– No dobrze, doktorze, wyciągaj pan swoją czarną walizeczkę – ustąpił Bosch. – Wyjmę tylko drugą koszulę.
Kilka minut później w domu Guyota lekarz oczyścił głębokie zadrapanie na boku Harry'ego i unieruchomił mu plastrem żebra. Detektyw poczuł ulgę, ale i tak go bolało. Guyot powiedział, że nie może już wypisywać recept, ale zasugerował, by Bosch i tak nie brał niczego mocniejszego od aspiryny.
Bosch przypomniał sobie, że po usunięciu kilka miesięcy wcześniej zęba mądrości została mu fiolka z kilkoma tabletkami vicodinu. Mógł pozbyć się bólu, gdyby zaszła taka potrzeba.
– Nic mi nie będzie – powtórzył. – Dziękuję, że pan to opatrzył.
– Nie ma za co.
Bosch włożył nową koszulę i przyglądał się, jak lekarz składa zestaw do pierwszej pomocy. Zastanawiał się, jak dawno Guyot miał ostatniego pacjenta.
– Kiedy przeszedł pan na emeryturę? – zapytał.
– Za miesiąc minie rok.
– Brakuje panu pracy?
Guyot odwrócił się od zestawu i przyjrzał się Boschowi.
– Codziennie. Nie brak mi samej pracy – wie pan, konkretnych przypadków. Ta robota jednak coś znaczyła. Tego mi brakuje.
Boschowi przypomniało się, jak Julia Brasher określiła pracę w wydziale zabójstw. Pokiwał głową na znak, że rozumie słowa Guyota.
– Powiedział pan, że tam na górze jest miejsce przestępstwa? – zapytał lekarz.
– Tak. Znalazłem więcej kości. Muszę zadzwonić i zorientować się, co dalej. Mogę skorzystać z pańskiego telefonu? Nie sądzę, żeby moja komórka tu działała.
– Nie, nigdy nie działają w kanionie. Niech pan skorzysta z aparatu na biurku. Zostawię pana samego.
Guyot wyszedł z gabinetu, zabierając zestaw do pierwszej pomocy. Bosch okrążył biurko i usiadł. Pies leżał obok krzesła. Zwierzę podniosło łeb i jakby się zdziwiło, widząc obcego człowieka na miejscu pana.
– Calamity, czyli Nieszczęście – powiedział Bosch. – Myślę, że zapracowałaś dzisiaj na swoje imię.
Pogłaskał sukę po karku. Calamity zawarczała, szybko więc cofnął dłoń, zastanawiając się, czy przyczyną wrogiej reakcji suki była tresura, czy coś, co w nim tkwiło.
Podniósł słuchawkę i zadzwonił do domu swojej przełożonej, porucznik Grace Billets. Wyjaśnił, co znalazł przy Wonderland Avenue i wyżej na wzgórzu.
– Na jak stare wyglądają te kości, Harry? – zapytała porucznik.
Bosch popatrzył na fotografię małych kości, które znalazł w ziemi. Zdjęcie było fatalne; błysk flesza spowodował nadmierną ekspozycję; zrobił je ze zbyt małej odległości.
– Bo ja wiem, wyglądają na stare. Moim zdaniem mają wiele lat.
– W takim razie nic na miejscu przestępstwa nie będzie świeże.
– Może świeżo wygrzebane, ale wszystkie są tu od dawna.
– O to mi chodziło. Wobec tego powinniśmy na razie wbić kołek, że to nasza działka, i przyszykować się do powrotu jutro. Cokolwiek leży na wzgórzu, przez noc nigdzie się nie podzieje.
– Owszem – przytaknął Bosch. – Też tak uważam.
Porucznik Billets zastanowiła się chwilę przed następnymi słowami.
– Harry…
– Tak?
– Zmniejszają budżet, zwalniają ludzi… i potrzebne nam sprawy, które można zamknąć.
– No dobrze, wdrapię się na górę i zagrzebię kości z powrotem. Powiem lekarzowi, żeby nie spuszczał więcej psa ze smyczy.
