Выбрать главу

Podawane są różne wersje. Mówi się o epidemii, bombie zegarowej, a nawet że osiedle zostało opanowane przez terrorystów. Tylko skąd ten okropny smród?

Wśród najbardziej fantastycznych teorii pojawiła się wiadomość o lądowaniu UFO…”

„Dagbladet”, Oslo, 6 maja 1960:

„Coraz większa tajemnica otacza Vestsund.

Ostatnia teoria: W blokach straszy! Nie, nie dajmy się zwariować! Nie wprowadzajmy upiorów do tego ostatniego bastionu materializmu i braku wyobraźni, jakimi są wysokie bloki mieszkaniowe! I nie straszmy ludzi! Jedyny upiór, jaki w tym środowisku mógłby się dobrze czuć, to z pewnością samotność.

Kilkoro wtajemniczonych tworzy nieprzebyty mur milczenia, a nam pozostają jedynie domysły. Epidemia? Trujące gazy? A może ładunki wybuchowe?

Jest oczywiste, że oddziały wojskowe nie posuwają się dalej niż posterunki policyjne. Policja zaś podobno w ogóle do bloków nie wchodzi. Ciekawe, jak długo to potrwa?

Komisarz Rikard Brink z policji kryminalnej, który jest odpowiedzialny za śledztwo w tej sprawie, prosił ››Dagbladet‹‹ o wezwanie niejakiego Nataniela Garda. Pan Gard podróżuje po kraju w kierunku północnym. Prosi się go o niezwłoczny kontakt z policją. Być może on przyczyni się do wyjaśnienia sprawy”

„Expressen”, 6 maja 1960:

„Podczas gdy mieszkańcy Oslo rozkoszują się nadchodzącą wiosną, osiedle Vestsund nadal pozostaje wyludnione. Pojawiają się pogłoski, że pewien dziennikarz przedarł się wczoraj przez kordon i że wkrótce potem ambulans wywiózł stamtąd starannie osłonięte nosze. Wiadomość nie została jednak oficjalnie potwierdzona.

Kim jest ów Nataniel Gard, którego poszukuje policja? ››Expressen‹‹ próbował dowiedzieć się czegoś więcej, ale na razie nie udało się ustalić nawet jego adresu. W kartotekach policyjnych nikt taki nie figuruje, choć najwyraźniej policja w Oslo go zna. Tam jednak wszyscy milczą”.

Nataniel i towarzyszące mu osoby nie mieli o tym wszystkim pojęcia. Targenor, zwany niegdyś Wędrowcem w Mroku, strażnik Tengela Złego, orientował się naturalnie w sytuacji. I on jednak, i pozostali członkowie rodziny uważali, że zmierzającej na północ piątki nie należy niepokoić. Mają oni za zadanie donieść jasną wodę do Doliny Ludzi Lodu i odnaleźć naczynie z wodą zła. Duchy zaczynały się jednak denerwować. Ktoś powinien bowiem powstrzymać Tengela Złego, ale kto by to mógł zrobić?

Nataniel! Tylko on może unieszkodliwić groźnego przodka.

Wahali się jednak z podjęciem decyzji. Jeśli tylko piątka wybranych zdoła dotrzeć do doliny, a Shira będzie mogła odebrać moc wodzie zła, Tengel Zły zostanie pokonany. Taką przynajmniej mieli nadzieję.

Ale kto kogo uprzedzi? Kto pierwszy zdobędzie przewagę?

Przez jakiś czas podróż przebiegała spokojnie i młodzi ludzie denerwowali się nieco mniej. Aż gdzieś pomiędzy Hamar i Lillehammer natrafili na zablokowaną drogę, co wydawało się tym dziwniejsze, że okolica była nie zamieszkana.

Jadący przodem Marco pierwszy zobaczył zaporę i wszyscy się zatrzymali.

– To mi nie wygląda na działalność zarządu dróg – stwierdził Marco. – Barykada jest solidna i całkowicie zamyka przejście. Nawet motocykl się nie przeciśnie.

– Może by ją po prostu staranować?

– Zniszczysz samochód.

– Tego nie możemy ryzykować. Co zrobimy?

– Ellen, ty masz mapę. Są tu jakieś możliwości objazdu?

– Po lewej stronie na pewno nie. Po lewej stronie mamy jezioro Mjssa. Ale popatrzmy!

– Ech, gdyby tak tutaj był most – powiedział Gabriel, patrząc rozmarzonym wzrokiem na błękitne wody pięknego i bardzo długiego, choć niezbyt szerokiego jeziora.

– Będzie most – powiedział Marco. – Tylko że my nie możemy czekać aż dwadzieścia pięć lat.

