Выбрать главу

Pamiętam, jak stałam nad grobem Andrei, ściskając w ręku jedną różę na długiej łodydze, i jak po skończonej ceremonii kazano mi położyć ją na trumnie siostry. Pamiętam też, że czułam się martwa w środku, tak samo martwa i obojętna jak Andrea, kiedy klęczałam nad nią w kryjówce.

Chciałam jej powiedzieć, jak bardzo mi przykro, że zdradziłam jej sekret o spotkaniach z Robem, i równie gorąco chciałam jej wyznać, jak mi przykro, iż nie wyjawiłam go w momencie, kiedy okazało się, że wyszła od Joan, lecz nie dotarła do domu. Ale, rzecz jasna, nic nie powiedziałam. Rzuciłam kwiat, lecz ześliznął się z trumny, i zanim zdążyłam go podnieść, babcia przeszła obok mnie, żeby położyć na trumnie swój kwiat, i wdeptała moją różę w błotnistą ziemię.

Kilka chwil później wyszliśmy z cmentarza i w tłumie uroczystych twarzy wychwyciłam gniewne spojrzenia skierowane w moją stronę. Westerfieldowie trzymali się na uboczu, lecz państwo Stroebelowie tam byli, stali po obu stronach Pauliego, dotykając go ramionami. Pamiętam zalewające mnie poczucie winy, przytłaczające i dławiące. Nigdy mnie nie opuściło.

Próbowałam im powiedzieć, że kiedy klęczałam nad ciałem Andrei, słyszałam tuż obok czyjś oddech, lecz nie uwierzono mi, ponieważ byłam zszokowana i przerażona. Mój własny oddech, gdy wybiegłam z lasu, był tak ciężki i chrapliwy jak podczas ataków kaszlu. W następnych latach jednak wiele razy budził mnie ten sam koszmar: klęczę nad ciałem siostry, ślizgając się w jej krwi, i słyszę ochrypłe, zwierzęce sapanie i zduszony chichot drapieżcy.

Instynkt samozachowawczy, który ocalił ludzkość przed zagładą, mówi mi, że Rob Westerfield nosi w sobie przyczajoną bestię i kiedy wyjdzie na wolność, znowu uderzy.

8

Poczułam łzy napływające do oczu, więc odwróciłam się od okna, sięgnęłam po walizkę i rzuciłam ją na łóżko. Prawie się uśmiechnęłam, gdy wypakowałam jej zawartość, uświadomiwszy sobie, że trzeba z mojej strony tupetu, aby nawet w duchu krytykować Pete’a Lawlora za niedbały sposób ubierania się. Ja miałam na sobie dżinsy i rozciągnięty golf. Do walizki, poza koszulą nocną i bielizną, zabrałam tylko długą wełnianą spódnicę i dwa swetry. Moje ulubione buty to drewniaki, i to też nieźle, bo mam metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Włosy zachowały swój piaskowy odcień. Noszę je rozpuszczone albo upinam w kok lub też związuję z tyłu.

Piękna, kobieca Andrea przypominała matkę. Ja mam twarde rysy ojca, które bardziej pasują do mężczyzny niż do kobiety. Nikt nigdy nie nazwie mnie gwiazdką na świątecznej choince.

Kuszące zapachy napływały z sali jadalnej i zdałam sobie sprawę, że jestem głodna. Złapałam poranny rejs z Atlanty i oczywiście musiałam zjawić się na lotnisku na długo przed odlotem. Cały mój posiłek, jeśli można to tak nazwać, składał się z filiżanki podłej kawy.

Była pierwsza trzydzieści, kiedy zeszłam do jadalni, i tłum przybyłych na lunch gości już się przerzedzał. Bez trudu znalazłam miejsce, mały stolik w pobliżu płonącego kominka. Nie miałam pojęcia, jak jest zimno, dopóki nie poczułam ciepła przenikającego moje ręce i stopy.

– Podać pani coś do picia? – spytała kelnerka, uśmiechnięta siwowłosa kobieta z imieniem „Liz” na plakietce.

Dlaczego nie, pomyślałam i zamówiłam kieliszek czerwonego wina.

Kiedy wróciła, powiedziałam jej, że zdecydowałam się na zupę cebulową, a ona odrzekła, że to zawsze była specjalność zakładu.

– Długo tu pracujesz, Liz? – spytałam.

– Dwadzieścia pięć lat. Aż trudno uwierzyć.

Mogła nas obsługiwać przed laty.

– Nadal podajecie masło orzechowe i kanapki z dżemem? – spytałam.

– Och tak, pewnie. Czy jadła je pani?

– Owszem, jadłam. – Natychmiast pożałowałam, że o tym wspomniałam. Ostatnia rzecz na świecie, jakiej sobie życzyłam, to ta, aby ludzie pamiętający dawne czasy uświadomili sobie, że jestem „siostrą owej dziewczyny, która została zamordowana dwadzieścia trzy lata temu”.

