Uniósł pięść, by załomotać w drzwi, gdy zapaliła się lampa na ganku. Następnie otworzyły się drzwi i w cieniu wewnątrz pojawił się biały mężczyzna z wygoloną czaszką. Na jego twarz padała smuga światła z ganku.
– Pan Trent? Jestem detektyw Edgar. To mój partner, detektyw Bosch. Chcielibyśmy wyjaśnić kilka spraw, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu.
Bosch kiwnął głową na powitanie, ale nie wyciągnął ręki. Trent nie odpowiedział, więc Edgar po prostu popchnął drzwi, by otworzyły się szerzej.
– Możemy wejść? – zapytał, przekraczając próg.
– Nie, proszę! – odrzekł szybko Trent.
Edgar przystanął i zrobił zdziwioną minę.
– Proszę pana, mamy tylko kilka pytań.
– Pewnie. Gówno prawda!
– Słucham?
– Wszyscy wiemy, co się tu dzieje. Rozmawiałem już z moim adwokatem. Może pan nie silić się na udawanie. Nie wychodzi to panu.
Harry zrozumiał, że niczego nie osiągną, jeśli będą zachowywać się niewinnie jak kolędnicy. Ruszył naprzód i pociągnął Edgara za ramię. Gdy jego partner cofnął się za próg, Harry popatrzył na Trenta.
– Panie Trent, skoro wiedział pan, że wrócimy, na pewno zdawał pan sobie również sprawę, że sprawdzimy pańską przeszłość. Dlaczego nie powiedział pan o niej przedtem detektywowi Edgarowi? Zaoszczędzilibyśmy trochę czasu. Zamiast tego nabieramy podejrzeń. Na pewno potrafi to pan zrozumieć.
– Bo przeszłość to przeszłość. Nie ja ją wywlokłem. Pogrzebałem ją, i niech tak zostanie.
– Nie, jeśli razem z nią są pogrzebane kości – rzekł oskarżycielskim tonem Edgar.
Harry spojrzał na niego, jakby chciał powiedzieć, że przydałoby mu się trochę więcej finezji.
– Widzicie? – odparł Trent. – Właśnie dlatego mówię, żebyście sobie poszli. Nie mam wam nic do powiedzenia. Nic. Nic o tym nie wiem.
– Panie Trent, napastował pan dziewięcioletniego chłopca – powiedział Harry.
– Było to w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym szóstym roku i zostałem za to ukarany. To przeszłość. Od tego czasu byłem wzorowym obywatelem. Nie mam nic wspólnego z tymi kośćmi na górze.
Harry odczekał chwilę.
– Jeśli to prawda, proszę odpowiedzieć na kilka pytań – odezwał się cicho i spokojnie. – Im szybciej oczyścimy pana z podejrzeń, tym prędzej będziemy mogli zacząć sprawdzać inne możliwości. Musi pan jednak coś zrozumieć. Kości młodego chłopca zostały znalezione sto metrów od domu człowieka, który napastował inne dziecko w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym szóstym roku. Nie obchodzi mnie, jakim pan był od tego czasu obywatelem. Musimy zadać kilka pytań. I zadamy je. Nie mamy wyboru. Czy odpowie pan na nie u siebie w domu, czy z adwokatem na komendzie, pod którą będzie pełno reporterów, zależy jedynie od pana. – Urwał. Trent wpatrywał się w niego przerażony. – Rozumie pan zatem nasze położenie, a my potrafimy zrozumieć pańskie. Chcemy działać szybko i dyskretnie, ale nie możemy tego zrobić bez pańskiej współpracy.
Trent potrząsnął głową, jakby wiedział, że bez względu na to, co zrobi, jego obecne życie pewnie legnie w gruzy. Wreszcie cofnął się i dał znak, by weszli.