– Marco, przerażasz mnie – jęknęła Tova. – Czy ty wiesz wszystko o przyszłości?

– O, nie, oczywiście, że nie wszystko. Po prostu oczyma wyobraźni zobaczyłem w tym miejscu most i jednocześnie ogarnęło mnie przekonanie, że trzeba będzie czekać bardzo długo, zanim go zbudują.

– Gdybyśmy teraz wrócili do Moelv – powiedziała Ellen, która nie słuchała ich rozmowy na temat mostu. – To tam dojedziemy do drogi, która później rozgałęzia się w wielu kierunkach. Mielibyśmy tam sporo możliwości…

– A zatem, z powrotem do Moelv!

Zawrócili.

– Chciałbym wiedzieć, co oni robią z innymi samochodami – zastanawiał się Gabriel.

– Przepuszczają je. Nie są tacy głupi! – odparł Nataniel.

Objazd zabrał im wiele czasu, ale cali i zdrowi dotarli w końcu do Lillehammer. Było już jednak dosyć późno.

Niepewni, co robić dalej, postanowili pójść najpierw do restauracji. Wszyscy uważali, że zasłużyli sobie na porządny posiłek. Mieli wprawdzie kanapki, ale woleli je zostawić na jutro. Czekała ich bowiem przeprawa przez górskie tereny Dovre, przeważnie słabo zaludnione. Lepiej mieć tam własny prowiant.

Ellen i Tova poszły do damskiej toalety. Cudownie było zmyć z siebie choć trochę kurzu. Długa podróż zawsze zostawia ślady na twarzach ludzi, wywołuje cienie pod oczami, przez co wydają się one głębiej osadzone, otoczone siecią zmarszczek.

– O Boże, jak ja wyglądam? – jęknęła Ellen zmartwiona. Ze względu na obecność Nataniela chciała być piękna i świeża.

Tova miała do tego tylko jeden cierpki komentarz:

– Ja zawsze tak wyglądam.

Ellen uśmiechnęła się i zacytowała słowa starej śpiewki:

– ”Ludzie powiadają, że ty nie wyglądasz, ale, olaboga, jakże ty wyglądasz!”

Tova zachichotała.

Nie mówiły nic więcej, dopóki nie zostały w toalecie same.

– Może to prawda, że mamy do spełnienia śmiertelnie niebezpieczne zadanie – wyznała wtedy Tova. – Ale chyba nigdy w życiu nie byłam taka szczęśliwa!

– Ani ja – uśmiechnęła się Hllen, a spojrzenia obu dziewcząt spotkały się w lustrze.

Potem wróciły na salę.

– To chyba spokojne miejsce – powiedział Nataniel. – My, trzej mężczyźni, postanowiliśmy pod waszą nieobecność, że zostajemy w Lillehammer na noc.

– Jest dopiero szósta – zaprotestowała Tova.

– Będzie siódma, zanim zjemy. A wtedy już naprawdę daleko nie zajedziemy.

– Teraz długo jest widno.

– Kochana Tovo, decyzja została podjęta. Tu jesteśmy bezpieczniejsi niż na pustkowiu.

– Na pustkowiu? W Gudbrandsdalen? Zaraz widać, że pochodzisz ze stolicy!

– Tak, tak, przepraszam! Ale tutaj, wśród ludzi, w bliskości policji na wszelki wypadek, nie musimy się bać ataku.

Tova ustąpiła. Rozumowanie było logiczne.

Nie spieszyli się z obiadem, skoro i tak zamierzali nocować w mieście. Tova rozkwitła, usta jej się nie zamykały, śmiała się radośnie. Potrafiła być naprawdę czarująca, gdy tylko chciała. Albo raczej gdy zapominała o swoim wyglądzie i agresji, będącej wynikiem niepokoju, że zostanie zraniona właśnie z powodu swojej powierzchowności.

Nie jest łatwo być Tovą.

Ellen również była uszczęśliwiona, a wino, które pili, uczyniło ją swobodniejszą. Na ogół bowiem w towarzystwie Nataniela miała trudności z pozbyciem się napięcia. Wiedziała, że łatwo mogłaby się zapomnieć i wyjawić wszystko, co nosi w duszy.

Obie dziewczyny miały dość skomplikowany stosunek do mężczyzn, których kochały bardziej niż cokolwiek na ziemi.

Marco i Nataniel dobrze się czuli w rolach kawalerów. Tova zastanawiała się, czy Marco przebywał już kiedykolwiek w towarzystwie dziewcząt tak jak teraz. To znaczy w towarzystwie ziemskich dziewcząt. O tym, co robił, kiedy przebywał w „innym świecie”, nie wiedziała nic. I nie chciała wiedzieć.