Dołączył do Julii Brasher w kolejce. Przed nimi stało już tylko dwóch kadetów.
– O co chodziło? – zapytała Julia.
– Pogwałcenie przepisów sanitarnych. Nie umył rąk. – Julia się roześmiała. – Mówię poważnie. Jeśli o mnie chodzi, prawo to prawo.
– Boże, mam nadzieję, że dostanę kanapkę, zanim wypatrzy pan karalucha albo innego robala i zamknie pan interes.
– Niech się pani nie martwi, karalucha chyba się właśnie pozbyłem.
Dziesięć minut później, po udzieleniu przez Boscha nagany właścicielowi furgonetki za przeszmuglowanie dziennikarza na miejsce przestępstwa, przeszli z kanapkami do jednego ze stolików piknikowych, rozstawionych na rondzie przez służby specjalne. Stolik był zarezerwowany dla techników dochodzeniowych, ale Harry bez wahania pozwolił usiąść przy nim Julii. Siedzieli przy nim też Edgar, Kathy Kohl i jeden z kopaczy z jej zespołu. Bosch przedstawił Julię tym, którzy jej nie znali. Wspomniał, że to ona odebrała wstępne zgłoszenie i pomagała mu poprzedniego wieczoru.
– A gdzie szefowa? – zapytał Kathy Kohl.
– Och, już zjadła. Myślę, że poszła nagrywać wywiad z sobą czy coś w tym rodzaju.
Bosch uśmiechnął się i pokiwał głową.
– Chyba pójdę po dokładkę – powiedział Edgar i przelazł przez ławkę z tacką w ręku.
Harry wgryzł się w kanapkę z boczkiem, sałatą oraz pomidorem. Był wygłodzony. W trakcie przerwy zamierzał wyłącznie jeść i odpoczywać, ale Kathy Kohl zapytała, czy może mu przedstawić wstępne wnioski dotyczące wykopalisk.
Harry miał w tym momencie pełne usta. Gdy przełknął, poprosił ją, by zaczekała do powrotu jego partnera. Rozmawiali ogólnikowo o stanie kości i tym, iż zdaniem Kathy Kohl płytkie pogrzebanie ciała sprawiło, że zwierzęta wygrzebywały szczątki i rozwlekały resztki. Pewnie trwało to całe lata.
– Nie odnajdziemy wszystkich kości – powiedziała. – Wielu będzie brakowało. Już wkrótce dalsze poszukiwania staną się bezcelowe.
Edgar wrócił z dokładką smażonego kurczaka. Bosch skinął głową Kathy, która popatrzyła na notes leżący na stoliku. Sprawdziła parę zapisków i zaczęła mówić:
– Chcę, żebyście stale pamiętali o głębokości grobu i charakterze terenu. Myślę, że to najważniejsze sprawy. Od nich pewnie zależy, kim był chłopiec i co się z nim stało.
– Chłopiec? – spytał Bosch.
– Świadczą o tym kształt miednicy i fragment bielizny.
Wyjaśniła, że wśród resztek zgniłego ubrania odnaleziono gumkę od majtek. Tylko to zostało z bielizny, w której dziecko zostało pogrzebane. Płyny rozkładowe doprowadziły do całkowitego zniszczenia ubrania na ciele. Gumowy pasek był jednak prawie nienaruszony i najprawdopodobniej pochodził z markowych męskich slipów.
– No dobrze – powiedział Bosch. – Mówiła pani też o głębokości?
– Tak. Położenie bioder i dolnych kręgów każe nam przypuszczać, że odnaleźliśmy je w takiej pozycji, w jakiej znajdowały się w chwili pogrzebania. Wychodząc z tego założenia, mówimy o grobie, mającym od piętnastu do trzydziestu centymetrów głębokości. Tak płytki grób wskazuje na pośpiech, panikę – a to oznacza działanie bez z góry przyjętego planu. Jednakże… – uniosła palec -… z tych samych powodów położenie grobu w bardzo trudno dostępnym terenie świadczy o czymś wręcz przeciwnym. Sugeruje staranne planowanie. Macie więc tutaj pewną sprzeczność. Miejsce przypuszczalnie zostało wybrane dlatego, że jest piekielnie trudno dostępne, a mimo to pogrzeb był raczej pospieszny i byle jaki. Ten, kto pochował zwłoki, nakrył je tylko wierzchnią warstwą gleby i igliwiem. Wiem, że podkreślanie tego wszystkiego nie musi wam pomóc w schwytaniu sprawcy, ale chcę, żebyście dostrzegli to, co ja. Sprzeczność, o której mówiłam.
