Obrońcy Roba wpadli we wściekłość i tę odpowiedź wykreślono z protokołu. Sędzia zwrócił się do przysięgłych i pouczył ich, aby nie uwzględniali jej w żaden sposób przy podejmowaniu decyzji.
Czy ktokolwiek uwierzył w to, co zeznałam o łańcuszku, który Rob dał Andrei? Nie wiem. Sprawa trafiła do przysięgłych, którzy naradzali się prawie przez tydzień. Potem dowiedzieliśmy się, że kilku przysięgłych skłaniało się ku orzeczeniu zabójstwa, lecz reszta upierała się przy morderstwie z premedytacją. Uważali, że Rob wszedł do garażu z łyżką do opon, ponieważ zamierzał zabić Andreę.
Czytałam stenogram z procesu, ilekroć Westerfield występował o zwolnienie warunkowe, i pisałam zapalczywe listy, protestując przeciwko skróceniu mu kary. Kiedy jednak odsiedział prawie dwadzieścia dwa lata, zdałam sobie sprawę, że tym razem prośba o zwolnienie warunkowe może zostać uwzględniona, i dlatego właśnie wróciłam do Oldham nad rzeką Hudson.
Mam trzydzieści lat, mieszkam w Atlancie i pracuję jako reporterka w dziale kryminalnym „Atlanta New’s”. Redaktor naczelny, Pete Lawlor, poczytuje sobie za osobisty afront, jeśli ktoś z personelu bierze nawet ustawowy urlop, spodziewałam się więc, że podskoczy pod sufit, kiedy poinformowałam go, że potrzebuję kilku dni wolnych i mogę potrzebować jeszcze kilku później.
– Wychodzisz za mąż?
Powiedziałam mu, że to ostatnia rzecz, o jakiej myślę.
– Więc o co chodzi?
Nie wspominałam nikomu w redakcji o swoich sprawach osobistych, lecz Pete Lawlor należy do ludzi, którzy zdają się wiedzieć wszystko o wszystkich. Ma trzydzieści jeden lat, łysieje, zawsze stara się zrzucić te kilka dodatkowych kilogramów i jest prawdopodobnie najsprytniejszym człowiekiem, jakiego znam. Sześć miesięcy po tym, gdy zaczęłam pracować w „News”, i napisałam artykuł o zabójstwie nastolatki, zauważył niedbałym tonem:
– Pewnie trudno ci było o tym pisać. Wiem o twojej siostrze.
Nie oczekiwał odpowiedzi, a ja jej nie udzieliłam, ale widać było, że mi współczuje. To pomogło. Napisanie artykułu rzeczywiście przyszło mi z trudem.
– Zabójca Andrei stara się o zwolnienie warunkowe. Obawiam się, że teraz może mu się udać, i chcę się przekonać, czy mogę coś zrobić, żeby temu zapobiec.
Pete odchylił się na krześle. Zawsze nosił rozpiętą pod szyją koszulę i sweter. Czasem zastanawiałam się, czy w ogóle ma marynarkę.
– Jak długo siedział?
– Prawie dwadzieścia dwa lata.
– Ile razy występował o zwolnienie warunkowe?
– Dwa.
– Sprawiał jakieś kłopoty, kiedy był w więzieniu?
Czułam się jak uczennica wyrwana do odpowiedzi.
– Nic o tym nie wiem.
– Zatem prawdopodobnie wyjdzie.
– Spodziewam się, że tak.
– Więc czemu zawracasz sobie tym głowę?
– Bo muszę.
Pete Lawlor nie lubi tracić czasu ani słów. Nie zadawał więcej żadnych pytań. Po prostu skinął głową.
– Dobra. Kiedy przesłuchanie?
– W przyszłym tygodniu. Mam porozmawiać z kimś z komisji w poniedziałek.
Wrócił do papierów na swoim biurku, dając w ten sposób do zrozumienia, że uważa rozmowę za skończoną.
– Jedź – powiedział. A kiedy się odwróciłam, dodał: – Ellie, nie jesteś taka twarda, jak ci się zdaje.
– Owszem, jestem. – Nie podziękowałam mu za wolne dni.
To było wczoraj. Następnego dnia, w sobotę, poleciałam z Atlanty na lotnisko w Westchester i wynajęłam samochód.
Mogłam się zatrzymać w motelu w Ossining w pobliżu Sing Sing, więzienia, w którym odbywał karę zabójca Andrei. Zamiast tego pojechałam dwadzieścia pięć kilometrów dalej, do mojego rodzinnego miasteczka, Oldham nad rzeką Hudson, i odnalazłam gospodę Parkinsona. Pamiętałam ją mgliście jako miejsce, gdzie przychodziliśmy czasem na obiad lub kolację.