Trent był boso. Miał na sobie powiewną, jedwabną koszulę i workowate, czarne szorty, ukazujące chude, pozbawione owłosienia nogi barwy kości słoniowej. Był zbudowany jak drabina – składał się z samych kątów prostych. Zaprowadził policjantów do zatłoczonego antykami pokoju. Usiadł na środku sofy. Bosch i Edgar zajęli dwa skórzane fotele naprzeciw niego. Harry zdecydował, że to on będzie prowadził rozmowę. Nie podobało mu się zachowanie Edgara przy drzwiach.
– Na wszelki wypadek zapoznam pana z pańskimi prawami konstytucyjnymi – powiedział. – Następnie poproszę pana o podpisanie zrzeczenia się obecności adwokata. W ten sposób wszyscy będziemy kryci. Zamierzam również nagrywać naszą rozmowę, by nikt potem niczego nie przekręcił. Jeśli chce pan dostać kopię taśmy, to ją panu udostępnię.
Trent wzruszył ramionami, co Bosch uznał za niechętną zgodę. Po podpisaniu druku schował go do neseseru i wyjął mały magnetofon. Włączył go, podał nazwiska obecnych, datę i godzinę, po czym skinął głową Edgarowi, by poprowadził dalej przepytanie. Zrobił tak, bo na razie obserwacja Trenta i jego siedziby była dla niego ważniejsza od odpowiedzi.
– Panie Trent, od jak dawna mieszka pan w tym domu?
– Od tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego czwartego. Po odpowiedzi się zaśmiał.
– Co w tym zabawnego? – spytał Edgar.
– Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty czwarty. Nie rozumie pan? George Orwell? Wielki Brat?
Wskazał Boscha i Edgara, jakby byli przedstawicielami Wielkiego Brata. Edgar najwidoczniej nie zrozumiał aluzji. Podjął rozmowę na nowo.
– Jest pan lokatorem czy właścicielem?
– Właścicielem. Och, z początku byłem lokatorem, ale w osiemdziesiątym siódmym odkupiłem dom.
– No dobrze. Pracuje pan jako scenograf w branży rozrywkowej?
– Dekorator planu. To różnica.
– Na czym polega?
– Scenograf projektuje scenę i nadzoruje jej konstrukcję. Dekorator wkracza później, uzupełniając ją o szczegóły, przydające charakteru. Rzeczy osobiste postaci, narzędzia i tak dalej.
– Od jak dawna pan się tym zajmuje?
– Dwadzieścia sześć lat.
– Czy pogrzebał pan ciało na wzgórzu?
Trent wstał z rozdrażnieniem.
– Absolutnie nie. Moja stopa nigdy tam nie postała, a wy robicie wielki błąd, marnując czas na mnie, podczas gdy prawdziwy morderca tego biedactwa wciąż chodzi na wolności.
Harry wychylił się naprzód w fotelu.
– Proszę usiąść, panie Trent – powiedział.
Żarliwe zaprzeczenie Trenta sprawiło, że Bosch instynktownie pomyślał, iż mężczyzna jest albo niewinny, albo to jeden z lepszych aktorów, z którymi się zetknął. Trent powoli usiadł na sofie.
– Jest pan inteligentnym człowiekiem – rzekł Harry, postanawiając przejść od razu do rzeczy. – Wie pan dokładnie, o co nam chodzi. Musimy pana zgarnąć albo oczyścić z podejrzeń. Wyjątkowo proste, może więc nam pan pomoże? Zamiast bawić się z nami w ciuciubabkę, niech pan nam lepiej powie, jak możemy pana oczyścić.
Trent uniósł szeroko rozstawione dłonie.
– Nie mam pojęcia! Nie wiem nic o tej sprawie! Jak mam wam pomóc, skoro nie mam o niej zielonego pojęcia?
– Pierwsza możliwość nasuwa się od razu. Może pan nam pozwolić na przeszukanie domu. Jeśli zacznę panu ufać, Trent, niewykluczone, że spojrzę na sprawę z pańskiego punktu widzenia. Na razie jednak… jak powiedziałem, mam pańską kartotekę i kości znalezione po drugiej stronie ulicy. – Harry wystawił przed siebie dłonie, jakby ważył w nich dwie rzeczy, o których wspomniał. – Moim zdaniem nie wygląda to najlepiej.