Выбрать главу

– Mnóstwo ludzi się tam zbiera. Stoją całymi gromadami i starają się coś wypatrzyć. Ale nikt nie wchodzi do środka, to po prostu niemożliwe.

– Dlaczego niemożliwe?

– Jezu, przecież ludzie tam marli! Mówią, że jeden dziennikarz. I jeszcze jacyś inni, co podeszli za blisko.

– Za blisko… do tego nieznanego?

– Właśnie! Nikt dokładnie nie wie, co to jest. No, ci, co są tam zamknięci, pewnie wiedzą, ale ich nie jest wielu. Odważni faceci, tak się mówi.

Morahan wyglądał przez okno samochodu. On nie był odważnym facetem, a mimo to chciał tam wejść. I wejdzie, nawet jeśli to będzie ostatnia sprawa, jakiej w życiu dokona. Prawdopodobnie zresztą będzie, westchnął ciężko.

Cała piątka uważała, że jest jeszcze za zimno, żeby nocować pod gołym niebem, ale po drodze nie znaleźli czynnego hotelu. Zaczynali się już całkiem poważnie niepokoić, gdy nieoczekiwanie w zapadającym zmroku dostrzegli, że po ośrodku campingowym z małymi domkami kręci się jakiś człowiek. Zatrzymali się natychmiast i podeszli do gospodarza. Czy można by wynająć trzy domki na jedną noc?

Chłop drapał się po głowie. No, nie bardzo, jeszcze nie otwarte przed sezonem… On dopiero tu wszystko porządkuje…

– Niczego nie potrzebujemy, tylko dachu nad głową – tłumaczył Nataniel. – Mamy ze sobą śpiwory i wszystko inne.

W oczach chłopa pojawiła się nadzieja na nieoczekiwany zarobek. No, to może by się dało załatwić. Jeśli się zgodzą na takie prymitywne warunki, to… Nie, nie, prawdziwego hotelu nie ma w promieniu wielu mil, zapewniał stanowczo. Dziewczęta miały mieszkać w jednym domku, Marco, jako odpowiedzialny za Gabriela, dzielił pokój z chłopcem, a Nataniel dostał cały domek dla siebie.

Tym razem tamci nie mają najmniejszych szans. Pojazdy zostały zamknięte w garażu, w którym chłop przechowywał jakieś stare maszyny. Okazywał teraz niewiarygodną aktywność, jeśli chodzi o dodatkowy zarobek. Miał też na campingu mały kiosk, więc zostawił im klucz na wypadek, gdyby chcieli sobie kupić cukierków albo gumy do żucia. Pieniądze należy po prostu zostawić w szufladzie. Chłop mieszkał kawałek stąd.

Sprawdzili dokładnie, czy nikt nie widział, jak skręcali na plac campingowy. O tak późnej porze nie było tu już żadnego ruchu, chłopu zapowiedziano, żeby nikomu nawet o nich nie wspomniał. Nataniel dał do zrozumienia, że to dla własnego dobra gospodarza. Przyjmowanie gości na campingu o tej porze roku nie jest tak całkiem dozwolone…

Chłop pojechał do domu, a oni zostali sami.

Gabriel zasnął prawie natychmiast, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki. Otwarty dziennik leżał na nocnym stoliku. Marco rzucił okiem na notatki.

„Oni przez cały czas depczą nam po piętach, ale zawsze udaje nam się uciec. W Lillehammer chcieli złapać Ellen, ale Tova ją tak przestraszyła, że zemdlała”.

Marco uśmiechnął się pod nosem. Ach, tak, zaimki, przypadki mogą się pomieszać nawet najbardziej doświadczonemu pisarzowi.

Nataniel długo nie mógł się uspokoić. Wyszedł z domu i patrzył w stronę drogi na Trondheim, przy której znajdował się camping. Wszystko leżało pogrążone w ciszy. Dochodziła północ.

Skrzypnęły drzwi i przed sąsiednim domkiem ukazała się Ellen.

– Ty też nie możesz zasnąć? – zapytała cicho. – Tova padła niemal natychmiast, ale ja mam tyle do przemyślenia.

– Jak ci się teraz układa z Tovą?

– To wspaniała dziewczyna.

– Oczywiście. Jeśli tylko nie stara się za wszelką cenę udowodnić, że jest inaczej.

Uśmiechnęli się oboje. Nataniel i Ellen nie bardzo umieli ze sobą rozmawiać. Znali przecież nawzajem swoje uczucia, a mimo to jakby nie byli siebie pewni. Miłość to bardzo delikatna materia, nader łatwo ją zniszczyć. Ellen myślała: Miałam miłość Nataniela w ubiegłym roku, ale czy mam ją również teraz?

