– Daj spokój, chcę się dowiedzieć.
– Nic wielkiego. Raz, kiedy uciekłem jako dzieciak z domu, wylądowałem w San Pedro. W okolicy przystani rybackiej. Mnóstwo ludzi – rybaków, którzy łowili tuńczyki – miało tam takie tatuaże na rękach. Nie popuszczaj. Zapytałem o to jednego z nich, a on powiedział, że to ich dewiza, ich filozofia. Że chodzi o to, iż gdy są na łodziach całe tygodnie poza domem, przychodzą wielkie fale i robi się strasznie, a wówczas trzeba po prostu się wczepić i mocno trzymać. – Bosch zacisnął ręce w pięści i wystawił je przed siebie. – Mocno trzymać się życia… i wszystkiego, co się ma.
– Zatem kazałeś to sobie wytatuować. Ile miałeś lat?
– Bo ja wiem, z szesnaście. – Pokiwał głową i uśmiechnął się.
– Nie wiedziałem tylko, że poławiacze tuńczyków przejęli to od ludzi z marynarki. Dlatego kiedy rok później znalazłem się w armii z „nie popuszczaj” na dłoniach, sierżant od razu kazał mi to usunąć. Nie zamierzał dopuścić, by któryś z jego chłopaków nosił na łapach tatuaż matrosów.
Chwyciła go za ręce i przyjrzała się kłykciom.
– Nie wygląda na robotę laserem. Bosch potrząsnął głową.
– Wtedy jeszcze nie było laserów.
– To co zrobiłeś?
– Mój sierżant – nazywał się Roser – wyprowadził mnie z baraku i zabrał pod budynek administracyjny. Ze ścianami z cegieł. Kazał mi w nie walić. Aż poharatałem sobie wszystkie kłykcie. Po tygodniu, kiedy pokryły się strupami, kazał mi to zrobić znowu.
– Jezu Chryste, cholera, to barbarzyństwo.
– Nie, to armia.
Uśmiechnął się na to wspomnienie. Nie było tak strasznie, jak brzmiało to w opowieści. Popatrzył na swoje ręce. Muzyka się skończyła. Przeszedł nago przez dom, żeby zmienić płytę. Kiedy wrócił do sypialni, Julia poznała nowego wykonawcę.
– Clifford Brown?
Kiwnął głową i podszedł do łóżka. Nie przypominał sobie kobiety, która by tak się znała na jazzie.
– Stań tam.
– Dlaczego?
– Chcę na ciebie popatrzeć. Opowiedz mi o innych bliznach.
Do pokoju wpadało tylko mętne światło z toalety, ale Harry poczuł się niezręcznie przez swoją nagość. Był w dobrej formie, ale miał przeszło piętnaście lat więcej niż Julia. Zadał sobie pytanie, czy kiedykolwiek robiła to z kimś tak starym.
– Świetnie wyglądasz, Harry. Absolutnie mnie podkręcasz, wiesz? A skąd te inne blizny?
Dotknął grubego powrózka białej tkanki nad lewym biodrem.
– To? Od noża.
– Gdzie to było?
– W tunelu.
– A bark?
– Kula.
– Gdzie? Uśmiechnął się.
– W tunelu.
– Och. Trzymaj się od nich z dala.
– Staram się.
Wsunął się do łóżka i naciągnął prześcieradło. Julia dotknęła jego barku, przesuwając kciukiem wzdłuż zgrubiałej blizny.
– Dokładnie po kości – powiedziała.
– No, miałem szczęście. Obyło się bez trwałych uszkodzeń. Boli w zimie i kiedy pada, ale to wszystko.
– Jakie to wrażenie, kiedy dostajesz kulę?
Bosch wzruszył ramionami.
– Boli jak cholera, a potem wszystko robi się jakby drętwe.
– Ile czasu byłeś w szpitalu?
– Mniej więcej trzy miesiące.
– Nie dostałeś renty?
– Proponowano mi. Nie chciałem.
– Dlaczego?
– Sam nie wiem. Pewnie lubię tę pracę. I miałem nadzieję, że jeśli zostanę, to pewnego dnia spotkam piękną młodą policjantkę, na której zrobią wrażenie moje blizny.
Szturchnęła go w żebra. Skrzywił się z bólu.
– Och, biedactwo – rzekła ironicznym tonem.
– Bolało.
Dotknęła tatuażu na jego ramieniu.
– A co to takiego, Myszka Miki na kwasie?
– Coś w tym rodzaju. Szczur tunelowy.
Z jej twarzy znikły wszystkie ślady humoru.
– O co chodzi?
– Walczyłeś w Wietnamie – powiedziała, składając w całość to, czego się dowiedziała. – Byłam w tych tunelach.
– To znaczy?
– Kiedy wędrowałam, spędziłam sześć tygodni w Wietnamie. Tunele to teraz atrakcja turystyczna. Płacisz i pozwalają ci tam wejść. Musiało to być… To, co robiłeś, musiało być przerażające.
– Strasznie robiło się dopiero potem. Kiedy człowiek o tym myślał.
– Poprzegradzali je linami, żeby mieć kontrolę, dokąd trafiają turyści. Tak naprawdę nikt ich jednak nie sprawdza. Przeszłam więc pod liną i zapuściłam się dalej. Tam jest tak ciemno, Harry.
Spojrzał jej badawczo w oczy.
– A zagubione światło? – zapytał cicho. – Widziałaś je?
Nie odrywała przez chwilę wzroku od niego, aż wreszcie kiwnęła głową.
– Widziałam. Oczy mi przywykły i zobaczyłam światło. Prawie jak szept. Wystarczyło jednak, żebym znalazła drogę z powrotem.
– Zagubione światło. Tak je nazywaliśmy. Nigdy się nie dowiedzieliśmy, skąd się brało, ale tam było. Jak dym wiszący w ciemnościach. Niektórzy mówili, że to nie światło, tylko duchy wszystkich poległych. Po obu stronach.
Potem już nic nie mówili. Objęli się i Julia wkrótce zasnęła.
Bosch zorientował się, że od ponad trzech godzin nie myślał o sprawie. Z początku wywołało to u niego poczucie winy, lecz wkrótce się go pozbył i sam usnął. Śnił, że posuwa się tunelem. Nie pełzł jednak. Miał wrażenie, jakby znajdował się pod wodą i płynął jak węgorz przez podziemny labirynt. Dotarł do ślepego zaułka i natrafił w nim na chłopca, który siedział pod zakrzywioną ścianą tunelu. Chłopiec krył spuszczoną twarz za podciągniętymi kolanami i splecionymi ramionami.
– Chodź ze mną – odezwał się Bosch.
Chłopiec jednym okiem spojrzał znad ramienia na detektywa. Z jego ust wydobył się pojedynczy pęcherzyk powietrza. Potem popatrzył za Boscha na coś, co zbliżało się do nich z tyłu. Bosch się odwrócił, ale zobaczył w tunelu tylko ciemność.
Kiedy obrócił się z powrotem, chłopiec zniknął.
Rozdział 12
Późnym niedzielnym przedpołudniem Bosch odwiózł Julię Brasher pod komendę w Hollywood, żeby mogła zabrać swój samochód. Sam zamierzał wrócić do pracy nad śledztwem. Julia miała wolne niedziele i poniedziałki. Umówili się, że przyjedzie dzisiaj do niej do Venice na kolację. Gdy Harry zatrzymał się obok jej samochodu, na parkingu byli i inni policjanci. Wiedział, że szybko rozniesie się wieść, iż według wszelkiego prawdopodobieństwa spędzili ze sobą noc.