– Przyjeżdżaj z kością, i tyle. Za godzinę muszę wyjść.
Rozłączyła się bez pożegnania.
Pożałował, że nie zachował się wobec Teresy Corazon nieco bardziej dyplomatycznie, ale był zadowolony, że wyraził swoją opinię. Teresa Corazon była osobistością, regularnie występowała na kanale Court TV i w programach sieci telewizyjnych jako ekspert kryminalistyczny. Nauczyła się również zabierać ze sobą kamerzystę, dzięki czemu miała zarejestrowany materiał filmowy, który później pojawiał się w najrozmaitszych programach policyjnych i prawniczych wielu stacji telewizji satelitarnej i kablowej. Harry nie zamierzał dopuścić, by ambicje rozreklamowanego patologa utrudniły mu dochodzenie w sprawie, która wyglądała na morderstwo dziecka.
Uznał, że zadzwoni do wydziałów służb specjalnych policji i K-9 dopiero po uzyskaniu potwierdzenia identyfikacji kości. Wstał, opuścił gabinet i zaczął rozglądać się za Guyotem.
Lekarz siedział w kuchni przy stole i zapisywał coś w kołonotatniku. Podniósł głowę, gdy Bosch wszedł.
– Zanotowałem parę uwag o pańskim leczeniu. Prowadzę dokumentację każdego pacjenta, z jakim miałem do czynienia.
Bosch jedynie kiwnął głową, chociaż uznał za dziwne, że Guyot pisze o nim.
– Już sobie pójdę, doktorze. Wrócę jutro, i to nie sam. Może znowu będziemy musieli skorzystać z pańskiego psa. Będzie pan w domu?
– Tak i z radością pomogę. Jak żebra?
– Bolą.
– Tylko kiedy pan oddycha, prawda? Potrwa to około tygodnia.
– Dziękuję, że pan się mną zajął. Nie potrzebuje pan tego pudełka na buty, prawda?
– Nie, nawet bym go nie chciał.
Bosch ruszył do drzwi frontowych, ale odwrócił się jeszcze w stronę Guyota.
– Doktorze, mieszka pan tu sam?
– Obecnie tak. Moja żona zmarła dwa lata temu. Miesiąc przed pięćdziesiątą rocznicą ślubu.
– Współczuję.
Guyot pokiwał głową.
– Córka ma własną rodzinę w Seattle – powiedział. – Widuję się z nimi tylko od wielkiego święta.
Bosch miał ochotę zapytać dlaczego, ale się powstrzymał. Jeszcze raz podziękował lekarzowi i wyszedł.
Wyjeżdżając z kanionu i skręcając w stronę domu Teresy Corazon w Hancock Park, Harry przytrzymywał ręką pudełko po butach, żeby nie zsunęło się z siedzenia. Ogarniało go przygnębienie, miał dziś wyjątkowego pecha. Trafiła mu się sprawa najgorsza z możliwych. Morderstwo dziecka.
Sprawy dotyczące dzieci były okropne. Dręczyły człowieka. Nie istniała kamizelka kuloodporna dość gruba, by uchronić od zadawanych przez nie ran. Sprawy dzieci powodowały, że do człowieka docierało, iż świat jest pełen zagubionego światła.
Rozdział 4
Teresa Corazon mieszkała w rezydencji w stylu śródziemnomorskim z brukowanym podjazdem, miała nawet od frontu sadzawkę dla karpi koi. Osiem lat wcześniej, podczas krótkiego związku Boscha z Teresą, zajmowała mieszkanie z jedną sypialnią w szeregowcu. Obecny dom i styl życia zawdzięczała fortunie, którą zarobiła na występach w telewizji. Teresa w niczym nie przypominała już kobiety, pojawiającej się bez zapowiedzi o północy na progu mieszkania Boscha z tanią butelką wina w ręku i kasetą wideo z ulubionym filmem. Kobiety chorobliwie ambitnej, ale jeszcze nieumiejącej wykorzystać swojej pozycji do wzbogacenia się.
