– Zależnie od tego, ile czasu spędzisz w szatni, może zdążymy na ostatnią kolejkę martini w „Musso”.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Uwielbiam to miejsce. Daj mi kwadrans. Ruszyła do drzwi, nie czekając na jego odpowiedź.
– Będę tutaj – zawołał.
Rozdział 10
Bar „Musso and Frank's” stanowił miejsce, gdzie od stu lat podawano martini mieszkańcom Hollywood – zarówno tym sławnym, jak i tym mniej sławnym. Główną salę wypełniały obite czerwoną skórą loże, gdzie wokół cicho rozmawiających gości przepływali statecznie wiekowi kelnerzy w szkarłatnych surdutach. W tylnej sali znajdował się długi bar, przy którym przez większość wieczorów można było tylko stać i walczyć o uwagę barmanów, wyglądających jak ojcowie kelnerów. Kiedy Bosch i Julia wchodzili, dwóch gości zsunęło się ze stołków, zbierając do wyjścia. Para funkcjonariuszy szybko ruszyła do szturmu i wygrała wyścig z dwoma ubranymi na czarno typami, wyglądającymi na pracowników studia filmowego. Udało się im zdobyć pożądane trofea – miejsca siedzące. Podszedł do nich barman, który rozpoznał Boscha; zamówili martini z wódką i domieszką soku.
Harry czuł się już swobodnie w towarzystwie Julii. Dwa dni jedli obiady przy stolikach piknikowych niedaleko miejsca przestępstwa; przez cały czas poszukiwań na zboczu Julia w zasadzie wciąż była w zasięgu jego wzroku. Do „Musso” przyjechali jego samochodem; miał wrażenie, jakby to była już ich trzecia czy czwarta randka. Zanim barman przyniósł szklanki do martini i karafkę z koktajlem sidecar, Bosch był już gotów zapomnieć na jakiś czas o kościach, krwi i kijach baseballowych.
Stuknęli się szklankami.
– Za życie – powiedziała Julia.
– Tak jest – odparł Harry. – Za przetrwanie kolejnego dnia.
– Nawet z trudem.
Wiedział, że nadszedł czas, by porozmawiać o tym, co ją dręczy. Ale jeśli nie chciała o tym mówić, nie zamierzał naciskać.
– Ten facet na parkingu, na którego wołałaś Kiko – dlaczego prosił cię, żebyś się rozchmurzyła? – Trochę się przygarbiła. Przez chwilę nie odpowiadała. – Jeśli nie chcesz o tym mówić…
– Nie, nie o to chodzi. Bardziej o to, że nie chcę o tym myśleć.
– Znam to uczucie. Zapomnij, że pytałem.
– Nie, nie ma sprawy. Mój partner zamierza napisać o mnie w raporcie, a ponieważ jestem w okresie próbnym, może mnie to wiele kosztować.
– O czym chce napisać?
– Że przeszłam przed rurą.
Oznaczało to, że znalazła się na linii strzału dubeltówki czy innej broni trzymanej przez kolegę z patrolu.
– Co się stało?
Wzruszyła ramionami. Oboje wzięli po dużym łyku koktajlu.
– Och, awantura domowa – nie znoszę ich. Facet zamknął się w sypialni z pistoletem. Nie mieliśmy pojęcia, czy chce wygarnąć do siebie, do żony czy do nas. Zaczekaliśmy na wsparcie, zamierzaliśmy dostać się do środka. – Upiła kolejny łyk. Bosch się jej przyglądał. Wewnętrzny zamęt wyraźnie odbijał się w oczach Julii. – Edgewood miał dubeltówkę. Kiko miał wykopać drzwi. Partner Kiko, Fennel, i ja obstawialiśmy drzwi. No i stało się. Kiko jest wielki, wywalił drzwi jednym kopnięciem. Fennel i ja wpadliśmy do środka. Facet leżał schlany w trupa na łóżku. Nie kontaktował, więc nie byłoby problemu, gdyby Edgewood się do mnie nie przyczepił. Powiedział, że przeszłam przed rurą.