– Dobrze to wiedzieć – przytaknął Bosch. – Będziemy o tym pamiętali.
– W porządku. Druga sprzeczność – mniejsza – to plecak. Pogrzebanie go z ciałem było błędem. Ciało rozkłada się o wiele szybciej od płótna. Jeśli więc znajdziecie na samym plecaku lub w jego zawartości coś, co umożliwi identyfikację, będzie to błąd sprawcy. Marne planowanie znów przeplata się z solidnym. Jesteście bystrymi detektywami, na pewno dojdziecie, o co w tym chodzi. – Uśmiechnęła się do Harry'ego i ponownie zajrzała do notesu. – Chyba to tyle. O wszystkim innym mówiliśmy na miejscu. Moim zdaniem praca idzie bardzo dobrze. Do wieczora uporamy się z głównym grobem. Jutro sprawdzimy próbki z pozostałych kwadratów. Pewnie też jutro skończymy. Jak powiedziałam, nie odnajdziemy wszystkiego, ale na pewno wystarczająco dużo. Boschowi przypomniało się nagle pytanie, które Vincent Frizbe zadał kadetowi w furgonetce z jedzeniem. Zdał sobie sprawę, że dziennikarz mógł wyprzedzić go w rozumowaniu.
– Próbki? Myśli pani, że jest tam pogrzebanych więcej ciał?
– Nic na to nie wskazuje. – Kathy Kohl pokręciła głową. – Musimy się jednak upewnić. Pobierzemy trochę materiałów do analiz, wbijemy trochę próbników gazów. To rutynowe postępowanie. Najprawdopodobniej – zwłaszcza ze względu na płytkie położenie – to pojedynczy grób, ale powinniśmy się upewnić.
Bosch pokiwał głową. Poczuł zadowolenie, że zjadł prawie całą kanapkę, bo nagle stracił apetyt. Perspektywa wszczęcia śledztwa dotyczącego wielokrotnych zabójstw była zniechęcająca. Popatrzył na kolegów przy stoliku.
– Ma to pozostać między nami. Nakryłem już reportera, który węszył za seryjnym mordercą. Nie potrzeba nam histerii mediów. Nawet jeśli będziecie upierać się, że prowadzicie rutynowe działania, i tak trafi to na pierwsze strony gazet. Rozumiecie?
Wszyscy pokiwali głowami, łącznie z Julią Brasher. Harry miał mówić dalej, kiedy rozległ się głośny łomot od strony rzędu toalet, ustawionych na platformie służb specjalnych po drugiej stronie ronda. Ktoś walił od środka w blaszaną ściankę kabiny wielkości budki telefonicznej. Po chwili wśród łomotu Bosch dosłyszał kobiecy głos. Rozpoznał go i poderwał się od stolika.
Przebiegł przez rondo i wbiegł po stopniach na platformę. Szybko ustalił, z której kabiny rozlega się walenie, i podszedł do drzwi. Zasuwka z zewnątrz, z której korzystano podczas transportu toalet, została zamknięta, a jej uszko zablokowano kurzą kością.
– Poczekaj! – zawołał Harry. – Poczekaj!
Spróbował wyciągnąć kość, ale była oblepiona tłuszczem i wyśliznęła się mu z palców. Łomot i krzyki nie ustawały. Bosch rozejrzał się za jakimś narzędziem, ale niczego nie wypatrzył. Wyjął w końcu pistolet z kabury, sprawdził bezpiecznik i wybił rękojeścią broni kość z uszka, pilnując, by przez cały czas lufa mierzyła w dół.
Gdy kość wreszcie wypadła, schował pistolet i otworzył zasuwkę. Drzwi natychmiast stanęły otworem i ze środka wypadła Teresa Corazon, o mało nie zwalając Boscha z nóg. Przytrzymał się jej, żeby nie stracić równowagi, ale odepchnęła go szorstko.