Выбрать главу

Edgar popatrzył na dekoratora.

– Panie Trent, pracuje pan w filmie, zatem wie pan, jak idzie ta kwestia. Niech pan da nam znać, jeśli zechce pan opuścić miasto. Jeśli pan tego nie zrobi, a będziemy musieli pana odszukać… nie skończy się to dla pana najlepiej.

– Nigdzie się nie wybieram – powiedział monotonnym, martwym głosem Trent, patrząc gdzieś w przestrzeń. – Idźcie już wreszcie. Zostawcie mnie samego.

Wyszli. Trent zatrzasnął za nimi drzwi z hukiem. U podnóża podjazdu kwitła bugenwilla. Dopóki Bosch jej nie minął, zasłaniała mu widok na lewą stronę ulicy.

Nagle oślepił go błysk ostrego światła. Do dwóch detektywów podeszła dziennikarka z kamerzystą. Harry przez chwilę nic nie widział, potem jego wzrok zaczął przywykać do blasku.

– Witam panów. Judy Surtain, wiadomości Kanału 4. Czy nastąpił przełom w sprawie kości?

– Bez komentarza – warknął Edgar. – Bez komentarza. I proszę zgasić to cholerne światło.

Bosch dojrzał wreszcie dziennikarkę w blasku reflektora. Rozpoznał ją z wcześniejszych programów, była także wśród dziennikarzy zgromadzonych za kordonem policyjnym otaczającym wzgórze. Uświadomił sobie, że nie może w tej sytuacji ograniczyć się do odmówienia komentarza. Musiał uchronić Trenta przed mediami.

– Nie – powiedział. – Nie było żadnego przełomu. Po prostu wykonujemy rutynowe czynności.

Surtain podstawiła mu mikrofon pod nos.

– Dlaczego znów przyjechał pan na tę ulicę?

– Kończymy rutynowe rozpytywanie sąsiadów. Nie miałem jeszcze okazji porozmawiać z mieszkańcem tego domu. Kończyliśmy tę część śledztwa, to wszystko. – Mówił znudzonym tonem, mając nadzieję, że dziennikarka da się nabrać. – Przykro mi – dodał. – Dziś wieczorem nie będzie żadnego wstrząsającego materiału.

– Cóż, czy ten lub którykolwiek z innych sąsiadów okazał się pomocny w śledztwie?

– Hm, wszyscy byli bardzo chętni do współpracy, ale jeśli chodzi o tropy, które moglibyśmy wykorzystać, na razie niewiele mamy. Większość ludzi nawet tu nie mieszkała, kiedy ciało zostało pogrzebane. Dlatego efekty są mizerne. – Bosch wskazał dom Trenta. – Na przykład ten człowiek. Właśnie się dowiedzieliśmy, że kupił dom dopiero w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym siódmym roku, a jesteśmy zupełnie pewni, że kości były już wtedy na wzgórzu.

– W takim razie wracacie do punktu wyjścia?

– Mniej więcej. I to naprawdę wszystko, co mogę powiedzieć. Dobranoc.

Przepchnął się obok dziennikarki w stronę samochodu. Kilka chwil potem reporterka dogoniła go przy drzwiach – bez kamerzysty.

– Potrzebne nam pańskie nazwisko, detektywie.

Harry otworzył portfel i podał dziennikarce wizytówkę, na której znajdował się główny numer komendy, następnie się pożegnał.

– Niech pan posłucha, jeśli jest cokolwiek, co może mi pan powiedzieć – wie pan, nieoficjalnie – nie ujawnię, że dowiedziałam się od pana – rzekła Judy Surtain. – Rozumie pan, nie jesteśmy nagrywani, więc może pan mówić wszystko.

– Nie mam nic do powiedzenia – odparł Harry, otwierając drzwi wozu. – Życzę udanego wieczoru.

Edgar zaklął w chwili, gdy drzwi się zamknęły.

– Skąd, do diabła, wiedziała, że tu będziemy?

