– Glina?
– Nie, chyba nie. Oni nie mają takich maszyn. Dodaj no trochę gazu!
Szybkość wzrosła. Tova poczuła mdłości, ale to chyba bardziej z powodu bólu głowy.
– Zgubiliśmy go?
– Nie. Przyczepił się jak rzep do psiego ogona.
Zaczynam lubić tego motocyklistę, pomyślała Tova.
Samochód znowu przyspieszył z takim szarpnięciem, że Tova została dosłownie wbita w siedzenie. Udało jej się zdławić krzyk bólu.
Nataniel, Ellen i Gabriel zdążyli się już zorientować, że Tovy nie ma przy samochodzie ojca ani nigdzie w pobliżu.
– Nie mówcie nic Rikardowi – upomniał Nataniel. – On ma i tak dość kłopotu z tą bombą, jeśli rzeczywiście jakaś bomba tam była. Nie możemy go jeszcze obciążać zniknięciem córki. Sami musimy ją odnaleźć.
– Masz rację – przyznała Ellen. – To nasza wina. liczyliśmy się co prawda z oporem ze strony Tengela Złego, ale myśleliśmy, że to się rozpocznie dopiero w Dolinie Ludzi Lodu.
Nataniel skinął głową.
– Okazaliśmy się naiwni, teraz za to płacimy.
– Myślicie, że on już jest na świecie? – szepnął Gabriel wytrzeszczając oczy. – To znaczy, czy on się już obudził?
– Obudził się z pewnością – powiedział Nataniel. – Ale żeby swobodnie poruszał się po świecie… To się dopiero okaże.
– Plecak Tovy! – jęknęła Ellen. – Jej plecak ciągle stoi przy okienku! Zaraz tam pobiegnę i…
Nataniel zatrzymał ją stanowczo.
– Nie! Nie możemy zgubić również ciebie. Siadajcie teraz oboje do mojego samochodu i nie wpuszczajcie tam nikogo pod żadnym pozorem! Ja zaraz wrócę.
– Ale, Natanielu – zaczęła Ellen, on jednak był już daleko. – Ciebie też nie możemy zgubić – dokończyła matowym głosem.
Musieli dość długo czekać, zanim Nataniel wrócił z plecakiem. Oddał go Ellen i usiadł ciężko przy kierownicy.
– Nie mogłem tam wejść – powiedział. – Hall jest szczelnie obstawiony. W bagażu była bomba, teraz próbują ją rozbroić. Tylko dzięki Rikardowi dostałem się do środka.
– Ale Tovy nie spotkałeś?
– Nie. Gabriel, mówiłeś, że widziałeś samochód jakichś raggare, kiedy wychodziliśmy na parking. I że odjeżdżał w wielkim pędzie.
– Tak. On ruszył z tego samego miejsca, gdzie stoi samochód Rikarda.
– Dokąd się skierował?
Nie czekając na odpowiedź, Nataniel przekręcił kluczyk w stacyjce.
Gabriel rozglądał się zakłopotany.
– Nie wiem. Po prostu wyjechał z parkingu.
– No tak, dalej nic nie widać. Ale musiał chyba skręcić w Drammensveien… Patrz tam, na ślady przy wyjeździe z parkingu! Tam musieli skręcać z piskiem opon! Mam nadzieję, że dalej pędzą z tą samą szybkością.
– Rzeczywiście należy mieć taką nadzieję? – zapytała siedząca obok niego Ellen. – Jeśli oni naprawdę uprowadzili Tovę, to chyba byś nie chciał odnaleźć jej jako ofiary wypadku drogowego?
– Masz, oczywiście, rację. Sam nie wiem, co mówię.
Wkrótce znaleźli się na Drammensveien. Przy wjeździe jeszcze raz zobaczyli ślady opon samochodu raggare.
A zatem tamci jadą w kierunku Drammen.
– No, teraz zobaczymy, co ten grat potrafi – rzekł Nataniel. – Tylko że raggare mają nad nami sporą przewagę. Zapamiętałeś, jakiego koloru był ich samochód, Gabrielu?
– To był chevrolet Impala model 59 – odparł Gabriel obojętnie. – Czerwony.
Nataniel gwizdnął z podziwu.
– Brawo! Może jeszcze widziałeś numer?
– Nie. Nie zdążyłem.
– Chwileczkę, zaczekaj! Rikard coś do mnie mówił ale nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Gadał coś o jakichś raggare i że to oni go zatrzymali. „Ale mam ich numer”, tak powiedział. Rikard ma numer tego samochodu! Niestety, teraz zawrócić nie możemy.
– Wcale zresztą nie wiemy, czy Tova jest z nimi – wtrąciła Ellen. – Ona może przecież po prostu stać i czekać na nas na parkingu.
