyglądało głupio, poza tym to przecież jeszcze dzieci. Tova była straszliwie dziecinna, chociaż ponad rok starsza od Ellen.
Przed nimi stała rodzina z dwojgiem dzieci, oboje rodzice wyglądali na kompletnie pozbawionych fantazji. Zwłaszcza ona, z rodzaju tych, co to codziennie wietrzy pościel i kłóci się zawzięcie o każdą koronę.
A za nimi? Jakaś samotna dama z wyższych ster, kilku panów podróżujących w interesach, ubranych w starannie wyprasowane garnitury, jeszcze jedna rodzina, tym razem z niemowlęciem. Dalej grupa hałaśliwej młodzieży szkolnej. Ponieważ kolejka nieustannie posuwała się do przodu, w końcu przed Ellen i jej towarzystwem została już tylko rodzina z dziećmi.
Jakiś mężczyzna podszedł bez kolejki i zapytał, czy mógłby tylko nadać walizkę do syna w Trondheim. Pani wskazała mu uprzejmie inne okienko w pobliżu.
Nataniel przyglądał się temu człowiekowi z wyrazem irytacji, jakby nie był w stanie zebrać myśli. Śledził uważnie, jak tamten nadaje bagaż, jak urzędniczka wypisuje kwit, jak potem mężczyzna pospiesznie wybiega z hallu. Wzrok Tovy towarzyszył Natanielowi, badawczy, oceniający. Pospolity człowiek, nieźle ubrany, dość anonimowy. Zniknął im z oczu.
Ich kolej nadeszła jakby nieoczekiwanie.
Ellen otworzyła usta, by wyjaśnić obsługującej pani, co nadają, Gabriel zdjął już swój plecak i miał zamiar położyć na wadze, gdy Nataniel wyszarpnął mu go z rąk i krzyknął do Tovy:
– Biegnij szybko i zobacz, czy Rikard jeszcze nie odjechał! Sprowadź go tutaj, szybko!