– Zrobiłaś to?
– Nie sądzę. Jeśli nawet, to Fennel tak samo, ale jemu nie powiedział ani słowa.
– Jesteś nowa. To ty, a nie on jesteś w okresie próbnym.
– No, zaczynam mieć tego dosyć. Jak ty dałeś sobie radę, Harry? Teraz masz pracę, która coś znaczy, a ja całe dni uganiam się na każde wezwanie przez radio, jadę od jednego śmiecia do drugiego. Mam wrażenie, jakbym pluciem chciała ugasić pożar. Niczego w ten sposób nie naprawiamy, a na domiar wszystkiego trafił mi się nadęty męczydupa, który co dwie minuty uświadamia mi, jak spieprzyłam.
Boschowi nie był obcy stan ducha Julii. Przechodził przez to każdy funkcjonariusz mundurowy. Każdego dnia człowiek babrał się w gównie i wkrótce miał wrażenie, że na świecie nie ma nic innego. Że istnieje tylko to szambo. Dlatego właśnie Bosch nie mógłby wrócić do służby patrolowej. Przypominała zaklejanie plastrem rany po kuli.
– Kiedy byłaś w akademii, wyobrażałaś sobie, że będzie inaczej?
– Nie wiem, co sobie wyobrażałam. Po prostu nie wiem, czy zdołam wytrzymać to wszystko do czasu, kiedy moja robota będzie coś znaczyła.
– Myślę, że możesz. Najgorszych jest kilka pierwszych lat. Jeśli jednak zaciśniesz zęby, ujrzysz świetlistą przyszłość. Będziesz mogła wybierać, o co chcesz walczyć i jaką ścieżką podążać. Poradzisz sobie.
Nie czuł się pewnie, kiedy próbował podbudować jej morale. Niejednokrotnie miewał długie okresy, gdy powątpiewał w samego siebie i w to, co robi. Mówiąc, że Julia wytrzyma, wyczuwał we własnych słowach nutę fałszu.
– Porozmawiajmy o czymś innym – zaproponował.
– Nie mam nic przeciwko temu – odparła.
Upił głęboki łyk ze szklanki, starając się wymyślić, jak by tu skierować rozmowę na inne tory. Odstawił szklankę, obrócił się i uśmiechnął do Julii.
– No więc włóczyłaś się po Andach, aż tu nagle powiedziałaś sobie: „Jeju, chciałabym zostać gliną”.
Roześmiała się, widocznie otrząsając z przygnębienia, wywołanego wcześniejszymi słowami.
– Niezupełnie. I nigdy nie byłam w Andach.
– No, w takim razie co z życiem pełnym przygód, jakie wiodłaś przed przyjęciem odznaki? Mówiłaś, że wędrowałaś po świecie.
– Nigdy nie dotarłam do Ameryki Południowej.
– To tam są Andy? Cały czas myślałem, że na Florydzie.
Znów się roześmiała, a Harry poczuł zadowolenie, że udało mu się zmienić temat. Lubił patrzeć na zęby Julii, gdy mówiła. Były odrobinę nierówne i właśnie to w pewien sposób czyniło je idealnymi.
– Mówiąc poważnie, co robiłaś?
Obróciła się na stołku, tak że siedzieli ramię przy ramieniu, patrząc na swoje odbicia w lustrze za wielobarwnymi butelkami z tyłu baru.
– Och, przez pewien czas byłam prawniczką, nie adwokatem, nie denerwuj się. Zajmowałam się prawem cywilnym. Potem dotarło do mnie, że to gówno warte, dlatego to rzuciłam i zaczęłam podróżować. Po drodze pracowałam. Wypalałam ceramikę w Wenecji. Przez jakiś czas byłam przewodniczką wycieczek konnych w Alpach Szwajcarskich. Kucharzyłam na statku turystycznym na Hawajach, wypływającym na jednodniowe podróże. Robiłam inne rzeczy i zobaczyłam kawał świata – z wyjątkiem Andów. Potem wróciłam do domu.
– Do Los Angeles?