Выбрать главу

– No, może. Posłuchaj, Harry. Bullets rozglądała się za tobą i, hm, krążą plotki, że podłapałeś przeniesienie.

– Nic o tym nie wiem.

– No, powiesz mi, jeśli coś się będzie działo, prawda? Przecież od dawna pracujemy razem.

– Będziesz pierwszy, Jerry.

Bosch dojechał do Parker Center i poprosił jednego z funkcjonariuszy w holu o pomoc we wniesieniu manekina do laboratorium kryminalistycznego. Zwrócił manekin Jesperowi, który bez trudu zaniósł go do szafy, gdzie go przechowywano.

Jesper zaprowadził Boscha do pokoju, gdzie na stole laboratoryjnym leżała deskorolka. Zapalił lampę na stelażu przy stole i zgasił górne światło. Nasunął szkło powiększające nad deskę i zaprosił Boscha bliżej. W padającym z boku świetle widać było nikłe cienie na powierzchni deski, układające się w wyraźne: 1980 A. D.

Bosch bez trudu pojął, dlaczego Jesper doszedł do wniosku, że litery A. D. znaczyły „Anno Domini”, zwłaszcza że kryminolog nie znał nazwiska ofiary.

– Wygląda na to, że ktoś próbował zetrzeć napis papierem ściernym – powiedział Jesper, podczas gdy Bosch nadal przyglądał się deskorolce. – Założę się, że wtedy kiedy całą deskę poddano renowacji. Polakierowano ją i zamontowano nowe kółka.

– Dobrze – rzekł Bosch, prostując się. – Będę musiał zabrać ją ze sobą, pewnie pokazać paru ludziom.

– Już z nią skończyłem – odparł Jesper. – Należy do ciebie. Włączył z powrotem lampy pod sufitem.

– Zajrzałeś pod drugie kółka?

– Pewnie. Nic tam nie ma, dlatego założyłem rolki z powrotem.

– Masz pudło albo coś takiego?

– Och, myślałem, że wyjedziesz stąd na niej, Harry. – Bosch się nie uśmiechnął. – To żart.

– Wiem.

Jesper wyszedł z sali i wrócił z pustym kartonowym pudłem na akta, wystarczająco długim, by deskorolka się w nim zmieściła. Włożył ją do środka wraz z odkręconymi kółkami i śrubami w małej plastikowej torebce. Bosch podziękował.

– Pomogłem w czymś, Harry?

– Tak myślę, Antoine – odrzekł po chwili wahania.

Jesper pokazał na policzek Harry'ego.

– Przy goleniu?

– Coś w tym rodzaju.

Droga powrotna do Hollywood autostradą okazała się jeszcze bardziej czasochłonna. Bosch wreszcie wybrał zjazd przy Alvarado i dojechał miejskimi ulicami do Bulwaru Zachodzącego Słońca. Dotarł nim do celu wcale nie szybciej, z czego zdawał sobie sprawę.

Po drodze cały czas rozmyślał o deskorolce i Nicholasie Trencie, starając się dopasować ramy czasowe do posiadanych dowodów. Nie wychodziło. W równaniu brakowało jakiegoś elementu. Wiedział, że na jakimś poziomie wszystko układa się w sensowną całość, i był pewien, że dotrze do sedna, jeśli tylko wystarczy mu czasu.

O wpół do piątej otworzył tylne drzwi komendy, trzymając w rękach pudło z deskorolką. Przechodził szybko korytarzem w stronę pokoju detektywów, kiedy Mankiewicz wystawił głowę z dyżurki.

– Ej, Harry.

Bosch obejrzał się na niego, ale się nie zatrzymał.

– Co jest?

– Słyszałem pogłoski. Będzie cię nam brakowało.

Wieści szybko się rozchodziły. Bosch przytrzymał pudło pod prawym ramieniem i lewą ręką zrobił parę kolistych gestów, symbolizujących pływanie po wyimaginowanym oceanie. Był to gest z reguły zarezerwowany dla kierowców mijających się na ulicach radiowozów. Oznaczał: pomyślnych wiatrów. Bosch ruszył dalej.

Całe biurko Edgara i większą część biurka Boscha zajmowała płaska, biała tablica. Edgar wyrysowywał na niej coś, co przypominało termometr. W istocie był to plan Wonderland Avenue; bańka u dołu termometru odpowiadała rondu na końcu ulicy. Kontury przy ulicy symbolizowały poszczególne domy. Od nich odchodziły linie z nazwiskami, wypisanymi zielonym, niebieskim i czarnym mazakiem. Czerwony krzyżyk oznaczał miejsce znalezienia kości.

Bosch na stojąco przyjrzał się diagramowi, nie zadając żadnych pytań.

– Powinniśmy od tego zacząć – powiedział Edgar.

– Na czym to polega?

– Nazwiska na zielono to mieszkańcy z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku, którzy się później przeprowadzili. Niebieskie to wszyscy, którzy wprowadzili się po osiemdziesiątym, ale już się przenieśli. Nazwiska na czarno to obecni mieszkańcy. Wszędzie, gdzie jest tylko czarne nazwisko – jak na przykład Guyot tutaj – znaczy to, że ci ludzie mieszkali tu cały czas.

Bosch kiwnął głową. Były tylko dwa czarne nazwiska: doktor Guyot i niejaki Al Hutter, mieszkający na końcu ulicy położonym dalej od miejsca znalezienia ciała.

– Dobrze – powiedział Bosch, chociaż nie wiedział, czy diagram się teraz na coś przyda.

– Co masz w pudle? – zapytał Edgar.

– Deskorolkę. Jesper coś znalazł.

Bosch odstawił pudło na swoje biurko i zdjął pokrywkę. Powiedział Edgarowi o wydrapanej dacie oraz inicjałach i mu je pokazał.

– Musimy znowu przyjrzeć się Trentowi. Sprawdzić twoją teorię, że przeprowadził się na Wonderland właśnie dlatego, że pogrzebał tu chłopaka.

– Jezu, Harry, to w zasadzie był żart.

– Cóż, teraz trzeba to potraktować poważnie. Musimy cofnąć się, opracować kompletny profil Trenta, sięgający co najmniej tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku.

– A tymczasem dostaniemy następną sprawę. Naprawdę klawo.

– Słyszałem w radiu, że przez weekend ma padać. Przy odrobinie szczęścia wszyscy będą siedzieć spokojnie w domach.

– Harry, większość morderstw jest popełnianych w domach.

Bosch popatrzył przez pokój detektywów. Zobaczył, że porucznik Billets stoi w drzwiach swojego gabinetu i przyzywa go machaniem ręki. Zapomniał, że Edgar powiedział mu, iż go szukała. Wskazał palcem Edgara i siebie, pytając, czy pani porucznik chce widzieć ich obu. Grace Billets potrząsnęła głową i wskazała tylko na niego. Wiedział, o co jej chodzi.

– Muszę iść do Bullets.

Edgar podniósł na niego wzrok. On też wiedział, na co się zanosi.

– Powodzenia, partnerze.

Przeszedł przez pokój detektywów do gabinetu przełożonej. Siedziała już za biurkiem.

– Harry, masz natychmiast skontaktować się z wydziałem operacyjnym – powiedziała, nie patrząc na niego. – Zadzwoń do porucznika Bollenbacha, zanim weźmiesz się do czegokolwiek. To rozkaz.

Pokiwał głową.

– Pytała go pani, dokąd zostaję przeniesiony?

– Nie, Harry, za bardzo jestem wkurwiona. Bałam się, że jeśli zapytam, to się z nim pożrę, a przecież to nie jego wina. Bollenbach to tylko posłaniec.