Выбрать главу

Grace Billets milczała przez chwilę, najwidoczniej nie wiedząc, jak odpowiedzieć.

– A co myśli Jerry? – spytała w końcu.

– Nie wiem. Jest szczęśliwy z powodu wyjaśnienia sprawy.

– Wszyscy jesteśmy, Harry. Pod warunkiem że złapaliśmy właściwego człowieka. Masz coś konkretnego? Cokolwiek na poparcie swoich wątpliwości?

Bosch ostrożnie dotknął policzka. Opuchlizna się zmniejszyła, ale rana nadal była wrażliwa na dotyk. Nie mógł się jednak powstrzymać od jej obmacywania.

– Pojechałem dzisiaj na miejsce znalezienia kości. Z manekinem z laboratorium kryminalistycznego. Trzydziestopięciokilogramowym. Dostałem się na górę, ale kosztowało mnie to cholernie dużo wysiłku.

– No to udowodniłeś, że to możliwe. W czym problem?

– Wciągałem manekin, a facet trupa swojego syna. Byłem trzeźwy, Delacroix mówi, że był nawalony. Byłem tam wcześniej, on nie. Nie sądzę, żeby to zrobił. Przynajmniej nie sam.

– Myślisz, że ktoś mu pomagał? Może córka?

– Może ktoś mu pomagał, a może nigdy go tam nie było. Sam nie wiem. Rozmawialiśmy dzisiaj wieczór z córką. Nie będzie zeznawała przeciwko tatusiowi. Ani jednego złego słowa. Człowiek zaczyna się zastanawiać: a może zrobili to we dwoje? Ale nie. Gdyby brała w tym udział, to po co miałaby do nas dzwonić i umożliwić nam zidentyfikowanie kości? Bez sensu.

Grace Billets nie odpowiedziała. Harry popatrzył na zegarek. Była jedenasta. Chciał obejrzeć dziennik. Wyłączył magnetowid i włączył Kanał 4.

– Ogląda pani wiadomości? – zapytał Grace Billets.

– Tak. Na czwórce.

Był to główny temat: ojciec morduje syna, grzebie ciało i przez psa dwadzieścia lat później zostaje aresztowany. Idealna historia z Los Angeles. Bosch oglądał w milczeniu, podobnie jak porucznik Billets. Sprawozdanie Judy Surtain nie zawierało żadnych nieścisłości, które rzucałyby się w oczy. Zdziwiło go to.

– Nieźle – powiedział, gdy materiał się skończył. – Wreszcie powiedzieli prawdę.

Wyciszył ponownie dźwięk w chwili, gdy spiker przeszedł do następnego tematu. Bosch przez chwilę milczał, patrząc w ekran. Tym razem chodziło o ludzkie kości, znalezione w dołach asfaltowych w La Brea. Pokazano Gollihera na konferencji prasowej, stojącego przed wianuszkiem mikrofonów.

– Odezwij się, Harry – powiedziała Grace Billets. – Co jeszcze cię dręczy? Musi chodzić o coś więcej niż tylko przeczucie, że facet tego nie zrobił. Jeżeli idzie o córkę, nie dziwię się, że zadzwoniła z informacją o bracie. Przecież oglądała dziennik. Materiał o Trencie. Może pomyślała, że uda mu się to przyczepić. Po dwudziestu latach zamartwiania się wreszcie mogła zwalić to na kogoś innego.

Potrząsnął głową, chociaż wiedział, że jego rozmówczyni tego nie widzi. Nie sądził, by Sheila była zdolna zadzwonić na policję z informacją o swoim bracie, jeśli uczestniczyła w jego zamordowaniu.

– Bo ja wiem? – powiedział. – Naprawdę mi się to nie zgadza.

– To co zamierzasz zrobić?

– Jutro przejrzę wszystko od nowa. Zacznę od początku.

– Kiedy Delacroix zostanie postawiony w stan oskarżenia? Jutro?

– Tak.

– Nie masz dość czasu, Harry.