Bosch wiedział, że przypomina jej to, co straciła, by zyskać obecny status. Nic dziwnego, że kontaktowali się rzadko i zawsze towarzyszyły temu jakieś spięcia, ale ich spotkania były równie nieuniknione jak wizyty u dentysty.
Zaparkował na podjeździe i wysiadł, wziął ze sobą zdjęcia z polaroidu i pudełko po butach. Okrążając samochód, zajrzał do sadzawki i zobaczył poruszające się pod powierzchnią ryby. Uśmiechnął się, przypominając sobie „Chinatown” i to, jak często oglądał ten film podczas roku spędzonego z Teresą. Pamiętał, jak spodobał się jej sposób przedstawienia w nim koronera. Nosił czarny rzeźniczy kitel i zajadał kanapkę, badając trupa. Bosch wątpił, by Teresa miała teraz takie samo poczucie humoru jak kiedyś.
Zapaliła się lampa wisząca nad masywnymi drewnianymi drzwiami. Teresa otworzyła, nim do nich dotarł. Miała na sobie ciemne spodnie i kremową bluzkę. Prawdopodobnie wybierała się na noworoczne przyjęcie. Popatrzyła nad ramieniem Boscha na jego samochód w policyjnych barwach, chociaż nieoznakowany.
– Uwińmy się, zanim zalejesz mi olejem podjazd.
– Mnie też miło cię widzieć, Tereso.
– To to? – Wskazała pudełko.
– Owszem.
Podał jej zdjęcia i zaczął mówić, zdejmując przykrywkę. Najwyraźniej nie zamierzała zaprosić go na lampkę noworocznego szampana.
– Chcesz to zrobić tutaj?
– Mam mało czasu. Myślałam, że przyjedziesz wcześniej. Co za kretyn je zrobił?
– No, ja.
– Nic na nich nie widać. Masz rękawiczkę?
Bosch wyciągnął lateksową rękawiczkę z kieszeni marynarki i podał ją Teresie. Wyjął jej z ręki fotografie i schował je do wewnętrznej kieszeni. Teresa z wprawą naciągnęła rękawiczkę i sięgnęła do otwartego pudełko. Przytrzymała kość pod światło. Bosch milczał. Czuł silną woń jej perfum – pozostałość z czasów, kiedy spędzała więcej godzin na salach sekcyjnych.
Po pięciu sekundach Teresa odłożyła kość do pudełka.
– Ludzka.
– Na pewno?
Spojrzała na niego z niechęcią, ściągając z trzaskiem rękawiczkę.
– To kość ramienna. Powiedziałabym, że dziesięcioletniego dziecka. Może przestałeś doceniać moje umiejętności, Harry, ale nadal znam się na tym.
Wrzuciła rękawiczkę do pudełka na wierzch kości. Bosch zniósłby wszelkie jej docinki, ale zirytował go sposób, w jaki bezceremonialnie rzuciła kawałek tworzywa sztucznego na szczątki dziecka.
Włożył dłoń do pudła i wyjął rękawiczkę. Przypomniał coś sobie i podał ją Teresie.
– Mężczyzna, którego pies znalazł kość, powiedział, że jest na niej ślad złamania. Wygojonego. Zechcesz się przyjrzeć…
– Nie, jestem spóźniona na spotkanie. Już wiesz, że jest ludzka. Uzyskałeś potwierdzenie. Dalsze oględziny nastąpią później, we właściwych warunkach w biurze patologa. Naprawdę muszę już iść. Będę na miejscu jutro rano.
Spojrzał jej w oczy.
– Nie wątpię, Tereso. Baw się dobrze.
Odwróciła od niego wzrok i skrzyżowała ramiona na piersiach. Bosch ostrożnie nakrył pudełko, skinął Teresie głową i zawrócił do samochodu. Usłyszał zamykające się za nim ciężkie drzwi.