– O, nie! Nie Tova! Jej się coś stało. Mówią mi o tym wszystkie moje zmysły. Ale jak, na Boga, ją odnaleźć? To tak jakby szukać igły w stogu siana!
Tova nie mogła się zdecydować.
Z jednej strony szczerze pragnęła, żeby motocyklista okazał się policjantem, który zatrzyma samochód i aresztuje tych przeklętych kidnaperów. Z drugiej jednak chciałaby się jak najwięcej dowiedzieć o porywaczach i o ich szefie. Tylko co zrobić, żeby wynieść głowę z tej całej afery? Trudno, będzie się nad tym zastanawiała później.
Tamci zaczęli się kłócić. Bort był wściekły na Lassego.
– Powiedziałem ci przecież, że nie masz prawa nazywać mnie po imieniu! Jestem numer trzy i wiesz o tym dobrze Chociaż ty sam jesteś numer dwanaście! Przedostatni, i to jest odpowiednie dla ciebie miejsce.
– Zamknij się! – warknął Lasse. – Ty i Bitten to jesteście takie cholerne snoby…
– Nie nazywaj jej Bitten! – wrzasnął Bert. – Ona jest numer siedem! Czy to ci się nie mieści w tej twojej ciasnej mózgownicy? Mamy w samochodzie obcych!
– Tę tutaj? Ona leży jak bedłka i na pewno niczego nie słyszy. A poza tym to i tak nie zdąży niczego nikomu nagadać, jak już numer jeden wyciśnie z niej wszystko, co będzie chciał, dobrze o tym wiesz! – Lasse zachichotał, a Tovę ogarnęło nieprzyjemne wrażenie, że ona to raczej nie ma się z czego śmiać. Porywacz mówił dalej: – Niech no tylko numer jeden wydusi z niej wszystko, czego boss potrzebuje, to już ja się nią zajmę osobiście.
O, twoje niedoczekanie, pomyślała Tova. I nie możesz się też dowiedzieć o butelce…
Zesztywniała na podłodze samochodu. O Boże, gdzie ona ma rozum? Butelka! Za żadną cenę te dranie nie mogą dostać w swoje łapy butelki z jasną wodą Shiry!
Tova za nic nie mogła ryzykować spotkania z tym jakimś numerem jeden. Wystarczy przecież rewizja osobista, żeby…
– Czy motor wciąż się nas trzyma?
– Dokładnie tak jak przedtem. Pędzi jak świnia.
I wy też pędzicie jak świnie, pomyślała Tova. To chyba logiczne, skoro on jedzie z tą samą prędkością.
Tova podjęła decyzję. Chyba nie zapomniałam swoich dawnych sztuczek. Zmusiłam przecież Lassego, żeby zdjął buty. Teraz spróbuję ich nakłonić, żeby się zatrzymali.
Koncentrowała się dość długo. Trudno było rzucić urok na troje jednocześnie. Najważniejszy był Bort, mimo to pierwszy zareagował Lasse:
– Zatrzymaj się, do cholery! Okropnie mi się chce lać!
– Możesz chyba trochę… Nie, do diabła, co myśmy dzisiaj pili?
– Ja też muszę – wysyczała Bitten przez zęby. Była przecież damą i wcale nie uważała, że ta sytuacja jest śmieszna. – Stój, bo zrobię w majtki!
– Ale motocyklista… Nie, trudno, muszę natychmiast wyjść! Co to za cholerne picie było na tym lotnisku?
Samochód zjechał na pobocze i stanął. Wszyscy troje wyskoczyli z wozu i pomknęli w las niczym sprinterzy na zawodach.
Tova usłyszała tuż obok warkot ciężkiego motocykla. Zatrzymaj się, och, zatrzymaj się, błagała w duszy, próbując się podnieść. Ale w głowie chrupnęło jej tak boleśnie, że natychmiast znowu opadła na podłogę.
Tylne drzwi zostały otwarte gwałtownym szarpnięciem i czyjaś silna ręka wyciągnęła ją na zewnątrz. Ubrany na czarno policjant, czy kto to był, uniósł ją, jakby była piórkiem, i ulokował na tylnym siedzeniu motocykla. Nie widziała jego twarzy zza ciemnej szybki, usłyszała tylko stłumiony głos, gdy pytał, czy Tova będzie w stanie się utrzymać na tylnym siodełku.
Ona zaś starała się opanować szum w głowie i jakoś odzyskać równowagę, żeby świat przestał jej wirować przed oczyma, zdołała skinąć głową, a on powiedział coś, co brzmiało jak: „Trzymaj się mnie mocno”. W każdym razie Tova tak to sobie przetłumaczyła.