– Wiem, ale i tak to zrobię. Już wypatrzyłem sprzeczność, której wcześniej nie dostrzegałem.

– Co?

– Delacroix powiedział, że zabił chłopaka rano, kiedy zorientował się, że nie poszedł do szkoły. Gdy przesłuchiwaliśmy po raz pierwszy córkę, powiedziała, że Arthur nie wrócił ze szkoły. To różnica.

Billets odchrząknęła prosto w słuchawkę.

– To drobiazg, Harry. Minęło ponad dwadzieścia lat, a Delacroix był pijany. Domyślam się, że sprawdzisz dziennik w szkole?

– Jutro.

– No to wyjaśnisz tę sprawę. Jak siostra może mieć zresztą pewność, czy chłopak poszedł do szkoły, czy nie? Wie tylko, że później nie było go w domu. Nie przekonałeś mnie.

– Wiem. Nawet się nie staram. Mówię pani tylko, czemu muszę się przyjrzeć.

– Czy znaleźliście cokolwiek podczas rewizji w przyczepie?

– Jeszcze jej nie zrobiliśmy. Delacroix zaczął mówić, kiedy tylko weszliśmy. Pojedziemy tam jutro po postawieniu go w stan oskarżenia.

– Ile jest ważny nakaz?

– Czterdzieści osiem godzin. Zmieścimy się w czasie.

Rozmowa o przyczepie nagle przypomniała Harry'emu o kocie Delacroix. Tak pochłonęło ich przyznanie się podejrzanego do winy, że zapomniał o załatwieniu opieki dla zwierzęcia.

– Cholera.

– Słucham?

– Nie, nic. Zapomniałem o kocie. Delacroix miał kota. Powiedziałem, że poproszę sąsiadkę, żeby się nim zajęła.

– Powinieneś był zadzwonić do schroniska.

– Facet prosił, żebyśmy tego nie robili. Ma pani koty, chyba go pani rozumie.

– No tak, ale nie wezmę jeszcze jednego.

– Nie, nie o to mi chodziło. Chcę tylko wiedzieć, ile kot może wytrzymać bez jedzenia i wody.

– To znaczy, że nie zostawiłeś mu nic do jedzenia?

– Zostawiliśmy, ale pewnie już nic nie ma.

– No, jeśli dzisiaj go nakarmiliście, to pewnie do jutra wytrzyma, chociaż nie będzie zbyt zadowolony. Może narobić trochę bałaganu.

– Widać było, że już to zrobił. Chyba już skończymy, dobrze? Chcę obejrzeć resztę taśmy i zorientować się, na czym stoimy.

– No dobrze, nie zatrzymuję cię, ale nie zaglądaj darowanemu koniowi w zęby, Harry. Wiesz, o co mi chodzi?

– Chyba tak.

Skończyli rozmowę i Bosch włączył ponownie nagranie z przesłuchania. Natychmiast je jednak wyłączył. Nie potrafił przestać myśleć o kocie. Powinien był zapewnić mu jakąś opiekę.

Postanowił, że wyjdzie jeszcze raz.

Rozdział 42

Zbliżając się do przyczepy Delacroix, Bosch zobaczył, że we wszystkich oknach pali się światło. Było pogaszone, gdy dwanaście godzin wcześniej odjeżdżali z podejrzanym. Przejechał obok i zaparkował na pustym miejscu kilka przyczep dalej. Zostawił pudełko z kocią karmą w samochodzie, zawrócił pod przyczepę Delacroix i stanął w tym samym miejscu co w chwili, gdy Edgar walił w drzwi. Mimo późnej pory od strony autostrady dobiegał stały szum, który skutecznie tłumił odgłosy dochodzące z wnętrza przyczepy.

Wysunął pistolet z kabury i podszedł do drzwi. Uważnie stanął na pustakach i nacisnął klamkę. Drzwi były otwarte. Bosch nachylił się ku drzwiom, ale i teraz nic nie usłyszał. Zaczekał jeszcze chwilę, po cichu i powoli drugi raz nacisnął klamkę, uchylił drzwi i uniósł broń.