Zakreślił na kartce słowa „deskorolka”. Otworzył neseser i wyjął wizytówkę Billa Gollihera. Zadzwonił pod pierwszy numer; zgłosiła się automatyczna sekretarka w gabinecie antropologa na uniwersytecie. Zatelefonował więc pod drugi numer i zastał Gollihera na lunchu w Westwood Village.
– Mam krótkie pytanie. O obrażenia, przez które trzeba było otwierać czaszkę.
– Krwiak.
– Właśnie. Mógł go spowodować upadek z deskorolki?
Nastąpiło milczenie. Bosch pozwolił Golliherowi się zastanowić. Pracownik, odbierający telefony na ogólnych liniach, podszedł do stołów detektywów z wydziału zabójstw i pokazał Boschowi pacyfę. Harry zakrył słuchawkę.
– Kto dzwoni?
– Kiz Rider.
– Powiedz, żeby zaczekała. – Odsłonił słuchawkę. – Jest pan tam, doktorze?
– Tak, po prostu się zastanawiam. To możliwe, zależy, na co upadł. Powiedziałbym jednak, że nie, jeśli wywalił się po prostu na ziemię. Złamanie ma małą powierzchnię, co sugeruje, że obszar kontaktu był niewielki. Jest też położone w górnej części czaszki, a nie z tyłu. Obrażenie z tyłu czaszki jest charakterystyczne przy upadku na w miarę płaską powierzchnię. – Bosch poczuł się, jak balon, z którego wypuszczono powietrze. Miał nadzieję, że udało się zidentyfikować ofiarę. – Pyta pan o jakąś konkretną osobę? – spytał Golliher.
– Tak, właśnie dostaliśmy telefon.
– Macie prześwietlenia, dokumentację chirurgiczną?
– Pracuję nad tym.
– Cóż, chciałbym je obejrzeć dla porównania.
– Kiedy tylko je dostanę. A co z innymi obrażeniami? Mogły być skutkiem jeżdżenia na desce?
– Niektóre na pewno tak – odparł Golliher. – Powiedziałbym jednak, że nie wszystkie. Żebra, złamania wskutek skręcenia kończyn – a na dodatek złamania z bardzo wczesnego dzieciństwa. Chyba niewielu trzylatków jeździ na deskorolce.
Bosch pokiwał głową i spróbował jeszcze wymyślić jakieś pytania.
– Wie pan, detektywie, że w przypadkach maltretowania zgłaszane przyczyny obrażeń często nie odpowiadają prawdziwym?
– Zdaję sobie z tego sprawę. Ktokolwiek zabrał chłopaka do izby przyjęć, na pewno nie przyznał się, że uderzył go latarką czy czymś w tym rodzaju.
– Właśnie. Opowiedział zmyśloną historyjkę, a dziecko się jej trzymało.
– O wypadku na desce.
– Możliwe.
– No dobrze, doktorze, muszę kończyć. Dostarczę panu prześwietlenia, kiedy tylko je dostanę. Dzięki.
Wcisnął klawisz drugiej linii.
– Kiz?
– Cześć, Harry, co słychać?
– Urwanie głowy. O co chodzi?
– Strasznie się czuję, Harry. Chyba spieprzyłam.
Bosch odchylił się na fotelu. Nie podejrzewałby, że to ona.
– Kanał 4?
– No… Hm, wczoraj, kiedy wyjechałeś już z centrali, mój parter skończył oglądać mecz i zapytał mnie, co tam porabiałeś, no i mu powiedziałam. Wciąż staram się ułożyć z nim jakoś stosunki, rozumiesz, Harry? Powiedziałam mu, że sprawdzałam dla ciebie nazwiska i mieliśmy jedno trafienie. Że jeden z sąsiadów jest notowany za molestowanie dziecka. Tylko tyle mu wygadałam. Przysięgam, Harry.
Bosch westchnął ciężko. W istocie poczuł się lepiej. Instynkt nie zwiódł go co do Kiz Rider. Nie ona była źródłem przecieku. Po prostu powiedziała prawdę komuś, komu powinna ufać.
