Tova zareagowała natychmiast.
– Czy my nie będziemy… – zaczęła Ellen.
– Nie! Nie samolotem!
Zwrócił się do pani przy ladzie:
– Być może uzna mnie pani za wariata, ale istnieje ryzyko, że w bagażu, który dopiero co został nadany, jest bomba.
Kobieta stała przez chwilę zdezorientowana, po czym podniosła alarm. Zatrzymała kolejkę i pobiegła po funkcjonariuszy ochrony.
– Chodźmy – powiedział Nataniel. – Tym niech się zajmą inni. A my pojedziemy do Trondheim moim samochodem.
Pierwsze uczucie, jakie ogarnęło Gabriela, to rozczarowanie, że nie poleci samolotem, ale przecież Nataniel wiedział najlepiej, co robić. Pospiesznie pobiegli z bagażami do wyjścia.
Tam spotkali Rikarda. Chociaż Nataniel niczego Tovie nie wyjaśniał, ona zrozumiała bezbłędnie, o co chodzi, i teraz Rikard wiedział już wszystko.
– Gdzie? – zapytał rzeczowo.
Nataniel pokazał.
– Ten mężczyzna był…
– Tova mi wyjaśniła – przerwał Rikard.
Przybiegli strażnicy i zajęli się podejrzanym bagażem. Personel stał jak rażony piorunem.
– Gdzie Tova? – spytał Nataniel.
– Jest na parkingu – odpowiedział Rikard.
Ale Tovy na parkingu nie było.
ROZDZIAŁ X
Tu, że Rikard tak długo zabawił przy samochodzie, było winą, a może raczej zasługą innego kierowcy. Pewien starszy pan, kiedy miał zaparkować na bardzo wąskim miejscu, wpadł w panikę i zaklinował się pomiędzy samochodem Rikarda a niedbale ustawionym samochodem jakichś raggare. [Raggare albo raggar w Skandynawii określa się tym mianem młodych zmotoryzowanych ludzi, awanturników, poruszających się często w dość licznych gromadach piratów drogowych, zakłócających porządek, zaczepiających dziewczęta itd. Ich samochody pomalowane są zwykle na krzykliwe kolory i dziwacznie przystrojone, z daleka widoczne (przyp. tłum.).]
Tkwiący w duszy Rikarda policjant natychmiast kazał mu spisać numer samochodu, ale potem musiał też przyjść z pomocą temu starszemu kierowcy. Właśnie się uporał z jego autem i czekał teraz na trzech raggare, zbliżających się w bardzo szybkim tempie. Rikard zamierzał wlepić im solidny mandat, gdy nadbiegła Tova.
Natychmiast zrozumiał, że coś się stało, i rzucił jej kluczyki.
– Zamknij samochód! – krzyknął, bo nie dowierzał raggare, którzy gapili się na ojca i córkę z otwartymi gębami. Rikard pobiegł co tchu do sali odpraw.
Tova tak była zdenerwowana tym wszystkim, że ręce jej się trzęsły i nie mogła trafić kluczykiem w zamek.
Pochylona nie widziała, co się dzieje za nią, usłyszała tylko jakieś kroki, a potem tysiące iskier rozbłysło w jej głowie prawie równocześnie z silnym uderzeniem w tył czaszki. Zdążyła pomyśleć: „Co, u licha…” i wszystko pochłonęła ciemność.
Rikard tymczasem zniknął już w hallu lotniska i nie widział, co przydarzyło się jego jedynej córce.
Ocknęła się w jakimś niechlujnie utrzymanym samochodzie. Leżała na podłodze pomiędzy siedzeniami. Męskie buty ze spiczastymi nosami wbijały jej się boleśnie w żebra.
Nie daj poznać, że odzyskałaś przytomność, upominała Tova samą siebie.
Z przedniego siedzenia odezwał się głos kobiecy. Dialekt wschodni, niezbyt wyszukany, ale nie ulegało wątpliwości, że mówiącej jest wszystko jedno, jak się wyraża.
– Wiesz na pewno, że on tam jest?
– Jasne – odparł szofer. – A jak z tyłu?
– Ani drgnie – odpowiedział ten w butach ze spiczastymi nosami. – Nie można by jej zwyczajnie wyrzucić gdzieś do jeziora?
– Nie dali ci pozwolenia na myślenie, Lasse – upomniał szofer, który sprawiał wrażenie najmniej prostackiego w tym towarzystwie. – Najpierw musimy porozumieć się z numerem pierwszym.
– Do cholery, to przecież nie jest żaden Bóg!
– Trzymaj pysk, dobrze?! Tylko on dostaje rozkazy!
– Od Boga?
– Co nam po Bogu? Chyba lepiej służyć temu drugiemu.
