– Wie pani, czy George Portugal przyjdzie przedstawić zarzuty Samuelowi Delacroix? Czwartkowa sprawa.
– Tak, przyjdzie – odpowiedziała, nie podnosząc wzroku. – Właśnie z nim rozmawiałam.
Wreszcie podniosła spojrzenie i natychmiast dostrzegła rozcięcie na policzku Harry'ego. Zdjął tego ranka opatrunki przed prysznicem, ale skaleczenie nadal było wyraźne.
– Trzeba czekać co najmniej godzinę. Delacroix ma obrońcę z urzędu. Pewnie to boli?
– Tylko kiedy się uśmiecham. Mogę skorzystać z pani telefonu?
– Tylko do chwili wejścia sędziego.
Podniósł słuchawkę i zadzwonił do prokuratury trzy piętra wyżej. Poprosił o Portugala i go przełączono.
– Tu Bosch. Mogę wjechać na górę? Musimy porozmawiać.
– Będę tutaj, dopóki nie zostanę wezwany na przedstawienie zarzutów.
– Przyjdę za pięć minut.
Po drodze do wyjścia powiedział woźnemu, że jeśli zgłosi się detektyw nazwiskiem Edgar, ma pojechać do prokuratury. Woźny odparł, że nie ma problemu.
Na korytarzu pod salą tłoczyli się prawnicy i obywatele, którzy z tego czy innego powodu znaleźli się w sądzie. Wydawało się, że wszyscy mają telefony komórkowe. Każdy głos odbijał się wielokrotnie od marmurowej posadzki i wysokiego sufitu, tak iż słychać było wyłącznie stały szum. Harry wpadł do barku z przekąskami i musiał czekać ponad pięć minut, nim dostał kubek kawy. Po wyjściu z barku wbiegł na górę schodami przeciwpożarowymi, bo nie miał ochoty stracić kolejnych pięciu minut na czekanie na jedną z koszmarnie wolnych wind. Gdy wszedł do miniaturowego gabinetu Portugala, Edgar już tam był.
– Zaczynaliśmy się zastanawiać, gdzie się pan podział – rzekł Portugal.
– Cholera, co ci się stało? – dodał Edgar na widok policzka partnera.
– Długa historia. Zaraz ją opowiem.
Usiadł na drugim krześle naprzeciw Portugala i odstawił kawę na podłogę obok siebie. Zdał sobie sprawę, że nie przyniósł kubków dla Portugala i Edgara, dlatego postanowił nie pić przy nich.
Otworzył neseser na kolanach i wyjął złożony „Los Angeles Times”. Zamknął neseser i odstawił go na podłogę.
– No, co się stało? – zapytał Portugal, wyraźnie zaintrygowany, dlaczego Bosch poprosił o spotkanie.
Harry zaczął rozkładać gazetę.
– To, że aresztowaliśmy niewłaściwego człowieka. Lepiej odkręćmy to, zanim zostanie postawiony w stan oskarżenia.
– Ej, cholera. Wiedziałem, że pan coś takiego powie – odparł Portugal. – Nie wiem, czy mam ochotę tego słuchać. Psuje pan dobrą sprawę, Bosch.
– Nie obchodzi mnie, co robię. Jeśli facet tego nie zrobił, to nie zrobił, i tyle.
– Przecież powiedział, że zrobił. Kilka razy.
– Chwilę – zwrócił się Edgar do Portugala. – Niech Harry powie, co ma do powiedzenia. Nie chcemy spieprzyć.
– Może być za późno mimo chęci Pana Chcącego Jak Najlepiej.
– Mów, Harry, i nie przejmuj się. Co się stało?
Opowiedział o zabraniu manekina na Wonderland Avenue i odtworzeniu domniemanej drogi Samuela Delacroix na górę.
– Dotarłem tam, ale ledwo, ledwo – powiedział, dotykając ostrożnie policzka. – Chodzi o to, że Del…
– No tak, dotarł pan – przerwał Portugal. – Dotarł pan, więc i Delacroix mógł to zrobić. W czym problem?
– W tym, że byłem trzeźwy, a on twierdzi, że nie. Wiedziałem też, dokąd idę. Wiedziałem, że na szczycie jest płasko. On z tego sobie nie zdawał sprawy.
– Szukanie dziury w całym.
– Nie, to historyjka Delacroix jest pełna dziur. Nikt nie zaciągnął tam ciała chłopaka. Żył jeszcze, kiedy dostał się na górę. Ktoś go zabił właśnie tam.
– To wszystko bardzo wydumane, detektywie. – Sfrustrowany Portugal potrząsnął głową. – Nie zamierzam zatrzymać procesu tylko dlatego…
– Nie takie znowu wydumane. – Bosch obejrzał się na Edgara, ale partner z ponurą miną unikał jego spojrzenia. Harry wrócił wzrokiem do Portugala. – Niech pan posłucha, jeszcze nie skończyłem. To nie wszystko. Kiedy wczoraj wieczorem wróciłem do domu, przypomniałem sobie o kocie Delacroix. Zostawiliśmy go w przyczepie. Powiedziałem Delacroix, że się nim zajmiemy, ale o tym zapomnieliśmy. Dlatego tam wróciłem.
Bosch usłyszał ciężki oddech Edgara i domyślił się, o co chodzi. Własny partner go nie wtajemniczył. Było dla niego przykre słyszeć te informacje równocześnie z Portugalem. W idealnych warunkach Harry opowiedziałby mu o wszystkim przed przyjściem do prokuratora. Nie było jednak na to czasu.
– Chciałem tylko nakarmić kota. Kiedy jednak tam przyjechałem, ktoś był w przyczepie. Córka.
– Sheila? – zapytał Edgar. – A co ona tam robiła?
Wiadomość była dla niego widocznie na tyle zaskakująca, że przestał się przejmować, czy Portugal wie, że on nie był na bieżąco.
– Przeszukiwała przyczepę. Twierdziła, że ona też przyjechała z powodu kota, ale grzebała w środku, kiedy tam dotarłem.
– Czego szukała? – spytał Edgar.
– Nie chciała mi powiedzieć. Twierdziła, że niczego nie szukała. Zostałem jednak po jej wyjściu i znalazłem kilka rzeczy.
Harry podniósł gazetę.
– To kolumna miejska z niedzieli. Jest tu spory artykuł o sprawie, głównie z ogólnym komentarzem, jak przebiegają badania kryminalistyczne w takich wypadkach. Jest jednak dużo szczegółów o naszej sprawie, które podało niewymienione z nazwiska źródło. Głównie o miejscu, gdzie znaleziono kości.
Poprzedniego wieczoru po pierwszym przeczytaniu artykułu pomyślał, że źródłem tym była Teresa Corazon, ponieważ cytowano udzielone przez nią ogólne informacje o historiach, kiedy miało się do czynienia z kośćmi. Harry zdawał sobie sprawę z dobijanych między informatorami i dziennikarzami targów: jedne informacje zostaną zacytowane z wymienieniem źródła, inne podane anonimowo. Tożsamość informatora była jednak w tym momencie nieistotna, toteż nie poruszał tej sprawy.
– No dobrze, był artykuł. I co z tego wynika? – spytał Portugal.
– Cóż, podano w nim, że kości pogrzebano płytko i najwyraźniej bez użycia jakichkolwiek narzędzi. Podano też, że razem z ciałem zakopano plecak. I wiele innych szczegółów. Niektóre pominięto, na przykład nie wspomniano o deskorolce.
– A wniosek z tego? – spytał znudzonym głosem Portugal.