– Pewnie dal jej znać któryś z sąsiadów – odparł Bosch. – Była tu przez całe dwa dni wykopalisk. Jest sławna. Przymilała się do mieszkańców, zaprzyjaźniła z niektórymi. Na dodatek przyjechaliśmy wozem służbowym. Równie dobrze mogliśmy zwołać konferencję prasową.

Pomyślał o beznadziejności pracy detektywa, który musi jeździć samochodem w barwach czarnej i białej. Był to efekt programu mającego zapewnić, że obecność policji na ulicach stanie się bardziej widoczna. Detektywi ze wszystkich wydziałów otrzymali w rezultacie do dyspozycji wozy w służbowych barwach – pozbawione świateł na dachach oraz godła, ale i tak rzucające się w oczy.

Patrzyli, jak dziennikarka i kamerzysta podchodzą do drzwi domu Trenta.

– Chce z nim rozmawiać – zauważył Edgar.

Bosch szybko sięgnął do neseseru po telefon komórkowy. Chciał zadzwonić do Trenta i powiedzieć mu, by nie odpowiadał na żadne pytania, kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma sygnału.

– Diabli nadali – burknął.

– I tak za późno – powiedział Edgar. – Miejmy tylko nadzieję, że facet zachowa się rozsądnie.

Harry zobaczył Trenta w drzwiach frontowych, całego skąpanego w białym świetle reflektora. Mężczyzna powiedział kilka słów, po czym machnął ręką i zatrzasnął drzwi.

– Dobrze – ocenił Edgar.

Harry uruchomił samochód, zawrócił i ruszył w dół kanionu do komendy.

– I co dalej? – spytał Edgar.

– Musimy wyciągnąć akta jego sprawy i zobaczyć, o co w niej chodziło.

– Zajmę się tym przed wszystkim innym.

– Nie. Najpierw musimy dostarczyć wnioski o wydanie dokumentacji ze szpitali. Czy Trent pasuje na podejrzanego czy nie, i tak najpierw musimy zidentyfikować dzieciaka, żeby go z nim powiązać. Spotykamy się o ósmej w sądzie Van Nuys. Podzielimy się wnioskami, kiedy sędzia je podpisze.

Bosch wybrał sąd w Van Nuys, ponieważ Edgar mieszkał w pobliżu, dzięki czemu mogli rozdzielić się rano od razu po zatwierdzeniu wniosków przez sędziego.

– A co z nakazem rewizji u Trenta? – spytał Edgar. – Widziałeś cokolwiek, czemu warto by się przyjrzeć?

– Niewiele. Ma deskorolkę w pudle w garażu. Do pracy, rozumiesz.

Do dekorowania planu. Na jej widok przypomniałem sobie koszulę ofiary. Trent ma też robocze buty z błotem w podeszwach. Może będzie odpowiadało próbkom ze wzgórza, ale nie liczę na to, że rewizja coś da. Facet miał dwadzieścia lat na zatarcie śladów. Jeżeli to on.

– Nie uważasz tak?

Harry pokręcił głową.

– Chronologia się nie zgadza. Osiemdziesiąty czwarty to trochę za późno. Sam skraj naszego przedziału czasowego.

– Myślałem, że chodzi o okres od siedemdziesiątego piątego do osiemdziesiątego piątego.

– Bo tak jest. Ogólnie rzecz biorąc. Słyszałeś jednak, co powiedział Golliher. Od dwudziestu do dwudziestu pięciu lat temu, czyli w najlepszym razie początek lat osiemdziesiątych. Nie sądzę, żeby można było uznać za początek rok osiemdziesiąty czwarty.

– Cóż, może Trent przeprowadził się tutaj właśnie ze względu na ciało. Zakopał tu wcześniej dzieciaka i chciał być blisko, dlatego się wprowadził. Przecież wiesz, Harry, że tacy goście mają poprzestawiane we łbach.

Bosch pokiwał głową.

– Coś w tym jest. Tyle że nie czułem, żeby facet kręcił. Uwierzyłem mu.

– Twój szósty zmysł już cię zawodził, Harry.