Bosch przypomniał sobie o czymś i podjechał z fotelem do jednej ze starych maszyn IBM selectric. Wkręcił kartkę papieru i spisał cztery pytania:
Czy bliska pani/panu zaginiona osoba przeszła jakiś zabieg chirurgiczny kilka miesięcy przed swoim zniknięciem?
Jeśli tak, w jakim szpitalu była leczona?
Na czym polegały jej obrażenia?
Jak się nazywał jej lekarz?
Wykręcił kartkę i zabrał ją do dyżurki. Wręczył ją Mankiewiczowi, by posłużyła jako wzór pytań dla ludzi, którzy dzwonili w sprawie odnalezionych kości.
– No co, wykazałem dostatecznego czuja?
– Nie, ale na początek wystarczy.
Przed wyjściem Harry nalał kawy do plastikowego kubka. Po powrocie do biura przelał ją do swojego kubka. Zanotował, by w poniedziałek zadzwonić do porucznik Billets i poprosić ją o przydzielenie mu kilku funkcjonariuszy, by skontaktowali się ze wszystkimi osobami, dzwoniącymi przez poprzednie dni, i wypytali je o domniemany zabieg chirurgiczny. Potem pomyślał o Julii Brasher. Wiedział, że ma wolne poniedziałki i w razie potrzeby zgłosiłaby się na ochotnika. Szybko jednak zrezygnował z tego pomysłu, bo wiedział, że do poniedziałku będzie o nich wiedziała cała komenda, a wciągnięcie jej w dochodzenie tylko pogorszy sytuację.
Zabrał się następnie do przygotowywania wniosków o wydanie dokumentacji medycznej. Często sporządzano je w trakcie dochodzeń. Najczęściej żądano dokumentacji od prywatnie praktykujących lekarzy i dentystów, ale czasami i od szpitali. Bosch trzymał wzory takich wniosków, spis wszystkich dwudziestu dziewięciu szpitali aglomeracji Los Angeles oraz listę adwokatów, zajmujących się korespondencją sądową we wszystkich tych placówkach. Dzięki temu, że miał materiały pod ręką, uporał się z dwudziestoma dziewięcioma wnioskami w niecałą godzinę. Zawierały prośbę o wydanie dokumentacji wszystkich chłopców poniżej szesnastego roku życia, który przeszli zabiegi neurochirurgiczne z użyciem trepanu w okresie od roku 1975 do 1985.
Po wydrukowaniu wniosków włożył je do neseseru. Chociaż w zwykłych warunkach nie byłoby nic niewłaściwego w przefaksowaniu wniosku sędziemu w niedzielę, by go zaakceptował i podpisał, niewątpliwie przesłanie dwudziestu dziewięciu stanowiłoby drobny nietakt. Poza tym szpitalni prawnicy i tak nie pracowali w niedzielę. Harry postanowił, że zabierze wnioski do sędziego w poniedziałek z samego rana, a potem podzieli się nimi z Edgarem i obydwaj rozwiozą je osobiście do szpitali, dzięki czemu będą mogli nakłonić radców prawnych do potraktowania sprawy jako pilnej. Nawet gdyby wszystko poszło po jego myśli, i tak pierwszych odpowiedzi ze szpitali można było oczekiwać najwcześniej w połowie tygodnia.
Następnie napisał na maszynie raport podsumowujący postępy śledztwa w ciągu ostatniej doby oraz zawierający skrót uzyskanych od Gollihera informacji antropologicznych. Wpiął go do książki dochodzenia, a potem spisał raport na temat dowodów rzeczowych, dotyczący wstępnych wniosków, które się nasuwają po zbadaniu przez laboratorium kryminalistyczne plecaka i jego zawartości.
Gdy skończył, odchylił się na oparcie i pomyślał o niemożliwym do odczytania liście. Nie spodziewał się, że starania sekcji dokumentów okażą się skuteczne. Był to sekret, który na zawsze pozostanie fragmentem tajemnicy. Przełknął ostatni łyk kawy i otworzył książkę dochodzenia na stronie z kopią szkicu miejsca przestępstwa i diagramu poszukiwań. Przyjrzał się mu i spostrzegł, że plecak odnaleziono obok miejsca, w którym zdaniem Kathy Kohl najprawdopodobniej pogrzebano ciało.
