Jego telefon zabrzęczał w chwili, gdy zamykał bagażnik. Dzwonił Edgar.
– Gdzie jesteś, Harry?
– W Lone Pine.
– Lone Pine! Cholera, co ty tam robisz?
– Nie mam czasu rozmawiać. Gdzie jesteś?
– W biurze, jak się umówiliśmy. Myślałem, że…
– Słuchaj, zadzwonię do ciebie za godzinę. Na razie roześlij od nowa wiadomość, żeby rozglądano się za Stokesem.
– Co?
Bosch obejrzał się na dom, żeby upewnić się, że Blaylockowie nie mogą go słyszeć.
– Powiedziałem, że masz rozesłać od nowa wiadomość, żeby rozglądano się za Stokesem. Musimy go zgarnąć.
– Dlaczego?
– Bo to on zabił tego dzieciaka.
– Co jest, cholera?
– Zadzwonię do ciebie za godzinę. Roześlij wiadomość.
Przerwał połączenie i tym razem wyłączył telefon.
Po powrocie Bosch postawił pudło na podłodze i otworzył neseser na kolanach. Wyszperał kopertę ze zdjęciami rodzinnymi, które dostał od Sheili Delacroix. Wyjął je, podzielił na dwie części i podał Donowi i Audrey.
– Proszę przyjrzeć się chłopcu na tych zdjęciach i powiedzieć, czy go poznajecie i czy kiedykolwiek był u was w domu. Z Johnnym czy kimkolwiek innym.
Patrzył, jak małżonkowie przeglądają zdjęcia, a potem się nimi wymieniają. Gdy skończyli, oboje pokręcili głowami i oddali mu fotografie.
– Nie poznajemy go – powiedział Don Blaylock.
– No dobrze – rzekł Bosch, chowając zdjęcia do koperty.
Zamknął neseser i postawił go na podłodze. Otworzył pudło i wyjął z niego deskorolkę.
– Czy któreś z państwa…
– To deska Johna – oświadczyła Audrey.
– Jest pani pewna?
– Tak, poznaję ją. Kiedy go… kiedy zabrali go od nas, została po nim. Powiedziałam mu, że ją mamy. Dzwoniłam do niego do domu, ale nigdy po nią nie przyjechał.
– Skąd pani wie, że właśnie ta deska należała do niego?
– Po prostu pamiętam. Nie podobała mi się ta czaszka z piszczelami. Przypominam je sobie.
Harry odłożył deskorolkę do pudła.
– Co się z nią stało, skoro się po nią nie zgłosił?
– Sprzedaliśmy ją – powiedziała Audrey. – Kiedy po trzydziestu latach Don przeszedł na emeryturę, sprzedaliśmy wszystkie nasze śmiecie. Urządziliśmy gigantyczną wyprzedaż w garażu.
– Raczej w całym domu – dodał mąż. – Pozbyliśmy się wszystkiego.
– Nie wszystkiego. Nie chciałeś sprzedać tego durnego dzwonu pożarowego, który był na podwórku za domem. Tak czy inaczej właśnie wtedy sprzedaliśmy tę deskorolkę.
– Pamięta pani komu?
– Tak, naszemu bezpośredniemu sąsiadowi. Panu Trentowi.
– Kiedy to było?
– Latem dziewięćdziesiątego drugiego. Zaraz po sprzedaniu domu. Pamiętam, że transakcja nie była jeszcze prawomocna.
– Dlaczego pamięta pani, że sprzedała deskorolkę Trentowi? Dziewięćdziesiąty drugi był dawno temu.
– Pamiętam, bo kupił połowę tego, co wystawiliśmy na sprzedaż. Tę gorszą. Pozbierał wszystko i zaproponował nam łączną cenę. Potrzebował tego do swojej pracy. Był scenografem.
– Dekoratorem planu – poprawił ją mąż. – To różnica.
– Tak czy owak wszystko, co od nas kupił, wykorzystywał do filmów. Zawsze miałam nadzieję, że rozpoznam na ekranie coś, co było u nas w domu, ale nigdy mi się nie udało.
Bosch zapisał jeszcze kilka linijek w notesie. Miał już prawie wszystko, czego potrzebował od Blaylockow. Był już czas ruszać na południe do Los Angeles, żeby zakończyć dochodzenie.
– Skąd macie deskorolkę? – zapytała go Audrey.
Bosch podniósł wzrok znad notesu.
– Była wśród rzeczy pana Trenta.
– Wciąż tam mieszka? – zapytał Don Blaylock. – Był wspaniałym sąsiadem. Nigdy nie stwarzał żadnych problemów.
– Do niedawna – odparł Bosch. – Niestety, umarł.
– Ojej! – zawołała Audrey. – Jaka szkoda. Przecież nie był taki stary.
– Mam jeszcze tylko kilka pytań. Czy John Stokes mówił kiedykolwiek, w jaki sposób wszedł w posiadanie tej deskorolki?
– Mówił, że wygrał ją w zawodach z innymi chłopcami ze szkoły – powiedziała Audrey.
– Szkoły The Brethren?
– Tak. Tam właśnie chodził, kiedy go wzięliśmy, więc tam go zostawiliśmy.
Bosch pokiwał głową i popatrzył na swoje zapiski. Miał już wszystko. Zamknął notes, wsunął go do kieszeni i wstał, by się pożegnać.
Rozdział 51
Bosch postawił samochód na miejscu parkingowym przed restauracją „Lone Pine Diner”. Loże przy oknach były pełne; prawie wszyscy zajmujący je ludzie spoglądali na samochód Departamentu Policji Los Angeles, znajdujący się teraz przeszło trzysta kilometrów od tego miasta.
Był głodny, ale nie mógł dłużej odkładać rozmowy z Edgarem. Wyjął telefon komórkowy i wybrał numer. Edgar odebrał, zanim skończył się pierwszy sygnał.
– To ja. Rozesłałeś komunikat, żeby szukano Stokesa?
– Tak. Trochę ciężko to robić, kiedy człowiek nie ma pojęcia, co się dzieje, partnerze.
Ostatnie słowo wypowiedział, jakby było synonimem dupka. Była to ich ostatnia wspólna sprawa i Harry pożałował, że kończy się właśnie w ten sposób. Wiedział, że to jego wina. Usunął Edgara na margines śledztwa z powodów niejasnych nawet dla samego siebie.
– Masz rację, Jerry – powiedział. – Spieprzyłem. Po prostu chciałem, żeby coś się działo, a to oznaczało konieczność wyjazdu w środku nocy.
– Pojechałbym z tobą.
– Wiem – skłamał Harry. – Po prostu się nie zastanowiłem, tylko pojechałem. Już wracam.
– No, to zacznij od początku, żebym, kurwa, wiedział, co się dzieje w mojej własnej sprawie. Czuję się jak kretyn: rozsyłam komunikat i nawet nie wiem dlaczego.
– Powiedziałem ci, że Stokes to sprawca.
– Tak, tyle mi powiedziałeś, ale ani słowa więcej.
Następnych dziesięć minut Bosch spędził na przyglądaniu się jedzącym i opowiadaniu Edgarowi o swoich ostatnich dokonaniach, żeby jego partner był wreszcie na bieżąco.
– Jezu Chryste, a mieliśmy go w garści – powiedział Edgar, gdy Bosch wreszcie skończył.