Collins głupkowato zamrugał oczyma.
— Jak długo? — spytał.
— Możesz to sobie wyliczyć — odrzekł Jang. — Stawka wynosi pięćdziesiąt kredytek miesięcznie, a praca trwa dopóty, dopóki nie spłacisz swojego długu.
Kilof wypadł Collinsowi z ręki. Nie, nie mogli mu tego zrobić! Korporacja utylitarna musiała już przecież uświadomić sobie swój błąd! To oni go popełnili, pozwalając, by ich urządzenie wyśliznęło się w przeszłość. Czy nie zdawali sobie z tego sprawy?
— To pomyłka! — oznajmił głośno Collins.
— Nie ma mowy o pomyłce — odrzekł Jang. — Tym na górze ciągle brakuje rąk do pracy. Muszą bez przerwy rekrutować nowych. No, chodź! Po pierwszym tysiącu lat nie będziesz przywiązywać do tego wagi.
Collins ruszył już za Jangiem w stronę kamieniołomu.
Gdy jednak usłyszał to, co powiedział jego przewodnik, zatrzymał się.
— Po pierwszym tysiącu lat?! — spytał ze zgrozą. — Przecież nie będę żył tak długo!
— Na pewno będziesz — poinformował go Jang. — Prosiłeś o nieśmiertelność, prawda?
Rzeczywiście. Zażyczył jej sobie dosłownie na chwilę przed tym, jak odebrali mu maszynę, i zapewne otrzymał. A może zrobili to zanim poprosił o nieśmiertelność?
Nagle Collins coś sobie przypomniał. To dziwne, ale na rachunku, który przedstawił mu Flign, nie figurowała taka pozycja.
— Jaką sumą mogą mnie obciążyć za nieśmiertelność? — jytał Janga.
Ten spojrzał na niego i zaśmiał się.
— Nie bądź naiwny, koleś — powiedział. — Powinieneś sam już się tego domyślić.
— Jasna sprawa, że akurat to dali ci za darmo — dodał, prowadząc Collinsa w stronę kamieniołomu.