Nie był pewny, co to oznacza, lecz instynktownie czuł, że nie wolno stracić z oczu pytań, jakie się teraz nasuwały w związku ze sprawą, bez względu na nowe dowody i szczegóły, które się pojawią. Powinny stanowić filtr do odsiewania wszelkich ważnych faktów.
Włożył raport z powrotem do książki dochodzenia, po czym zakończył papierkową robotę, uzupełniając rejestr śledczy – dzienny diagram, podzielony na kolejne godziny. Wreszcie schował książkę do neseseru.
Zaniósł kubek do zlewu w toalecie i go umył, później schował do szuflady, zabrał neseser i wyszedł tylnymi drzwiami.
Rozdział 13
Podziemie Parker Center, kwatery głównej Departamentu Policji Los Angeles, służyło jako archiwum dokumentacji wszystkich spraw prowadzonych w czasach współczesnych. Do połowy lat dziewięćdziesiątych akta były przechowywane przez osiem lat, a następnie przenoszone na mikrofilmy i w tej formie bezterminowo magazynowane. Obecnie departament posługiwał się komputerami. Archiwum rozrastało się wszakże systematycznie, ponieważ do cyfrowych banków danych przenoszono coraz dawniejsze sprawy. Proces był jednak powolny i dotarto dopiero do końca lat osiemdziesiątych.
Bosch znalazł się przy kontuarze w archiwum o pierwszej. Miał ze sobą papierową torbę z dwoma pojemnikami z kawą i dwiema kanapki z rostbefem. Popatrzył na urzędnika i uśmiechnął się.
– Wierz mi pan lub nie, ale muszę przejrzeć fiszki z raportami o zaginionych osobach od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego do osiemdziesiątego piątego.
Archiwista gwizdnął. Był starym mężczyzną z cerą wyblakłą od siedzenia w podziemiach.
– Uważaj, Christine, nadchodzą – odezwał się.
Harry odpowiedział uśmiechem i pokiwał głową, chociaż nie miał pojęcia, o co mu chodziło. Za kontuarem nie dostrzegł nikogo więcej.
– Dobre wieści są takie, że raporty zostały posegregowane – powiedział archiwista. – To znaczy, to chyba dobre wieści. Chodzi panu o raporty na temat dorosłych czy młodzieży?
– Młodzieży.
– To trochę upraszcza robotę.
– Dzięki.
– Nie ma za co.
Archiwista gdzieś poszedł. Harry czekał. Po czterech minutach mężczyzna wrócił z dziesięcioma kopertami, zawierającymi arkusze mikrofilmów, które Harry chciał zobaczyć. Ich plik miał łącznie ponad dziesięć centymetrów grubości.
Bosch podszedł do czytnika mikrofilmów z kopiarką. Odstawił dwa pojemniki z kawą i położył kanapkę, a z drugą wrócił do kontuaru. Archiwista z początku odmówił poczęstunku, ale w końcu się skusił.
Harry wrócił do urządzenia i zaczął przeglądać mikrofilmy, począwszy od roku 1985. Szukał doniesień o zaginięciu lub ucieczce z domu nastolatków w odpowiednim przedziale wiekowym. Gdy tylko wprawił się w operowaniu czytnikiem, przeglądanie raportów szło mu szybciej. Lekturę zaczynał od szukania pieczęci „sprawa zamknięta”, oznaczającej, że dana osoba wróciła do domu bądź została odnaleziona. Jeśli jej nie było, natychmiast przenosił wzrok na rubryki poświęcone płci i wiekowi. Jeżeli przedział czasowy był taki, jak przyjęty dla ofiary w jego sprawie, czytał podsumowanie, a następnie robił fotokopię doniesienia.
Mikrofilmy zawierały również kopie doniesień o zaginięciu osób, przekazywane Departamentowi Policji Los Angeles przez zewnętrzne organa ścigania i wymiaru sprawiedliwości, jeśli istniało podejrzenie, że ludzie ci trafili do tego miasta.