Trent wstał i gwałtownie wskazał ręką wnętrze domu.
– Proszę bardzo. Czujcie się jak u siebie. Szukajcie do upojenia. Niczego nie znajdziecie, bo nie miałem z tym nic wspólnego. Nic!
Bosch popatrzył na Edgara i kiwnął głową. Był to sygnał, że Edgar ma zajmować uwagę Trenta, podczas gdy Harry będzie się rozglądał.
– Dziękuję panu – powiedział, wstając.
Wchodząc na korytarz, prowadzący na tyły domu, słyszał, jak Edgar pyta Trenta, czy widział jakąś niezwykłą aktywność na wzgórzu, gdzie znaleziono kości.
– Pamiętam tylko, że bawiły się tam dzieci…
Urwał, najwidoczniej zdając sobie sprawę, że każda wzmianka o dzieciach z jego strony sprawia, że wydaje się bardziej podejrzany. Harry obejrzał się, chcąc sprawdzić, czy pali się czerwone światełko na magnetofonie.
– Lubił pan obserwować dzieci bawiące się w lesie? – zapytał
Edgar.
Bosch zatrzymał się na korytarzu poza zasięgiem wzroku Trenta, lecz mógł go słyszeć.
– Nie, nie widziałem ich, jeśli były w lesie. Od czasu do czasu jechałem tam albo wyprowadzałem moją suczkę – kiedy jeszcze żyła – i widziałem, jak dzieciaki się tam wspinały. Dziewczynka z naprzeciwka. Fosterowie z sąsiedniego domu. Wszystkie dzieci z ulicy. To miejska droga – jedyna niezabudowana okolica w sąsiedztwie. Dlatego szły się tam bawić. Niektórzy sąsiedzi podejrzewali, że starsze dzieci tam się kryją, żeby palić papierosy, i martwili się, że spalą cały stok.
– O jak dawnych czasach pan mówi?
– Kiedy się tutaj wprowadziłem. Nie mieszałem się. Sąsiedzi się z tym uporali.
Harry ruszył dalej korytarzem. Dom był mały, niewiele większy niż jego mieszkanie. Korytarz kończył się drzwiami do trzech pokojów. Po bokach znajdowały się sypialnie, a na wprost – szafa na bieliznę. Zajrzał najpierw do niej, ale nie zauważył nic niezwykłego i otworzył drzwi sypialni po prawej. Spał tu Trent. Była schludnie utrzymana, ale blaty biurka i stolika przy łóżku, należących do tego samego kompletu, były zawalone bibelotami. Harry domyślił się, że dekorator wykorzystywał je do przydawania filmowym wnętrzom pozorów autentyczności.
Zajrzał do szafy. Na górnej półce stało kilka pudełek po butach. Zaczął je otwierać; we wszystkich było stare, znoszone obuwie. Trent najwidoczniej miał zwyczaj po kupieniu nowych butów chować stare do pudełek w szafie. Bosch przypuszczał, że to również wiązało się z jego pracą. Otworzył kolejne pudełko i zobaczył w nim parę obuwia roboczego. Zauważył twarde, zaschnięte błoto w protektorze. Pomyślał o ciemnej ziemi w miejscu, gdzie znaleziono kości. Zebrano jej próbki.
Odłożył buty na miejsce i zanotował w pamięci, by uwzględnić je w nakazie rewizji. Na razie dokonywał tylko pobieżnego przeszukania. Gdyby dekorator został podejrzanym w pełnym znaczeniu tego słowa, wtedy wróciliby z nakazem rewizji i dosłownie rozebrali wszystko na części pierwsze, szukając dowodów wiążących go z kośćmi. Obuwie robocze mogło stanowić dobry punkt wyjścia. Trent zdążył już powiedzieć, że nigdy nie był na wzgórzu. Gdyby błoto na obcasie odpowiadało próbkom gleby z wykopalisk, wówczas Trent wpadłby na kłamstwie. Wstępna gra z podejrzanym polegała na wyciśnięciu jego wersji wydarzeń. Następnie przystępowano do szukania w niej kłamstw.