– Kiz, już mi za to siedzi na karku wydział spraw wewnętrznych. Skąd wiesz, że to Thornton nadał sprawę Kanałowi 4?
– Kiedy dzisiaj rano szykowałam się do pracy, widziałam materiał w telewizji. Wiem, że Thornton zna tę dziennikarkę. Tę Surtain. Pracowałam z nim kilka miesięcy nad pewną sprawą – chodziło o morderstwo w Westside popełnione dla polisy ubezpieczeniowej. Było o niej trochę głośno w mediach, a Thornton przekazywał tej dziennikarce nieoficjalnie informacje. Wczoraj, kiedy wypaplałam mu o trafieniu, powiedział, że musi iść do ubikacji. Zabrał rubrykę sportową z gazety i poszedł, ale nie było go w toalecie. Mieliśmy wezwanie, dlatego udałam się za nim i waliłam w drzwi, że musimy się zwijać. Nie odpowiadał. Nie zastanawiałam się nad tym, aż dzisiaj rano zobaczyłam wiadomości. Myślę, że nie poszedł do toalety, ale do innego gabinetu albo do telefonu w holu, żeby do niej zadzwonić.
– No, to wiele tłumaczy.
– Naprawdę mi przykro, Harry. W telewizji przedstawili cię w paskudnym świetle. Zgłoszę się do wydziału spraw wewnętrznych.
– Wstrzymaj się, Kiz. Na razie. Dam ci znać, czy chcę, żebyś się do nich zgłosiła. A ty co zrobisz?
– Poszukam nowego partnera. Nie mogę pracować z tym facetem.
– Uważaj. Zaczniesz zmieniać partnerów jak rękawiczki, to niedługo zostaniesz zupełnie sama.
– Wolę pracować sama niż z jakiś dupkiem, któremu nie ufam.
– Racja.
– A ty? Oferta wciąż stoi?
– Co, jestem dupkiem, któremu możesz ufać?
– Wiesz, o co mi chodzi.
– Oferta stoi. Wystarczy, że…
– Harry, muszę już kończyć. On tu idzie.
– Dobra, na razie.
Bosch rozłączył się i otarł usta dłonią, myśląc, co powinien zrobić z Thorntonem. Mógł opowiedzieć Carol Bradley, czego dowiedział się od Kiz. Pozostawał jednak zbyt duży margines błędu. Nie czułby się komfortowo, idąc z doniesieniem do wydziału spraw wewnętrznych, póki nie zyska pewności. Sama myśl o jakimkolwiek doniesieniu napełniała go obrzydzeniem, ale w tym wypadku ktoś szkodził śledztwu Boscha. A tego nie mógł puścić płazem.
Po kilku minutach obmyślił plan działania. Popatrzył na zegarek. Była za dziesięć dwunasta. Zadzwonił z powrotem do Kiz Rider.
– Tu Harry. Jest tam?
– Tak. Dlaczego pytasz?
– Powtarzaj za mną, jakbyś była podekscytowana. „Naprawdę, Harry? Udało ci się? Świetnie! Kto to był?”.
– Udało ci się, Harry? Świetnie! Kto to był?
– Dobra, teraz słuchasz, słuchasz, słuchasz. Teraz mówisz: „Jak dziesięciolatek dostał się tutaj z Nowego Orleanu?”.
– Jak dziesięcioletni chłopak zdołał tutaj dotrzeć aż z Nowego Orleanu?
– Idealnie. Teraz rozłącz się i nic nie mów. Jeśli Thornton cię zapyta, powiedz mu, że zidentyfikowaliśmy dzieciaka po dokumentacji stomatologicznej. Był to dziesięcioletni uciekinier z Nowego Orleanu, ostatni raz widziano go w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym piątym roku. Jego rodzice lecą tu właśnie samolotem, a komendant zwołał na czwartą konferencję prasową, żeby o wszystkim opowiedzieć.
– Dobrze, Harry. Trzymaj się.