Mimo szybkości, z jaką Bosch przeglądał doniesienia, sprawdzenie raportów z dziesięciu lat zabrało mu ponad trzy godziny. Gdy skończył, w tacy obok kopiarki leżały wydruki ponad trzystu spraw. Nie miał pojęcia, czy jego trud w ogóle na coś się zda.
Potarł oczy i ścisnął grzbiet nosa. Bolała go głowa od wpatrywania się w ekran urządzenia i czytania jednej po drugiej opowieści o rodzicielskiej udręce i nastoletnim buncie przeciwko światu. Obejrzał się i dotarło do niego, że nie zjadł kanapki.
Zwrócił archiwiście stos kopert i postanowił zająć się pracą przy komputerze w Parker Center, zamiast wracać w tym celu do Hollywood. Było to dla niego o wiele wygodniejsze: z centrali mógł błyskawicznie dostać się na drogę szybkiego ruchu 10 i dotrzeć do Venice na kolację w domu Julii Brasher.
W sali wydziału zabójstw i rabunków było pusto, jeśli nie liczyć dwóch detektywów, którzy oglądali mecz futbolowy. Jednym z nich była uprzednia partnerka Boscha, Kizmin Rider. Drugiego detektywa Bosch nie znał. Na widok Boscha Kizmin podniosła się i uśmiechnęła.
– Harry, co tutaj robisz? – spytała.
– Pracuję nad sprawą. Chciałbym skorzystać z waszego komputera, da radę?
– Chodzi o te kości? – Bosch przytaknął. – Słyszałam o tym w dzienniku. Harry, to Rick Thornton, mój partner.
Bosch uścisnął mu rękę i przedstawił się.
– Mam nadzieję, że będzie pana zachwalała tak samo jak mnie.
Thornton jedynie pokiwał głową i uśmiechnął się. Kizmin zrobiła zakłopotaną minę.
– Chodź do mojego biurka – powiedziała. Zaprowadziła go na miejsce i podsunęła swój fotel.
– Zbijamy bąki. Nic się nie dzieje. Nawet nie lubię futbolu.
– Nie narzekaj, że jest luz. Nikt ci nigdy tego nie powiedział?
– Tak, mój dawny partner. Jedyna rzecz, jaką powiedział z sensem.
– Założę się.
– Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
– Po prostu sprawdzam parę nazwisk – to samo co zwykle.
Otworzył neseser i wyjął książkę dochodzenia. Otworzył ją na stronie, gdzie miał listę nazwisk, adresów i dat urodzeń mieszkańców Wonderland Avenue, przesłuchiwanych przez funkcjonariuszy chodzących od domu do domu. Sprawdzanie każdej osoby, na którą śledczy natknęli się w trakcie dochodzenia, było rutynowym postępowaniem, którego nie powinno się pomijać.
– Chcesz kawy czy czegoś? – spytała Kizmin.
– Nie, nie potrzeba. Dzięki, Kiz. – Skinął głową w stronę Thorntona, który siedział plecami do nich po drugiej stronie sali. – Jak leci?
Wzruszyła ramionami.
– Od czasu do czasu pozwala mi na prawdziwą detektywistyczną robotę – wyszeptała.
– Cóż, zawsze możesz wrócić do Hollywood – odparł szeptem z uśmiechem.
Zaczął wpisywać polecenia, by dostać się do NCIC – narodowego rejestru przestępstw. Kizmin Rider natychmiast parsknęła z politowaniem.
– Wciąż piszesz dwoma palcami, Harry?
– Nie umiem inaczej, Kiz. Piszę tak prawie od dwudziestu lat. Spodziewasz się, że nagle zacznę pisać dziesięcioma? Wciąż też nie mówię płynnie po hiszpańsku ani nie umiem tańczyć. Przeniosłaś się dopiero rok temu.
– Lepiej wstań, dinozaurze. Sama to zrobię, bo będziesz tu siedział całą noc.
Uniósł ręce w geście poddańczym i wstał zza biurka. Kizmin usiadła i zabrała się do roboty. Uśmiechał się ukradkiem za jej plecami.
– Jak za starych czasów – powiedział.
– Nie przypominaj mi. Zawsze dostaję gównianą robotę. I przestań szczerzyć zęby.
Nawet nie oderwała wzroku od klawiatury. Jej palce śmigały nad klawiszami. Bosch przyglądał się jej z podziwem.
– Ej, nie zaplanowałem tego. Nawet nie wiedziałem, że tu będziesz.
– No, tak samo jak Tomek Sawyer nie wiedział, że ma pomalować płot.
– Słucham?
– Nieważne. Opowiedz mi o tej podfruwajce. Był zaskoczony.
– Słucham?
– Na tyle tylko cię stać? Słyszałeś, co powiedziałam. O nowej, z którą się… hm, spotykasz.
– Skąd u diabła zdążyłaś się o tym dowiedzieć?
– Mam doskonałe kwalifikacje w zbieraniu informacji. I nadal mam swoje źródła w Hollywood.
Cofnął się od stanowiska pracy Kizmin i pokręcił głową.
– No, miła jest? Tylko tyle chcę wiedzieć. Nie chcę być nachalna.
Bosch przysunął się z powrotem.
– Tak, jest miła. Ledwie ją znam. Wygląda na to, że wiesz o niej więcej ode mnie.
– Jesz z nią dzisiaj kolację?
– Tak, jem z nią dzisiaj kolację.
– Ej, Harry? – Z jej głosu znikły wszelkie ślady wesołości.
– Tak?
– Masz tu niezłe trafienie. Pochylił się i popatrzył na ekran.
– Chyba nie wyjdzie mi dzisiaj ta kolacja – powiedział, przejrzawszy ujrzane informacje.
Rozdział 14
Bosch zatrzymał się przed domem i przyjrzał się spowitym w ciemnościach oknom i gankowi.
– Pasuje – powiedział Edgar. – Faceta nie ma nawet w domu. Pewnie już prysnął.
Edgar był zły na Boscha, który wyciągnął go z domu. Był zdania, że skoro kości leżały w ziemi dwadzieścia lat, to co zaszkodzi zaczekać do poniedziałku rano, żeby porozmawiać z gościem. Bosch uparł się jednak, że jeśli Edgar się nie zjawi, pojedzie tam sam.
Edgar przyjechał.
– Nie, jest w domu – powiedział Bosch.
– Skąd wiesz?
– Po prostu wiem.
Popatrzył na zegarek i zapisał godzinę i adres w małym notesie. Przemknęło mu przez myśl, że dom, pod którym stali, był chyba tym samym, w którym widział pierwszego dnia, jak ktoś opuszcza zasłonkę.
– Chodźmy – powiedział. – Rozmawiałeś z nim pierwszy, dlatego będziesz gadał. Włączę się, jeśli zajdzie potrzeba.
Wysiedli i podeszli chodnikiem do domu. Przyjechali do Nicholasa Trenta. Mieszkał sam w domu oddalonym o dwie posesje od miejsca znalezienia kości i po przeciwnej stronie ulicy. Podczas wstępnego rozpytywania sąsiadów powiedział Edgarowi, że jest dekoratorem planu w studiu filmowym w Burbank. Był kawalerem. Nic nie wiedział o kościach na wzgórzu i nie potrafił nic wnieść do śledztwa.
Edgar zastukał mocno do drzwi. Czekali chwilę.
– Panie Trent, tu policja – powiedział głośno. – Detektyw Edgar. Proszę otworzyć.