Wszyscy troje zachichotali.
Temu drugiemu? zastanawiała się Tova. Pewnie mają na myśli diabła!
O, nie, może raczej jego wysłannika na ziemi? Dostała gęsiej skórki. Nie tak trudno było się domyślić, o kim mowa.
Nie doceniliśmy Tengela Złego, przestraszyła się. Okazuje się, że ma wśród swoich zwolenników również żywych ludzi! Właściwie jej to wcale nie zaskoczyło, od dawna się domyślała, że kiedy stosowna pora nadejdzie, to on sobie takich pomocników znajdzie. Ale że już sprawy zaszły tak daleko?
O Boże, ale jej huczy w głowie! Ból stawał się coraz bardziej nieznośny.
„Tylko on dostaje rozkazy”.
Numer jeden? To by się mogło zgadzać. Tengel Zły wyszukał sobie odpowiedniego śmiertelnika, złego do szpiku kości, rzecz jasna, i polecił mu zgromadzić bandę takich samych jak on. Tak, bo przecież sam nie będzie się zniżał do rozmowy z każdym pomocnikiem z osobna.
Pozostaje mieć nadzieję, że uda nam się uniknąć zbyt wielu spotkań z nimi.
O rany! Bomba na lotnisku!
A jeśli doszło do eksplozji w Fornebu? Jeśli ojciec i jej przyjaciele…
Nie, to z pewnością była bomba zegarowa. Miała wybuchnąć dopiero, gdy samolot będzie w powietrzu.
Ależ to podłe! Poświęcić tyle niewinnych istnień tylko po to, by pozbyć się czworga wybranych z Ludzi Lodu!
Bogu dzięki, że mają Nataniela, który wyczuł, na co się zanosi. Wybacz mi Natanielu, że cię tak nie doceniałam, że wytykałam ci miękkość i łagodność. Często zapominam, jak wiele potrafisz.
Ale i ona sama umiała to i owo! Żeby chociaż na początek udało jej się pozbyć tych wstrętnych butów, które tak okropnie uwierają ją w bok.
Tova uśmiechnęła się. To by mogło być nawet dosyć zabawne! Wystarczy się skupić.
„Te niewygodne, wąskie i spiczaste pantofle boleśnie uciskają ci nogi. Stopy zaczynają puchnąć. Nie mieszczą się w butach. Czujesz, jak ci drętwieją palce? Śródstopie coraz bardziej ściśnięte. Coraz mniej miejsca…”
– O, do diabła, jak mnie gniotą buty! – jęknął Lasse i z wysiłkiem ściągnął obuwie. – Czy tu jest tak cholernie gorąco, że nogi puchną?
Bogu dzięki, ból w boku ustał! Niewiele jednak mogła poradzić na głowę. Jak większość znachorów i uzdrawiaczy Tova miała problemy z leczeniem samej siebie.
Kurz z brudnego obicia drażnił ją w nosie. Żeby tylko nie kichnąć!
Jadący na przedzie znowu zaczęli rozmawiać. Tova słuchała.
– Cholera, czemu ten jakiś nasz mistyczny boss tak się diabelnie boi tych ludzi?
– Kurde, nie wiem – odparł szofer. – Ale już ma ich z głowy. Już się chyba zamienili w chmurkę razem z samolotem.
– Myślisz, że on się ucieszy z tego, że mamy dziewczynę?
– Pewnie. Z niej wydusimy wszystko, co będzie chciał.
Mamy swoje metody!
Lasse zarechotał.
– Ona jest paskudna jak troll – oświadczyła kobieta. – Świat niczego nie straci, nawet jeśli numer jeden wepchnie ją do piachu.
Dziękuję ci, moja kochana, pomyślała Tova. W takim razie znajdziemy się w tym piachu obie.
Ciekawa była jednak, jak wyglądają ci, którzy ją uprowadzili. Zwłaszcza ów numer jeden. Prawdopodobnie doborowe rzezimieszki.
Pytanie tylko, czy Tova zdąży obejrzeć sobie tego pierwszego. I chyba już raczej nie ma co marzyć, żeby mogła opowiedzieć rodzinie o wszystkim, co usłyszała i zobaczyła.
Widoki na przyszłość nie rysowały się zbyt optymistycznie!
– Siedzi nam na kole jakiś motocykl – poinformował Lasse. Kiedy się odwracał, żeby lepiej widzieć, co się dzieje z tyłu, kopnął Tovę w twarz.
– Tak, no i co tam? – zapytał kierowca.
– Trzyma się nas już od dawna. Straszna maszyna.
– Widzisz jego gębę?
– Nie. Ma czarny hełm z ciemną szybą. Cały jest czarny.