– Daj spokój, Harry, wiesz, o co mi chodzi. – Grace Billets westchnęła głośno. – Pierwszy dzień roku i od razu mamy pod górkę. – Bosch milczał, pozwalając jej odreagować administracyjne frustracje. Nie potrwało to długo i to właśnie między innymi w niej lubił. – No dobra, wydarzyło się dzisiaj coś jeszcze?
– Niewiele. Parę samobójstw, na razie to wszystko.
– W porządku. O której zamierzasz jutro zacząć?
– Chciałbym przyjechać jak najwcześniej. Podzwonię i zobaczę, co uda mi się zorganizować. Dopilnuję, żeby ktoś potwierdził identyfikację kości, zanim zabierzemy się do pracy.
– Dobrze, informuj mnie.
Bosch przytaknął i odłożył słuchawkę. Zadzwonił następnie do domu Teresy Corazon, patologa okręgowego. Chociaż ich związek skończył się całe lata temu i od tej pory Teresa przeprowadziła się co najmniej dwa razy, zachowywała ten sam numer, który Harry zna na pamięć. Teraz się przydał. Wyjaśnił jej, co się dzieje i że potrzebuje oficjalnego potwierdzenia, iż kość jest ludzka, nim uruchomi dochodzenie. Powiedział jej też, że w razie potwierdzenia ekipa archeologiczna musi jak najszybciej rozpocząć badanie miejsca przestępstwa.
Corazon zawiesiła połączenie i wznowiła je po pięciu minutach.
– W porządku – powiedziała. – Nie udało mi się dodzwonić do Kathy Kohl. Nie ma jej w domu.
Bosch wiedział, że Kathy Kohl jest archeologiem w biurze patologa okręgowego. Przyczyną włączenia jej do personelu jako pełnoetatowego pracownika było odnajdywanie kości ofiar morderstw, zakopywanych na pustyni na północy stanu. Co tydzień natrafiano tam na jakieś zwłoki. Kathy Kohl miała w tej dziedzinie dużą praktykę. Bosch orientował się, że właśnie ona zostanie wyznaczona do przeczesania okolicy Wonderland Avenue w poszukiwaniu pozostałych szczątków.
– I co mam zrobić? Chcę, by pochodzenie kości zostało potwierdzone jeszcze dzisiaj wieczorem.
– Nie gorączkuj się tak, Harry. Kiedyś byłeś bardziej cierpliwy. Zachowujesz się jak pies z kością. Przepraszam, kalambur był niezamierzony.
– To było dziecko, Tereso. Możemy mówić poważnie?
– Po prostu przyjedź do mnie. Obejrzę tę kość.
– A jutro?
– Sama zajmę się zorganizowaniem wszystkiego. Zostawię wiadomość dla Kathy. Gdy tylko skończymy, zadzwonię do niej do biura i poproszę o wezwanie jej przez pager. Wyjedzie od razu po wschodzie słońca. Na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles mamy biegłego antropologa sądowego. Wezwiemy go po odkopaniu kości, jeśli tylko jest w mieście. Sama też przyjadę. Jesteś zadowolony?
Ostatnie słowa sprawiły, że Bosch zamilkł na chwilę.
– Tereso – powiedział w końcu. – Chcę, by ta sprawa na razie nie nabrała rozgłosu.
– Co sugerujesz?
– Że nie jestem pewny, czy powinien się tam znaleźć naczelny patolog okręgu Los Angeles. Poza tym od dawna nie widziałem cię na miejscu zbrodni bez towarzystwa kamerzysty.
– Harry, to tylko prywatnie wynajęty operator wideo, rozumiesz? Mam całkowitą kontrolę nad tym, do czego używane są kręcone przez niego filmy. Nie wylądują w wiadomościach o szóstej.
– Skoro tak twierdzisz. Po prostu sądzę, że w tej sprawie musimy uniknąć jakichkolwiek komplikacji. Chodzi o dziecko. Wiesz, jak to jest.