Myśli Nataniela podążały tym samym torem: Ona jest taka śliczna, tak pełna życia. I wie, że nigdy nie będziemy mogli być razem. Byłoby czymś nienaturalnym, gdyby nie chciała znaleźć sobie kogoś innego.

– Przejdziemy się trochę nad rzekę? – zapytał. – Tak, żeby nas nikt z drogi nie mógł zobaczyć.

Ellen uśmiechnęła się znowu.

– Tym razem to rzeka w Gudbrandsdalen. Poprzednio była to rzeka w Numedalen.

– Zawsze jakaś rzeka. Tylko ta chyba za bardzo huczy. Wiosenna fala zagłuszy każde nasze słowo. A nie powinniśmy też krzyczeć, żeby przypadkiem nie sprowadzić kogoś niepożądanego. Chodź, pójdziemy do mojego domku!

Ellen wyraźnie się wahała.

– Nie bój się – uspokoił ją. – Znam swoje miejsce.

Oczywiście, tylko czy ja znam moje? zastanawiała się, ale poszła za nim bez słowa.

Domek Nataniela był tak samo nieprzytulny jak jej. Jedyne, co świadczyło tu o obecności człowieka, to śpiwór na pryczy i na wpół rozpakowany plecak w kącie.

Krzesło było tylko jedno, więc Nataniel podsunął je Ellen, a sam usiadł na łóżku. Dość to niewygodne, zważywszy, że łóżko było piętrowe.

Siedzieli jakiś czas w półmroku i milczeli. Ellen zagryzała wargi i naprawdę nie wiedziała, od czego zacząć. Tyle miała mu do powiedzenia, ale były to słowa, które powinny pozostać nie wypowiedziane.

Wreszcie Nataniel wstał gwałtownie. Nie wiedziała, czy skłoniło go do tego to przeciągające się milczenie, czy też niewygodna pozycja. Podszedł do okna i spoglądał na rzekę.

Wydawał jej się wyższy, niż to zapamiętała z pierwszego spotkania. Może dlatego, że tak wyszczuplał?

Głęboko wciągnęła powietrze, chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Serce waliło jej, jakby chciało wyrwać się z piersi. Całkiem inna sprawa być razem na spotkaniu w Górze Demonów, w świecie fantazji, bez zobowiązań, wśród innych krewnych, a inna znaleźć się sam na sam w takim ciasnym domku.

Nataniel odetchnął i podszedł do stołu. Stał tam długo i patrzył na nią. Ellen stwierdziła z przerażeniem, że ma on jakieś dziwnie trzeźwe, czujne oczy. Jakby nie spał od tamtego spotkania w Górze Demonów.

– Nie powinnaś była z nami jechać – powiedział jakoś szybko. – To zbyt niebezpieczna wyprawa. I bardzo groźna dla nas dwojga. Nie powinniśmy się spotykać.

– Ale, Natanielu, życie z dala od ciebie zupełnie nie ma sensu. To po prostu nie jest życie! A w takim razie równie dobrze możemy być razem, zwłaszcza że ty pewnie będziesz mnie potrzebował. Nasi przodkowie wybrali i ciebie, i mnie, więc chyba tak powinno być.

– Tak, to prawda, ja ciebie potrzebuję, rozpaczliwie cię potrzebuję. Nie mogę żyć bez… – Uspokoił się i znowu usiadł na łóżku. – Jak ci się wiodło przez ten cały czas?

– Dziękuję ci za piękne prezenty, które mi przysyłałeś, Natanielu! Bez nich życie byłoby zupełnie puste. Ale poza tym to powodziło mi się bardzo dobrze. Wiesz przecież, że mam swoje mieszkanie, wciąż je urządzam, a każdy mebel, każdy drobiazg kupuję z myślą tobie, zastanawiam się, czy tobie by się to podobało. Wybieram tylko jasne kolory, biały, żółty i seledynowy, bo wiem, że kochasz światło… Wybacz mi, Natanielu, ale nie mogę myśleć o przyszłości bez ciebie!

Wyciągnął do niej rękę, lecz natychmiast znowu cofnął.

– Chciałbym zobaczyć to mieszkanie – powiedział łagodnie. – Ja tak strasznie do ciebie tęskniłem, Ellen. Pozwolisz, żebym ci o tym opowiedział? Tęskniłem do ciebie bezgranicznie, myślałem o tobie dzień i noc. Przecież my należymy do siebie, jesteś mi potrzebna, nie tylko jako przyjaciółka, wyobrażałem sobie nieustannie, że jesteś przy mnie blisko, pieściłem cię w marzeniach, czułem pod palcami twoją skórę…

– Ja także myślałam o tobie… w ten sposób – wyszeptała Ellen bez tchu. W tej chwili gotowa byłaby oddać wszystko za to, by móc go dotknąć. – Żadne starania, żeby o tobie zapomnieć, nie dały rezultatu.