W szafie nic nie zwróciło uwagi Boscha. Tak samo w sypialni po drugiej stronie korytarzyka. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że jeśli Trent był mordercą, miał wiele lat na zatarcie śladów. Miał też trzy dni – od chwili gdy Edgar rozmawiał z nim po raz pierwszy podczas obchodu sąsiednich posesji – na sprawdzenie swoich rzeczy i przygotowanie się na kolejne wizyty policji.
Druga sypialnia służyła jako gabinet i magazyn Trenta. Na ścianie wisiały oprawione plakaty z filmów, przy których zapewne pracował. Bosch widział niektóre z nich w telewizji; rzadko chodził do kina. Zauważył, że w jednej z ram wisi plakat z „The Art of the Cape”. Kilka lat temu prowadził śledztwo w sprawie zamordowania producenta tego filmu. Słyszał, że plakaty z tego filmu zyskały później w hollywoodzkim undergroundzie status kolekcjonerskich rarytasów.
Kiedy skończył przeglądać tyły domu, przeszedł przez drzwi w kuchni do garażu. Było w nim miejsce na dwa samochody; jedno zajmowała furgonetka Trenta. Drugie zastawiono pudłami, oznakowanymi nazwami pokojów. Z początku Harry zdumiał się, że Trent nie skończył się rozpakowywać, chociaż wprowadził się ponad dwadzieścia lat temu. Dopiero później zrozumiał, że zawartość pudeł wykorzystywano do uzupełnienia dekoracji filmowych.
Odwróciwszy się, stwierdził, że cała ściana jest zawieszona łbami dzikich zwierząt. Ich czarne, szklane oczy wpatrywały się w niego nieruchomo. Poczuł przebiegający po plecach dreszcz. Przez całe życie nie znosił widoku tego rodzaju eksponatów – sam nie wiedział dokładnie dlaczego.
Spędził w garażu jeszcze kilka minut, głównie na przetrząsaniu pudła z napisem „Pokój chłopca, 9-12”. Były w nim zabawki, modele samolotów, deskorolka i piłka futbolowa. Wyjął deskę i przyglądał się jej kilka chwil, myśląc przez cały czas o plecaku z nadrukiem „Solid Surf”. Wreszcie odłożył deskę do pudła i je zamknął.
Boczne drzwi w garażu wychodziły na tylne podwórko. Większość równego terenu zajmował basen, dalej zaczynał się stromy stok, porośnięty drzewami. Było zbyt ciemno, by coś dokładnie zobaczyć. Postanowił, że rozejrzy się tu za dnia.
Dwadzieścia minut po wyjściu z salonu Harry wrócił do niego z pustymi rękami. Trent spojrzał na niego z wyczekiwaniem.
– Zadowolony?
– Na razie zadowolony, panie Trent. Doceniam pańską…
– Widzi pan? Nigdy nie ma końca. „Na razie zadowolony”. Nigdy nie dacie mi spokoju, prawda? Gdybym obrabował bank czy handlował narkotykami, mój dług zostałby uznany za spłacony i byście mnie nie dręczyli, ale tylko dlatego, że prawie czterdzieści lat temu obmacałem chłopca, będę winny przez całe życie.
– Chyba nie tylko go pan obmacał – powiedział Edgar. – Dostaniemy jednak akta, niech pan się nie martwi.
Trent ukrył twarz w dłoniach i wymamrotał coś świadczącego, że uznał swoją gotowość do współpracy za pomyłkę. Bosch popatrzył na Edgara, który skinął głową na znak, że skończył i mogą już jechać. Harry wziął magnetofon. Wsunął go do kieszeni marynarki, ale nie wyłączył. Podczas sprawy sprzed roku odebrał cenną lekcję – najważniejsze słowa padają, gdy rozmówca uważa wypytywanie za zakończone.
– Dziękujemy za współpracę, panie Trent. Już sobie pojedziemy, ale może jutro będziemy musieli ponownie porozmawiać. Pracuje pan?
– Boże, nie, nie dzwońcie do mnie do pracy! Potrzebuję jej, przez was ją stracę. Wszystko przez was stracę.
Podał Boschowi numer pagera. Bosch go zapisał i podszedł do drzwi frontowych. Obejrzał się na Edgara.
– Pytałeś o podróże? Nigdzie się nie wybiera, prawda?