– To twoja robota!
– Co? Nie, to nie ja! Cały czas byłem…
– Chcę wiedzieć, czyja to sprawka!
Harry zniżył głos. Wiedział, że pewnie wszyscy na rondzie im się przyglądają, w tym przedstawiciele mediów.
– Słuchaj, Tereso, uspokój się. To tylko żart, rozumiesz? Ktokolwiek to zrobił, był to dowcip. Wiem, że nie lubisz zamkniętych przestrzeni, ale ten ktoś nie miał o tym pojęcia. Ktoś miał ochotę rozładować trochę napięcie i wypadło na ciebie…
– To dlatego, że mi zazdroszczą. Właśnie tak.
– Czego?
– Tego, kim jestem, co osiągnęłam.
Bosch poczuł się zdeprymowany.
– Skoro tak sądzisz.
Teresa ruszyła w stronę schodków, po czym nagle zawróciła w jego stronę.
– Odjeżdżam. Jesteś zadowolony?
– Zadowolony? – Harry pokręcił głową. – To nie miało nic wspólnego z tym, co się tu dzieje. Staram się prowadzić dochodzenie i jeśli chcesz znać prawdę, może to i lepiej, gdy ty i twój kamerzysta nikogo nie będziecie rozpraszać.
– No to się doczekałeś. A co do numeru telefonu, pod który do mnie wczoraj dzwoniłeś…
Bosch pokiwał głową.
– Tak? Co z nim?
– Spal go.
Zeszła po schodkach, gniewnym gestem przywołała kamerzystę i ruszyła w stronę samochodu służbowego. Bosch przyglądał się, jak odchodzi.
Kiedy wrócił do stolika, siedzieli przy nim już tylko Edgar i Julia Brasher. Jego partner zamienił dokładkę w kupkę kurzych kości i rozsiadł się z uśmiechem zadowolenia na twarzy.
Harry upuścił na jego tackę kość wybitą z uszka zasuwki.
– Wyszło naprawdę świetnie – powiedział.
Rzucił Edgarowi spojrzenie mówiące, iż wie, że to jego sprawka. Ale Edgar się nie odzywał.
– Im większe ego, tym boleśniejszy upadek – rzeki w końcu. – Ciekawe, czy kamerzysta uwiecznił to wydarzenie.
– Wiesz co? Dobrze byłoby, gdyby pozostała naszym sprzymierzeńcem – odparł Bosch. – Lepiej znosić jej humory, żeby w razie potrzeby była po naszej stronie.
Edgar wziął tackę i zaczął podnosić swoje zwaliste ciało zza stolika.
– Do zobaczenia na wzgórzu – powiedział.
Harry obejrzał się na Julię. Uniosła brwi.
– Myślisz, że on to zrobił?
Nie odpowiedział.
Rozdział 7
Prace na cmentarzysku potrwały tylko dwa dni. Zgodnie z przewidywaniami Kathy Kohl większość szkieletu zlokalizowano pod kępą akacji i usunięto do końca pierwszego dnia. W zaroślach w pobliżu odnaleziono inne kości, rozproszone w sposób zgodny z założeniem, że dokonały tego grasujące zwierzęta. Policjanci i kopacze wrócili w piątek, ale całodzienne poszukiwania na wzgórzu, prowadzone przez nową zmianę kadetów, i dalsze wykopaliska w zasadniczych kwadratach siatki nie dostarczyły nowych kości. Próbkowanie gazów i wykopaliska we wszystkich pozostałych kwadratach również nie doprowadziły do znalezienia kości. Nic nie świadczyło o tym, że pod akacjami zostały zakopane inne ciała.
Kathy Kohl oceniła, że odnaleziono sześćdziesiąt procent szkieletu. Na jej sugestię i za zgodą Teresy Corazon w piątek o zmierzchu zawieszono wykopaliska i przeszukiwanie, uzależniając ich wznowienie od dalszego rozwoju wydarzeń.