Ale Liz najwidoczniej była przyzwyczajona do gości, chwalących się, że jedli coś w tej gospodzie przed laty, i bez żadnych dalszych komentarzy odeszła od stolika.

Sączyłam wino i stopniowo zaczęłam przypominać sobie różne okazje, kiedy wpadaliśmy tu całą rodziną, gdy jeszcze byliśmy rodziną. Zwykle urodziny i kolacje po powrocie z przejażdżek. Ostatni raz przyszliśmy tu podczas wizyty mojej babci mieszkającej prawie od roku na Florydzie. Pamiętam, że mój ojciec odebrał ją z lotniska i spotkał się z nami tutaj. Mieliśmy dla niej tort. Różowe litery na białym lukrze układały się w napis: „Witaj w domu. Babciu”.

Rozpłakała się i były to łzy szczęścia. Ostatnie łzy szczęścia, jakie popłynęły w naszej rodzinie. I ta myśl przywiodła mi na pamięć łzy wylane w dniu pogrzebu Andrei i straszną publiczną kłótnię między matką a ojcem.

9

Po pogrzebie wróciliśmy do domu. Kobiety z sąsiedztwa przygotowały stypę i było tam mnóstwo ludzi: nasi dawni sąsiedzi z Irvington, nowe przyjaciółki matki z naszej parafii, członkinie jej klubu brydżowego i wolontariuszki ze szpitala. Było tam również wielu starych przyjaciół i kolegów z pracy ojca, niektórzy w mundurach i na służbie, i ci wpadli tylko na chwilę, żeby złożyć kondolencje.

Pięć dziewcząt najbardziej zaprzyjaźnionych z Andrea, z oczami zapuchniętymi od płaczu, zgromadziło się w kącie. Joan, z którą uczyła się przed śmiercią, była najbardziej przygnębiona i pozostałe musiały ją pocieszać.

Czułam się odseparowana od nich wszystkich. Moja matka wyglądała bardzo smutno w czarnej sukni; siedziała na kanapie w salonie, otoczona przyjaciółkami, trzymającymi ją za rękę lub podającymi jej filiżankę herbaty. „To cię rozgrzeje, Genine. Masz takie zimne dłonie”. Była opanowana, chociaż z oczu leciały jej łzy, i kilka razy słyszałam, jak mówi: „Nie mogę uwierzyć, że nie żyje”.

Ona i mój ojciec trzymali się razem podczas pogrzebu, teraz jednak usiedli w oddzielnych pokojach, ona w salonie, on na zamkniętym kuchennym ganku, który stał się dla niego czymś w rodzaju azylu. Moja babcia była w kuchni wraz z kilkoma starymi przyjaciółkami z Irvington, wspominającymi najszczęśliwsze chwile w swoim życiu.

Snułam się wśród nich, a chociaż ludzie zagadywali mnie i mówili, jaką jestem dzielną dziewczynką, czułam się straszliwie samotna. Chciałam być z Andreą. Chciałam pójść do pokoju mojej siostry, zastać ją tam i skulić się obok na łóżku, podczas gdy ona będzie paplać bez końca przez telefon z przyjaciółkami i z Robem Westerfieldem.

Zanim do niego zadzwoniła, pytała: „Czy mogę ci zaufać, Ellie?”.

Oczywiście, że mogła. Rob prawie nigdy nie dzwonił do nas do domu, ponieważ nie wolno jej było zadawać się z nim, i zawsze istniało ryzyko, że nawet jeśli Andrea odbierze telefon w swoim pokoju, matka lub ojciec podniesie słuchawkę na dole i usłyszy jego głos.

Matka lub ojciec? Czy może tylko ojciec? Czy moja matka byłaby zła? Bądź co bądź. Rob był Westerfieldem, a obie panie Westerfield, starsza i młodsza, uczestniczyły czasami w zebraniach klubu kobiet, do którego należała moja matka.

Wróciliśmy do domu w południe. O drugiej ludzie zaczęli mówić rzeczy w rodzaju: „Na pewno jesteście wykończeni, musicie odpocząć”.

Wiedziałam, iż oznaczało to, że, złożywszy uszanowanie pogrążonym w smutku członkom rodziny i wyraziwszy swój szczery żal, byli gotowi rozejść się do domów. Jeśli zwlekali, to tylko dlatego, że chcieli być u nas w momencie, gdy nadejdą jakieś wiadomości o postępach w śledztwie.

Wówczas już wszyscy słyszeli o wybuchu Pauliego Stroebela w szkole i wiedzieli, że Andrea była w aucie Roba Westerfielda, kiedy został zatrzymany za przekroczenie prędkości w zeszłym miesiącu.