Gospoda była zwykle zatłoczona. W to chłodne sobotnie październikowe popołudnie przy stolikach w sali jadalnej siedzieli swobodnie ubrani ludzie, głównie pary i rodziny. Przeżyłam chwilę przeszywającej nostalgii. Tak właśnie zapamiętałam swoje dawne życie, nas czworo jedzących tu obiad w sobotę, a potem czasem tata podrzucał Andreę i mnie do kina. Andrea spotykała się z koleżankami, lecz nie przeszkadzało jej, że pętam się w pobliżu.
„Ellie to dobry dzieciak, nie jest skarżypytą” – mawiała. Jeśli film kończył się wcześniej, pędziłyśmy wszystkie do kryjówki w garażu, gdzie Andrea, Joan, Margy i Dottie wypalały szybkiego papierosa przed pójściem do domu.
Andrea miała przygotowaną odpowiedź, jeśli tata wyczuł dym na jej ubraniu. „Nic na to nie poradzę. Po filmie poszłyśmy na pizzę, a tam mnóstwo ludzi paliło”. Potem puszczała do mnie oko.
W gospodzie było tylko osiem pokoi gościnnych, udało mi się jednak wynająć jeden, spartańskie pomieszczenie z żelaznym łóżkiem, komodą, nocnym stolikiem i krzesłem. Okno wychodziło na wschód, w kierunku, gdzie znajdował się dom, w którym mieszkaliśmy. Tego popołudnia słońce świeciło blado i co chwila kryło się za chmurami, a potem schowało się zupełnie.
Stałam w oknie, patrząc przed siebie, i wydawało mi się, że znów mam siedem lat i obserwuję, jak mój ojciec nakręca pozytywkę.
7
Zapamiętałam to popołudnie jako decydujący dzień w moim życiu. Święty Ignacy Loyola powiedział: „Dajcie mi dziecko, nim skończy siedem lat, a pokażę wam mężczyznę”.
Przypuszczam, że równie dobrze mogło się to odnosić do kobiety. Stałam tam, cicho jak myszka, patrząc, jak ojciec, którego podziwiałam, płacze i przyciska do piersi fotografię mojej nieżyjącej siostry, podczas gdy wokół unoszą się delikatne dźwięki z pozytywki.
Spoglądam wstecz i zastanawiam się, czy przyszło mi do głowy, żeby podbiec, objąć go, ukoić jego smutek i pozwolić, by połączył się z moim. Ale chyba nawet wtedy rozumiałam, że jego żal jest wyjątkowy i niezależnie od tego, co zrobię, nigdy nie zdołam uśmierzyć jego bólu.
Porucznik Edward Cavanaugh, wyróżniający się funkcjonariusz Nowojorskiej Policji Stanowej, który zachowywał się jak bohater w wielu zagrażających życiu sytuacjach, nie potrafił ocalić życia swojej pięknej, upartej, piętnastoletniej córce i nikt nie mógł dzielić z nim cierpienia, nawet najbliżsi.
Po latach zrozumiałam, że kiedy nie ma z kim dzielić smutku, wina krąży jak gorący ziemniak, przekazywana z rąk do rąk, póki nie trafi do osoby, która nie jest w stanie odrzucić jej dalej.
W tym wypadku ową osobą byłam ja.
Detektyw Longo nie tracił czasu, kiedy złamałam obietnicę złożoną siostrze. Dałam mu dwa tropy, dwóch prawdopodobnych podejrzanych: Roba Westerfielda, który wykorzystał swój spryt i nieodparty urok bogatego lekkoducha, by zawrócić Andrei w głowie, i Paula Stroebela, nieśmiałego i niezbyt rozgarniętego nastolatka, zakochanego do szaleństwa w pięknej dziewczynie, oklaskującej jego wyczyny na boisku piłkarskim.
Kibicowanie własnej drużynie – nikt nie był w tym lepszy od mojej siostry!
Kiedy przeprowadzano sekcję zwłok Andrei i czyniono przygotowania do pogrzebu na cmentarzu Brama Niebios, gdzie miała spocząć obok dziadków ze strony ojca, których pamiętam bardzo mgliście, detektyw Longo przesłuchał Roba Westerfielda i Paula Stroebela. Obaj zapewniali, że nie widzieli Andrei w czwartek wieczorem i nie zamierzali się z nią spotkać.
Paul pracował na stacji benzynowej, i chociaż była zamykana o siódmej, utrzymywał, że został dłużej w warsztacie, by dokonać drobnych napraw kilku samochodów. Rob Westerfield przysięgał, że poszedł do miejscowego kina, i nawet pokazał przedarty bilet jako dowód.