Bosch się temu nie sprzeciwiał. Zdawał sobie sprawę, że poszukiwania, mimo wkładanego trudu, przynoszą bardzo mizerne rezultaty, dlatego zgodził się z fachowcami. Zależało mu również na przyspieszeniu śledztwa i identyfikacji kości, a na tym polu praktycznie nie odnotowano postępów. Przez dwa dni on i Edgar działali wyłącznie na Wonderland Avenue, nadzorując gromadzenie dowodów rzeczowych, przepytując sąsiadów i sporządzając wstępne raporty dotyczące sprawy. Była to konieczna praca, lecz Harry pragnął ruszyć dalej.
W sobotę rano spotkał się z Edgarem w holu biura patologa. Powiedział recepcjonistce, że jest umówiony z doktorem Williamem Golliherem, antropologiem sądowym, zatrudnionym na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles.
– Czeka na panów w sali A – powiedziała recepcjonistka, kiedy upewniła się już o tym telefonicznie. – Traficie panowie?
Bosch kiwnął głową. Przepuszczono ich przez bramkę. Zjechali do podziemia i natychmiast po wyjściu z windy powitała ich woń sal sekcyjnych. Składały się na nią chemikalia i odór rozkładu, nie występujący nigdzie indziej w takiej postaci. Edgar natychmiast wyciągnął papierową maseczkę z dystrybutora na ścianie i ją nałożył. Bosch nie poszedł za jego przykładem.
– Naprawdę powinieneś, Harry – powiedział Edgar, gdy ruszyli dalej korytarzem. – Wiesz, że wszystkie zapachy mają naturę cząsteczkową?
Bosch popatrzył na niego.
– Dzięki za informację, Jerry.
Musieli przystanąć na korytarzu, bo z sali sekcyjnej wytaczano wózek. Leżało na nim owinięte w plastik ciało.
– Zauważyłeś, Harry, że wszystkie zawijają tak samo jak burritos w Taco Belli
Bosch kiwnął głową mężczyźnie pchającemu wózek.
– Dlatego właśnie nie jem burritos.
– Naprawdę?
Bosch ruszył dalej bez słowa komentarza.
Sala A była zarezerwowana dla Teresy Corazon na te nieliczne okazje, gdy rezygnowała z obowiązków administracyjnych i własnoręcznie przeprowadzała sekcję. Najprawdopodobniej pozwoliła Golliherowi z niej skorzystać, ponieważ zaangażowała się początkowo w tę sprawę osobiście. Po wypadku z przewoźną toaletą Teresa Corazon nie powróciła jednak na miejsce przestępstwa.
Bosch i Edgar weszli przez podwójne drzwi na salę, gdzie przywitał ich mężczyzna w dżinsach i koszuli hawajskiej.
– Mam na imię Bill – powiedział Golliher. – Domyślam się, że to były dwa długie dni.
– Bez dwóch zdań – odparł Edgar.
Golliher pokiwał przyjaźnie głową. Miał około pięćdziesiątki, ciemne włosy i oczy. Zachowywał się dość swobodnie. Wskazał dłonią stół sekcyjny na środku sali. Zebrane pod kępą akacji kości leżały osobno na powierzchni ze stali nierdzewnej.
– Cóż, pozwólcie, że opowiem wam, co się tutaj działo – powiedział Golliher. – W miarę jak ekipa w terenie zbierała dowody, fotografowałem części szkieletu, robiłem ich radiogramy i starałem się złożyć tę układankę.
Harry podszedł do stalowego stołu. Kości ułożono tak, że tworzyły niepełny szkielet. Najbardziej rzucał się w oczy brak kości lewej ręki i nogi oraz żuchwy. Zakładano, że dawno temu padły ofiarą zwierząt, które wygrzebały je z płytkiej mogiły i zawlokły gdzieś daleko.